Hide
BĄDŹ NA BIEŻĄCO!
Follow on Facebook
Facebook
Show
Sat, Apr 27, 2024

Sport

Sport

All Stories

Po "rozczarowującej" rundzie ruszyła kolejna tura negocjacji Londynu i Brukseli

Po określonych przez stronę unijną jako "rozczarowujące" poprzednich rozmowach, w poniedziałek ruszyła kolejna tura negocjacji pomiędzy Londynem, a Brukselą w sprawie przyszłych relacji "27" i Wielkiej Brytanii.

Ma to być przedostatnia runda przed zaplanowanym na czerwiec przeglądem z udziałem liderów. Dotychczasowe pertraktacje przyniosły niewielki postęp i oskarżenia ze strony Komisji Europejskiej pod adresem Downing Street, że spowalnia rozmowy w ważnych kwestiach.

Premier Wielkiej Brytanii Boris Johnson mimo wpływu na negocjację pandemii odmawia konsekwentnie przedłużenia okresu przejściowego, który potrwa do końca bieżącego roku. W jego trakcie Zjednoczone Królestwo jest wprawdzie poza instytucjami unijnymi, ale faktycznie stosuje się do praw i obowiązków oraz korzysta z przywilejów UE, w tym uczestnictwa w jednolitym rynku.

Bez umowy przed końcem roku obie strony czeka ekonomiczny brexit, oznaczający m.in. konieczność przywrócenia ceł i kwot taryfowych we wzajemnym handlu oraz granicy między Irlandią, a Irlandią Północną. Zawarcie porozumienie musi nastąpić odpowiednio wcześniej, aby dać czas parlamentom z obu stron na procedurę ich ratyfikacji. Z tego względu obie strony jeszcze w zeszłym roku umówiły się na przegląd postępu w czerwcu.

Na razie sytuacja nie wygląda jednak najlepiej. Główny negocjator ze strony unijnej Michel Barnier mówił pod koniec kwietnia, po ostatniej rundzie rozmów, że dotychczasowy postęp był "rozczarowujący".

Chodzi głównie o rozwiązania, które miałby zapewnić równe warunki działania dla przedsiębiorstw po obu stronach kanału La Manche, ramy zarządzania przyszłym porozumieniem, w tym rolę Trybunału Sprawiedliwości UE oraz kwestię rybołówstwa.

Londyn wolałby węższego porozumienia ograniczonego tylko do handlu, ale - jak podkreślał Barnier - UE nie zaakceptuje sytuacji, w której postęp będzie dokonywany tylko w wybranych obszarach.

Z opublikowanego przez Komisję Europejską harmonogramu wynika, że negocjacje w tym tygodniu będą dotyczyć m.in. handlu dobrami, usługami, inwestycji, rybołówstwa, zasad dla przedsiębiorstw, które miałby zapewnić uczciwą konkurencję, energii oraz współpracy sądowniczej i nadzoru nad wdrażaniem porozumienia. Podsumowania rozmów można się spodziewać w piątek.

Z Brukseli Krzysztof Strzępka (PAP)

Mieszkańcy Anglii powinni zasłaniać twarz w zamkniętych pomieszczeniach

Mieszkańcy Anglii powinni zasłaniać nos i usta w komunikacji miejskiej oraz w zamkniętych pomieszczeniach, gdzie nie jest możliwe utrzymywanie dystansu społecznego - poinformował w wydanych w poniedziałek wytycznych brytyjski rząd.

Gabinet Borisa Johnsona opublikował 50-stronicowe wytyczne, które wyjaśniają i precyzują ogłoszone poprzedniego wieczora przez premiera kroki w celu stopniowego znoszenia ograniczeń wprowadzonych w celu zatrzymania epidemii koronawirusa. Odnoszą się one tylko do Anglii, gdyż władze Szkocji, Walii i Irlandii Północnej - które mają kompetencje do podejmowania takich decyzji - już wcześniej poinformowały o przedłużeniu ograniczeń.

"W miarę jak coraz więcej osób będzie wracać do pracy, zwiększy się kontakt poza najbliższym gospodarstwem domowym. Ta zwiększona mobilność oznacza, że rząd zaleca obecnie, aby ludzie starali się zakrywać twarz w zamkniętych pomieszczeniach, gdzie dystans społeczny nie zawsze jest możliwy i gdzie mają kontakt z innymi, z którymi zwykle się nie spotykają, np. w środkach transportu publicznego lub w niektórych sklepach" - napisano w wytycznych.

Zalecenie zasłaniania twarzy już wcześniej wprowadziły władze pozostałych części Zjednoczonego Królestwa, ale tak samo jak w przypadku Anglii nie jest to obowiązek.

Sprecyzowano też, że od środy mieszkańcy Anglii będą mogli spotykać się z jedną osobą spoza ich własnego gospodarstwa domowego, o ile będą pozostawać na zewnątrz i utrzymywać dystans dwóch metrów. Będą mogli także dowolnie często wychodzić z domu w celu aktywności fizycznej, ćwiczyć wraz z jedną osobą spoza własnego gospodarstwa domowego i jeździć do dowolnej otwartej przestrzeni w kraju, tzn. do parku narodowego, na plażę itp., ale tylko w granicach Anglii.

W wytycznych wyjaśniono, że według badań naukowych ryzyko zakażenia na otwartym powietrzu jest znacząco niższe niż w zamkniętych przestrzeniach.

Potwierdzono, że od środy do pracy mogą wracać osoby pracujące na zewnątrz, czyli np. na budowach, a także w zakładach przemysłowych, o ile wprowadzone w nich zostaną środki w celu zminimalizowania zakażenia. Ponadto osoby te powinny w miarę możliwości unikać transportu publicznego.

W wydanych wytycznych potwierdzono kolejne etapy, o których mówił Johnson. Jeśli nie zwiększy się poziom zagrożenia wirusem od 1 czerwca, może się rozpocząć proces otwierania szkół, a także sklepów. Tego samego dnia - i również pod tym samym warunkiem - będą mogły zostać wznowione imprezy sportowe i kulturalne, choć bez udziału publiczności.

W kolejnym etapie, najwcześniej od 4 lipca, wznowić działalność będą mogły salony fryzjerskie, salony piękności, a także puby, restauracje i hotele, choć będą one musiały wprowadzić ograniczenia w celu utrzymywania dystansu społecznego.

Sprecyzowano też, że obowiązkowej dwutygodniowej kwarantannie będą podlegać wszyscy przyjeżdżający do Wielkiej Brytanii, niezależnie od środka transportu (Johnson mówił w niedzielę tylko o samolotach), ale już wcześniej wyjaśniono, że zwolnione z tego będą osoby przyjeżdżające z Irlandii i Francji.

Ponadto od środy podwyższono kary dla osób łamiących zalecenia - podstawowa kara wzrośnie z 60 do 100 funtów. Obniżona zostanie o połowę, jeśli ukarany zapłaci ją w ciągu 14 dni, ale kary wzrastają dwukrotnie w przypadku każdego ponownego przyłapaniu na wykroczeniu - maksymalnie do 3 200 funtów.

Z Londynu Bartłomiej Niedziński (PAP)

Obraz Christo Anestev z Pixabay 

Chiny/ Uczniowie wracają do szkół w Wuhanie, gdzie wybuchła pandemia

Uczniowie w mieście Wuhan w chińskiej prowincji Hubei zaczęli w środę wracać do szkół po kilkumiesięcznej przerwie spowodowanej pandemią koronawirusa, która wybuchła tam pod koniec 2019 roku. Jest to kolejny sygnał, że sytuacja w mieście powoli wraca do normy.

Naukę w szkołach wznowili w środę w prowincji Hubei uczniowie ostatnich klas liceów, którzy przygotowują się do trudnego i bardzo ważnego egzaminu gaokao – odpowiednika matury, którego wynik decyduje o wstępie na uczelnie wyższe. Data powrotu do szkół młodszych roczników nie została jeszcze ogłoszona.

W szkołach obowiązują nadzwyczajne środki ostrożności. Na zdjęciach publikowanych przez miejscowe media widać uczniów w maseczkach ochronnych, siedzących pojedynczo w ławkach ustawionych w metrowych odstępach. Według miejscowych urzędników przed powrotem do szkół w Wuhanie uczniowie i pracownicy przeszli testy na koronawirusa.

Wszyscy wchodzący do placówki muszą poddać się pomiarowi temperatury ciała – podała chińska agencja CNS, opisując środki obowiązujące w jednym z liceów w mieście Xiangfan w Hubei. Osoby z gorączką kierowane będą do specjalnego namiotu, gdzie w pogotowiu czekają pracownicy w kombinezonach epidemicznych. W środę nie wykryto przypadków podwyższonej temperatury – dodała agencja.

Szkoły w prowincji Hubei, podobnie jak w innych miejscach Chin, były nieczynne od stycznia w związku z pandemią koronawirusa. Od tamtej pory uczniowie uczestniczyli jedynie w zajęciach online. W wielu innych regionach kraju, w tym w Pekinie, Szanghaju i prowincji Guangdong, niektórzy uczniowie wrócili do szkół w kwietniu.

Szczytowy okres szerzenia się koronawirusa w Chinach minął wiele tygodni temu, a poszczególne regiony stopniowo łagodzą ograniczenia. Wciąż obowiązuje jednak zakaz wjazdu do kraju dla większości cudzoziemców, który wprowadzono pod koniec marca w obawie przed infekcjami przywleczonymi.

We wtorek w Chinach kontynentalnych potwierdzono dwa nowe przypadki Covid-19, oba wśród osób powracających z zagranicy. Zgłoszono także 20 nowych zakażeń bezobjawowych, które nie są w ChRL zaliczane do "potwierdzonych przypadków" choroby.

Z Kantonu Andrzej Borowiak (PAP)

anb/ akl/

Image by Cherian George from Pixabay 

W połowie kwietnia koronawirus przyczyną ok. 40 proc. zgonów w Anglii i Walii

Koronawirus był przyczyną prawie 40 proc. zgonów w Anglii i Walii w połowie kwietnia, zaś ogólna ich liczba była dwukrotnie wyższa niż średnia dla tego okresu z poprzednich lat - wynika z opublikowanych we wtorek danych brytyjskiego urzędu statystycznego ONS.

W ciągu tygodnia od 11 do 17 kwietnia włącznie w Anglii i Walii zmarło 22 351 osób, co jest najwyższą liczbą zanotowaną w jakimkolwiek tygodniu roku od początku 1993 roku, gdy zaczęto w porównywalny sposób zbierać statystyki. To także o 11 854 zgony więcej - czyli ponad dwa razy - niż średnia dla 16. tygodnia roku z ostatnich pięciu lat.

Spośród wszystkich stwierdzonych zgonów w badanym tygodniu koronawirus był przyczyną 8758, co stanowi 39,2 proc. To wyraźny wzrost w stosunku do poprzedniego tygodnia, gdy koronawirus odpowiadał za 33,6 proc. zgonów. Ale w Londynie ten odsetek jest wyraźnie wyższy od średniej i wynosił aż 55,5 proc.

Ze wszystkich 19 112 zgonów, w których przyczyną był koronawirus, zanotowanych w Anglii i Walii do 17 kwietnia włącznie, w szpitalach miało miejsce 77,4 proc., czyli 14 796. W domach opieki było 3096 zgonów, w domach 883, zaś pozostałe 337 w hospicjach lub innych miejscach.

Wprawdzie zgony w domach opieki nadal stanowią stosunkowo niewiele, bo 16,2 proc. wszystkich z powodu koronawirusa, ich odsetek niepokojąco rośnie. W samym tygodniu 11-17 kwietnia było to już 28 proc. W tym czasie w domach opieki z powodu koronawirusa zmarło 2050 osób, czyli prawie dwa razy więcej niż w poprzednich tygodniach łącznie.

Ponadto zwiększa się szybko ogólna liczba zgonów w domach opieki, co wskazuje, że część przypadków może nie być stwierdzona lub koronawirus pośrednio powoduje wzrost liczby zgonów z innych przyczyn. W badanym tygodniu w domach opieki miało miejsce 7316 zgonów, co stanowi wzrost o prawie 2400 w stosunku do poprzedniego tygodnia, prawie dwukrotny w stosunku do jeszcze wcześniejszego i prawie trzykrotny do kolejnego przedtem.

Podawane codziennie przez brytyjskie ministerstwo zdrowia statystyki uwzględniają tylko zgony w szpitalach. Według nich do godz. 17 w niedzielę w całym kraju, czyli także w Szkocji i Irlandii Północnej, zmarły 21 092 osoby.

Z Londynu Bartłomiej Niedziński (PAP)

Obraz fernando zhiminaicela z Pixabay 

"Le Figaro": Zagrożenie ze strony Chin większe niż ze strony Rosji

Kryzys wywołany przez pandemię pokazuje, że to Chiny są główną siłą destabilizującą świat, i spycha Rosję na drugi plan - pisze w piątek komentatorka "Le Figaro". Dwóch ekspertów uspokaja jednak, że Chiny nieszybko staną się supermocarstwem.

Od objęcia władzy w Rosji przez Władimira Putina, który starał się podzielić Zachód, USA i Europa dość bezskutecznie próbowały stosować wobec Moskwy politykę zbliżenia, a następnie sankcji - podsumowuje w "Le Figaro" Isabelle Lasserre.

W tym czasie nie zauważano agresywnych posunięć Pekinu: polityki wobec Tajwanu, działań Chin na Morzu Południowochińskim, coraz częstszej obecności chińskiej floty na Morzu Śródziemnym. Kryzys koronawirusa ukazał Chiny jako główną siłę destabilizującą świat, spychając Rosję na drugi plan - ocenia Lasserre, powołując się na ekspertów, którzy są przekonani, że niezależnie od tego, kto zostanie następnym prezydentem USA, polityka Waszyngtonu wobec Pekinu nie ulegnie zmianie.

Podczas gdy oficjalna narracja władz chińskich ewoluowała w ostatnich latach od pacyfizmu do imperializmu, od początku epidemii Rosja przytłumiła swoją wrogość wobec Zachodu - zwraca uwagę dziennikarka. Przypomina, że koronawirus zmusił Putina do anulowania referendum w sprawie zmian w konstytucji, które miały mu pozwolić na pozostanie u władzy aż do 2036 r., oraz przede wszystkim do odwołania uroczystości z okazji 75. rocznicy zakończenia II wojny światowej.

Do Moskwy na te obchody miało przyjechać wielu światowych przywódców, a sama ceremonia miała zakończyć okres potępienia Rosji przez inne kraje za aneksję Krymu i stać się symbolem powrotu tego państwa do wspólnoty międzynarodowej - tłumaczy komentatorka. Podkreśla też trudności wewnętrze, z jakimi musi się zmagać Rosja, wywołane nie tylko pandemią, ale i spadającą ceną ropy.

"Moskwa obawia się, że po zakończeniu kryzysu Chiny do zera zredukują strategiczne znaczenie Rosji" - pisze Lasserre, zaznaczając, że kraj ten "nie potrafi znaleźć swojego miejsca w świecie zdominowanym przez USA i Chiny".

Choć niektóre państwa europejskie, podobnie jak Francja, marzą o wznowieniu przyjaznych stosunków z Moskwą, dla krajów Europy Środkowej i Wschodniej to Rosja jest pierwszym zagrożeniem, daleko przed Chinami - przypomina. Cytując rosyjskiego eksperta, przewiduje też, że jeśli po epidemii dojdzie do kryzysu gospodarczego, polityka Rosji wobec Zachodu stanie się bardziej agresywna.

"Gdy chodzi o strategię, zagrożenia nie znoszą się, ale kumulują" - przestrzega Lasserre.

W tym samym numerze "Le Figaro" politolog Laurent Gayard i finansista Waldemar Brun-Theremin tłumaczą, że "hegemonia Chin nie nastąpi jutro", ponieważ państwo to ma wciąż wiele słabych punktów.

Według autorów są nimi m.in. trudne stosunki z azjatyckimi sąsiadami spowodowane próbami chińskiej ekspansji terytorialnej, ale też napięte relacje z USA, Europą i niektórymi państwami Afryki.

Jeżeli prawdą jest, że zatrzymanie gospodarki wywołane epidemią posłało na bezrobocie 200 mln chińskich pracowników, to istnieje ryzyko "poważnych napięć socjalnych" - czytamy w "Le Figaro".

Za kolejny czynnik determinujący rozwój gospodarczy Chin komentatorzy uznają starzenie się społeczeństwa. Już teraz 200 mln mieszkańców tego państwa ma więcej niż 65 lat, a do 2050 r. ta liczba się podwoi.

Wreszcie - jak zauważają Gayard i Brun-Theremin - Chiny znajdują się w środowisku geopolitycznym, które stwarza więcej zagrożeń, niż to, w jakim pozostają USA i Europa, stąd konieczność przeznaczania większego odsetka PKB na zbrojenia. Chiny muszą się jeszcze uzbroić w cierpliwość w oczekiwaniu na odegranie wiodącej roli w świecie podsumowują autorzy.

Z Paryża Ludwik Lewin (PAP)

llew/ adj/ kar/

Image by Alyn from Pixabay 

"Newsweek": Dr Fauci podważa twierdzenia Trumpa o pochodzeniu koronawirusa

Amerykański magazyn "Newsweek" przytacza we wtorek wypowiedź szefa Narodowego Instytutu Zdrowia (NIH) Anthony'ego Fauciego, który podważa twierdzenia prezydenta USA Donalda Trumpa na temat pochodzenia koronawirusa z laboratorium Instytutu Wirusologii w chińskim mieście Wuhan.

"Dowody wskazują na to, że wirus, który odpowiada za pandemię nie powstał w laboratorium w Chinach" - powiedział Fauci, zaprzeczając tezom wysuwanym zarówno przez prezydenta jak i sekretarza stanu USA Mike'a Pompeo, relacjonuje "Newsweek".

Fauci dodał, że nie wierzy również w inną teorię, zgodnie z którą wirus został wykryty w naturze, ale następnie przekazany do laboratorium i przypadkowo "wypuszczony".

Trump oświadczył 30 kwietnia, że jest przekonany, iż koronawirus może pochodzić z laboratorium w Wuhanie. Nie wykluczył też zastosowania "karnych" ceł wobec Chin, które oskarżył o zbyt późne powiadomienie świata o epidemii.

W niedzielę Pompeo oznajmił, że "istnieje wiele dowodów na to, że to (koronawirus) pochodzi z laboratorium w Wuhanie".

"Newsweek" przypomina, że w ubiegłym tygodniu "New York Times" napisał, iż administracja Trumpa wywiera presję na wywiad, by uwiarygodnił teorię o pochodzeniu wirusa z chińskiego laboratorium.

Chiny zdecydowanie odrzucają te twierdzenia. Większość ekspertów uważa, że wirus pochodzi od dzikich zwierząt, którymi handlowano na jednym z targów w Wuhanie.

Również Fauci, cytowany przez "Newsweeka" mówi, że "wszystko zdecydowanie wskazuje na to, iż (...) wirus rozwinął się w naturze i przeskoczył z gatunku na gatunek".

Biuro dyrektora wywiadu USA poinformowało po wystąpieniu Trumpa w oświadczeniu, że "wspólnota wywiadu zgadza się z powszechnym konsensusem naukowców, iż wirus wywołujący Covid-19 nie został stworzony przez człowieka lub zmodyfikowany genetycznie".

Sondaż dla tygodnika "Economist" z 1 maja wykazał, że blisko dwa razy więcej Republikanów niż Demokratów uważa po wybuchu pandemii, że Chiny są wrogiem Stanów Zjednoczonych.

Prawie połowa respondentów sądzi, że koronawirus "na pewno" lub "prawdopodobnie" został stworzony w laboratorium. W tej grupie jest ponad dwie trzecie Republikanów i 29 proc. Demokratów - relacjonuje "Newsweek". (PAP)

fit/ ap/

Image by fernando zhiminaicela from Pixabay 

Rząd: nadal możliwe jest zawarcie porozumienia z UE w terminie

Rozmowy na temat relacji między Wielką Brytanią a Unią Europejską po zakończeniu okresu przejściowego po brexicie nadal mogą zakończyć się w uzgodnionym terminie - oświadczył w poniedziałek minister bez teki w brytyjskim rządzie Michael Gove.

W zeszłym tygodniu główny unijny negocjator Michel Barnier powiedział, że rozmowy jak na razie nie przyniosły większych postępów, a Wielka Brytania wyznaczyła ścisły termin, wykluczając przedłużenie okresu przejściowego po brexicie poza rok 2020.

"Uważamy, że nadal jest całkowicie możliwe, by zakończyć negocjacje w nakreślonym terminie" - powiedział Gove parlamentarnej komisji ds. przyszłych stosunków z UE. Wykluczył on możliwość przedłużenia okresu przejściowego.

Zapowiedział, że "w ciągu kilku tygodni" brytyjski rząd opublikuje proponowany tekst porozumienia. Gove powiedział, że ocenia szanse na zawarcie porozumienia na więcej niż dwa do jednego, ale odmówił odpowiedzi na pytanie, czy Wielka Brytania zerwie negocjacje w czerwcu, jeśli nie będzie wystarczających postępów, co zapowiadał na początku lutego premier Boris Johnson.

Wskazał, że największym punktem spornym pozostaje rybołówstwo. "To jeden z obszarów, w którym - uważam - stanowisko UE jest szczególnie trudne i wymagające. Jest to kolejny przykład jednego z obszarów, w których negocjatorzy UE nie traktują jeszcze Wielkiej Brytanii tak, jak traktowaliby inne niezależne kraje" - oświadczył.

Gove wyjaśnił też, że tylko 47 urzędników służby cywilnej zajmujących się dotychczas umową z UE zostało oddelegowanych do spraw związanych z epidemią koronawirusa.

Epidemia i będące jej konsekwencją zamknięcie granic wpłynęło jednak w poważnym stopniu na negocjacje. Druga runda, która miała się odbyć na początku marca, została przełożona, a wznowione niedawno negocjacje prowadzone są w formie wideokonferencji.

Przed wybuchem epidemii brytyjski rząd kategorycznie wykluczał przedłużenie okresu przejściowego, który upływa z końcem bieżącego roku. Jeśli do tego czasu nie uda się zawrzeć porozumienia, a okres przejściowy nie zostanie wydłużony, od początku 2021 r. handel między Wielką Brytanią a UE będzie się odbywał na ogólnych zasadach Światowej Organizacji Handlu, czyli będą mogły obowiązywać cła i inne bariery.

Z Londynu Bartłomiej Niedziński (PAP)

Ambasada Wlk. Brytanii z okazji rocznicy zakończenia II wojny światowej upamiętnienia przyjaźń polsko-brytyjską

Przy ambasadzie Wlk. Brytanii podniesiono flagę polską obok brytyjskiej. "Uznałem, że z okazji 75. rocznicy zakończenia II Wojny Światowej powinniśmy zrobić coś nadzwyczajnego dla upamiętnienia przyjaźni polsko-brytyjskiej, wykutej we wspólnej walce przeciwko tyranii" - napisał ambasador Jonathan Knott.

75 lat temu, 8 maja 1945 r., po sześciu latach zmagań zakończyła się II wojna światowa w Europie. Z tej okazji przy ambasadzie Wlk. Brytanii podniesiono flagę polską obok brytyjskiej.

"Ambasady brytyjskie zazwyczaj nie wywieszają flag krajów, w których funkcjonują. Uznałem jednak, że z okazji 75. rocznicy zakończenia II Wojny Światowej powinniśmy zrobić coś nadzwyczajnego dla upamiętnienia przyjaźni polsko-brytyjskiej, wykutej we wspólnej walce przeciwko tyranii. Aby pamiętać, jak nasze oddziały walczyły ramię w ramię na lądzie, na morzu i w powietrzu, i to jak wspólnie przeżywaliśmy zwycięstwa i straty" - napisał w piątek brytyjski ambasador Jonathan Knott w informacji przesłanej PAP.

Zwrócił uwagę, że tegoroczne obchody zakończenia II wojny światowej, ze względu na panującą epidemię koronawirusa, nie mogą być tak uroczyste, jak byśmy chcieli.

"Tym bardziej się cieszę, że z okazji tej wyjątkowej rocznicy uzyskałem zgodę na podniesienie polskiej flagi obok flagi brytyjskiej przy mojej ambasadzie, aby powiewały obok siebie jako symbol tej szczególnej, wspólnej historii, tych szczególnych relacji pomiędzy nami" - podkreślił.(PAP)

autorka: Olga Zakolska

ozk/ krap/

Image by Alexas_Fotos from Pixabay 

Hongkong rozluźnia restrykcje związane z koronawirusem, otwiera bary

W związku ze spadkiem liczby wykrywanych zakażeń koronawirusem w Hongkongu władze zapowiedziały we wtorek złagodzenie restrykcji, w tym umożliwienie zgromadzeń z udziałem ośmiu osób i ponowne otwarcie barów, siłowni, kin oraz salonów masażu i piękności.

Obecne przepisy zakazujące działalności tego rodzaju przybytków oraz gromadzenia się w miejscach publicznych więcej niż czterech osób zostaną rozluźnione w piątek – poinformowała szefowa administracji Hongkongu Carrie Lam, która na konferencji prasowej siedziała na tle ekranu z hasłem: „Nadzieja na horyzoncie”.

We wtorek hongkońskie służby medyczne nie zgłosiły ani jednego nowego zakażenia koronawirusem. Łączny bilans wykrytych w regionie infekcji wciąż wynosi 1040, z czego cztery osoby zmarły – podała publiczna stacja RTHK.

Hongkońskie bary będą mogły w piątek wznowić działalność, ale na razie nie powinny organizować występów muzycznych ani tańców. Restauracjom zezwolono na sadzanie maksymalnie ośmiu gości przy jednym stoliku, natomiast stoliki wciąż muszą być od siebie oddalone o co najmniej 1,5 metra – wyjaśniła Lam.

Bary karaoke i kluby nocne w regionie pozostaną zamknięte jeszcze przez co najmniej dwa tygodnie – dodała.

Szefowa władz potwierdziła również wcześniejsze nieoficjalne doniesienia o stopniowym otwieraniu szkół, zamkniętych od stycznia z powodu koronawirusa. Szkoły średnie, podstawowe i przedszkola będą etapami wznawiały działalność od 27 maja do 15 czerwca, przy zachowaniu środków ostrożności.

Pandemia koronawirusa mocno uderzyła w hongkońską gospodarkę, która według wstępnych obliczeń regionalnego biura statystycznego skurczyła się w pierwszym kwartale o rekordowe 8,9 proc. Sekretarz lokalnej administracji ds. finansowych Paul Chan zaapelował w poniedziałek do mieszkańców o jedność w obliczu wyzwań.

Z Kantonu Andrzej Borowiak (PAP)

anb/ ap/

Image by K. Kliche from Pixabay 

Wsparcie finansowe dla rodzin zmarłych pracowników służby zdrowia

Już 82 pracowników NHS, brytyjskiej publicznej służby zdrowia, oraz 16 pracowników opieki społecznej zmarło z powodu koronawirusa - poinformował w poniedziałek minister zdrowia Matt Hancock. Zapowiedział, że ich rodziny dostaną zapomogę w wysokości 60 tys. funtów.

"Oni poświęcili swoje życie opiece nad innymi, a ja mam głębokie poczucie osobistego obowiązku, że musimy dbać o ich bliskich. Nic nie zastąpi utraty ukochanej osoby, ale chcemy zrobić wszystko, co w naszej mocy dla ich pogrążonych w żałobie rodzin" - powiedział Hancock podczas codziennej rządowej konferencji prasowej na temat walki z epidemią.

We wtorek o 11.00 Brytyjczycy minutą ciszy oddadzą hołd wszystkim kluczowym pracownikom - nie tylko personelowi medycznemu, ale także pracownikom transportu publicznego czy dostawcom - którzy zmarli z powodu koronawirusa. Wśród nich jest 34-letnia Polka, która pracowała w szpitalu w Northampton.

Hancock ogłosił także objęcie na czas epidemii wszystkich pracowników służby zdrowia oraz opieki społecznej specjalnym ubezpieczeniem na życie. Jak sprecyzowano, objęci będą nim wszyscy pracownicy służby zdrowia - zatrudnieni na cały etat, część etatu, emerytowani pracownicy, którzy odpowiedzieli na apel rządu o powrót do pracy i studenci ostatnich lat, którzy zgłosili się do pomocy.

W przypadku pracowników opieki społecznej program obejmie pracowników domów opieki finansowanych ze środków publicznych, opieki domowej, bezpośrednio zatrudnionych opiekunów oraz pracowników socjalnych pracujących z dziećmi i rodzinami. Zarówno w przypadku pracowników służby zdrowia, jak i opieki społecznej dotyczy to także zatrudnionych tam cudzoziemców.

Z Londynu Bartłomiej Niedziński (PAP)

W. Brytania/ Zainaugurowano obchody 75. rocznicy zakończenia II wojny światowej

Dwie minuty ciszy ku pamięci poległych w czasie II wojny światowej rozpoczęły w piątek przed południem brytyjskie obchody 75. rocznicy zakończenia walk w Europie. Zwieńczeniem uroczystości będzie wieczorne przemówienie królowej Elżbiety II.

Rocznicowe obchody zainaugurował następca tronu, książę Karol, który wraz z małżonką księżną Camillą złożył kwiaty na terenie królewskiej posiadłości Balmoral w Szkocji pod niewielkim pomnikiem upamiętniającym poległych.

Równocześnie na dwie minuty zatrzymała się w ciszy niemal cała Wielka Brytania z premierem Borisem Johnsonem na czele. Kwiaty złożono też pod wieloma pomnikami upamiętniającymi poległych w czasie II wojny światowej.

Wcześniej samoloty Red Arrows, zespołu akrobacyjnego Royal Air Force, przeleciały nad Pałacem Buckingham zostawiając na niebie smugi w kolorach brytyjskiej flagi - czerwonym, białym i niebieskim. W tym samym czasie myśliwce Typhoon przeleciały nad Edynburgiem, Cardiff i Belfastem, a dwa zabytkowe samoloty z czasów II wojny światowej nad klifami w Dover.

Rocznicowe uroczystości zostały bardzo ograniczone z powodu trwającej epidemii koronawirusa i ze względu na obowiązujące w związku z nią zakazy wychodzenia z domów bez potrzeby i gromadzenia się. Do tej sytuacji nawiązał Boris Johnson w opublikowanym nagraniu wideo.

"Nie możemy organizować parad i uroczystości ulicznych, którymi cieszyliśmy się w przeszłości, ale my wszyscy, którzy urodziliśmy się po 1945 roku, jesteśmy w pełni świadomi, że wszystko, co najbardziej cenimy, zawdzięczamy pokoleniu, które wygrało II wojnę światową" - powiedział brytyjski premier.

"Przetrwaliśmy i w końcu zwyciężyliśmy dzięki heroizmowi niezliczonych zwykłych ludzi, którzy być może dziś są starsi, ale którzy kiedyś nieśli na swych barkach los wolności" - dodał.

Po południu Johnson, a także członkowie rodziny królewskiej mają prowadzić rozmowy wideo z weteranami wojny, którzy w pierwotnych planach mieli przejść w paradzie zwycięstwa na The Mall, reprezentacyjnej alei w centrum Londynu.

Ponadto stacja BBC nada specjalny program rocznicowy, w którym wyemituje przemówienie ówczesnego premiera Winstona Churchilla ogłaszającego koniec wojny w Europie oraz Johnsona na temat znaczenia tych wydarzeń. Specjalne rozważania wygłosi najwyższy rangą duchowny Kościoła Anglii, arcybiskup Canterbury Justin Welby.

Wieczorem Brytyjczycy mają wyjść przed domy i wspólnie odśpiewać utwór 103-letniej Very Lynn "We'll Meet Again", który stał się symbolem nadziei w czasach II wojny światowej.

Natomiast o godz. 21 wyemitowane zostanie specjalne przemówienie Elżbiety II do narodu - dokładnie 75 lat po wystąpieniu radiowym jej ojca Jerzego VI. Po nim następca tronu książę Karol odczyta zapiski z jego dzienników z dnia 8 maja 1945 roku.

Z Londynu Bartłomiej Niedziński (PAP)

bjn/ ap/

Image by S. Hermann & F. Richter from Pixabay 

Sprzedaż nowych samochodów spadła o 97 proc. - do poziomu z 1946 r.

Sprzedaż nowych samochodów w Wielkiej Brytanii w kwietniu spadła o 97 proc. w porównaniu z tym samym miesiącem zeszłego roku i była na najniższym poziomie od lutego 1946 roku - podano we wtorek. Tymczasem ruch uliczny zmniejszył się do poziomu z początków lat 70.

W kwietniu w Wielkiej Brytanii sprzedano 4321 nowych samochodów, podczas gdy przed rokiem było to 161 064 - poinformowało stowarzyszenie producentów i sprzedawców samochodów SMMT. To najniższa miesięczna liczba od lutego 1946 roku, gdy w zniszczonej wskutek II wojny światowej Wielkiej Brytanii obowiązywało racjonowanie żywności i paliwa. Wtedy sprzedaż nowych samochodów wyniosła 4044 sztuki.

Jak wynika z danych SMMT, firmy zarejestrowały cztery na pięć nowych samochodów w kwietniu, zaś ok. 70 proc. wszystkich rejestracji były to zakupy flotowe, które najprawdopodobniej zamówione zostały jeszcze przed wprowadzonymi pod koniec marca ograniczeniami w związku z epidemią koronawirusa. W ich efekcie fabryki i salony samochodowe zostały zamknięte.

W związku z epidemią i będącym jej efektem spowolnieniem gospodarczym SMMT obniżyło prognozę sprzedaży nowych samochodów na ten rok - obecnie spodziewa się, że wyniesie ona 1,68 miliona, co byłoby znaczącym spadkiem wobec 2,3 mln i najgorszym wynikiem od prawie 30 lat.

"Najgorsze wyniki rynku odkąd sięga pamięć nie są zaskoczeniem. Skoro nakazano zamknąć wszystkie salony samochodowe na cały kwiecień, to nic dziwnego, że sprzedaż prawie nie istnieje" - powiedział Mike Hawes, dyrektor generalny SMMT.

Tymczasem Edmund King, przewodniczący brytyjskiego automobilklubu AA, ocenił we wtorek w oparciu o oficjalne statystyki oraz własne szacunki organizacji, że ruch na brytyjskich drogach spadł do poziomu z początków lat 70. XX wieku. W 1970 roku zarejestrowanych było 13,5 mln samochodów, czyli nieco ponad jedna trzecia obecnej liczby, wynoszącej według stanu z września zeszłego roku 38,9 mln.

Rządowe dane o ruchu samochodowym wskazują, że od wprowadzenia ograniczeń związanych z koronawirusem spadł on do poziomu ok. 35-40 proc. w stosunku do poziomu z połowy marca.

Z Londynu Bartłomiej Niedziński (PAP)

bjn/ ap/

Image by Thomas B. from Pixabay

 

 

W UE dyskusja o korytarzach dla turystów, by umożliwić wyjazdy

W UE kiełkuje pomysł otwarcia "korytarzy turystycznych" między państwami członkowskimi, tak by branża turystyczna, która odpowiada za 10 proc. unijnego PKB, mogła przetrwać pandemię koronawirusa. Na razie nie ma jednak żadnych decyzji. Polska chce planu na poziomie UE.

We poniedziałek ministrowie państw UE odpowiedzialni za turystykę zastanawiali się nad działaniami, które pomogłyby szybko ożywić sektor turystyczny. Na dwa miesiące przed wakacjami nie jest jasne, czy otwarte zostaną granice i czy możliwe będą wyjazdy turystyczne.

"Sektor turystyczny doświadczył ogromnego i nieoczekiwanego spadku popytu z powodu pandemii koronawirusa" - podkreślił minister turystyki sprawującej prezydencję Chorwacji Gari Cappelli.

Turystyka odpowiada za około 10 proc. unijnego PKB; w obszarze tym pracuje niemalże 12 proc. zatrudnionych w Unii Europejskiej. Sektor ten jest na czwartym miejscu, jeśli chodzi eksport unijny i generuje dochód wysokości ponad 400 mld euro rocznie.

Sytuacja różni się w poszczególnych państwach członkowskich. Podczas gdy w Grecji turystyka odpowiada za 1/5 PKB, na Chorwacji - 17 proc. PKB, to na Słowacji już tylko za 2,6 proc. PKB. Polska na tle innych państw stosunkowo niewielką część swojego produktu krajowego zawdzięcza turystyce, ale mimo to związanych z nią są setki tysięcy miejsc pracy.

Choć w przypadku braku możliwości wyjazdów zagranicznych duży rynek wewnętrzny w Polsce mógłby zrekompensować nieco straty hotelarzy, czy restauratorów, to bez przyjezdnych z innych państw straty gospodarcze będą ogromne.

Z danych GUS wynika, że w ubiegłym roku granice przekroczyło 180,2 mln cudzoziemców (nie wszyscy w celach turystycznych). Szacunkowa wartość towarów i usług zakupionych przez nich w Polsce wynosi 45,3 mld zł. Z kolei wydatki poniesione za granicą przez Polaków w minionym roku szacowane są na 23,5 mld zł.

Z informacji przekazanych przez prezydencję wynika, że w UE jest pomysł otwarcia korytarzy turystycznych między państwami członkowskimi. W proces dotyczący otwierania granic i ułatwiania przemieszczania się turystów mieliby być włączeni epidemiolodzy. "Wydaje się, że istnieje wystarczająca wola i chęć znalezienia sposobu na ponowne połączenie krajów" - podkreśliła w komunikacie chorwacka prezydencja.

"Większość (ministrów - PAP) z zadowoleniem przyjęła pomysł ustanowienia wspólnych zasad i protokołów. System ochrony zdrowia i miejsca docelowe muszą być chronione w czasie ponownego ich otwarcia" - przekazało PAP unijne źródło dyplomatyczne.

Według źródeł PAP wiceminister rozwoju Andrzej Gut-Mostowy, który reprezentował Polskę, zadeklarował, że z zadowoleniem przyjąłby inicjatywę ustanowienia planu zarządzania na poziomie "27", w ramach istniejących kompetencji UE. Warszawa chciałaby też wytycznych dla przedsiębiorców turystycznych.

Propozycje w tej sprawie ma przedstawić Komisja Europejska. Ministrowie zgodzili się też na wzmocnioną koordynację dodatkowych środków wsparcia dla sektora na poziomie UE. Zwrócili też uwagę na znacznie zharmonizowanego rozwiązania dotyczącego zwrotu kosztów wycieczek, które nie dojdą do skutku.

KE dostała mandat na szybkie wypracowanie rozwiązania, które zapewni właściwą równowagę interesów między organizatorami wyjazdów a konsumentami. "Będziemy potrzebować bezprecedensowych funduszy, aby pokonać ten kryzys. Potrzebny jest +nowy plan Marshalla+ z potężnym budżetem UE, aby przyspieszyć drogę do ożywienia gospodarczego w Europie" - zauważył unijny komisarz ds. rynku wewnętrznego Thierry Breton.

Z Brukseli Krzysztof Strzępka (PAP)

Obraz Laura Montagnani z Pixabay 

Szwecja/"Dagens Nyheter": nie zapominajmy o zbrodniach komunizmu po upadku nazizmu

W obchodzonym w wielu państwach Dniu Zwycięstwa nie powinno zapominać się o zbrodniach komunizmu, do jakich doszło w Europie Wschodniej po upadku nazizmu - pisze w piątek szwedzka gazeta "Dagens Nyheter".

Największy szwedzki dziennik przypomina, że w Moskwie miała odbyć się wielka defilada z okazji 75. rocznicy zwycięstwa w II wojnie światowej. "Prezydent (Władimir Putin) miał zostać uhonorowany czołgami i defilującymi żołnierzami, a (prezydenci) Xi Jinping i Emmanuel Macron mieli okazać chińską i francuską wdzięczność" - pisze gazeta o planach parady na Placu Czerwonym, które pokrzyżowała pandemia koronawirusa.

Według "DN" Putin odwołuje się do Związku Radzieckiego w momentach, gdy jest mu to wygodne, a zwłaszcza do Wielkiej Wojny Ojczyźnianej przeciwko nazizmowi (tak określany jest w Rosji etap II wojny światowej od ataku Niemiec hitlerowskich na ZSRR). "Rosyjski przywódca chętnie wykorzystuje historię jako broń, nawet jeśli trzeba ją fałszować. Ostatnio broni paktu Stalina z Hitlerem z początku II wojny światowej, którego istotą było podzielenie Polski. Dopiero, gdy Niemcy zaatakowały Związek Radziecki w 1941 roku, nazizm stał się wrogiem komunizmu" - podkreśla autor komentarza.

Zarazem - jak dodaje gazeta - nic nie może umniejszyć zbrodni nazistowskich Niemiec. Podczas II wojny światowej zginęło około 36 mln Europejczyków, z czego ponad połowa to byli obywatele Związku Radzieckiego. Antysemityzm był filarem ideologii szerzonej przez Hitlera, a przemysłowa zagłada 6 mln Żydów była wyjątkową zbrodnią w historii ludzkości.

"DN" zauważa, że demokracje i gospodarki Europy Zachodniej mogły zostać odbudowane i ponownie rozwijać się dzięki pomocy i ochronie, jakiej udzieliły im USA. Inaczej na Wschodzie, gdzie choć formalnie wojna skończyła się w 1945 roku, to kraje takie jak Polska, Czechosłowacja i Węgry były pod wpływem "bestialskiej komunistycznej dyktatury Stalina". "Podczas gdy jedna połowa Europy została wyzwolona, druga jej część została zniewolona" - podkreśla gazeta.

Autor artykułu przypomina o walce państw Układu Warszawskiego z "dominacją sowiecką i jej marionetkowymi rządami", opisując poszczególne krwawo stłumione powstania. Wymieniane są także zbrodnie Stalina wobec rosyjskich opozycjonistów, aparat tajnych służb w DDR oraz chińska dyktatura Mao Zedonga. "W imię komunizmu zginęło 100 mln ludzi, to znacznie więcej niż podczas II wojny światowej. (...) Putin nazwał upadek muru berlińskiego +katastrofą geopolityczną+. To kpina z ofiar totalitaryzmu" - podkreśla "DN".

Ze Sztokholmu Daniel Zyśk (PAP)

zys/ cyk/ kar/

Image by Pete Linforth from Pixabay 

Johnson: były plany awaryjne na wypadek mojej śmierci

Brytyjski premier Boris Johnson ujawnił w niedzielę, że w czasie gdy był na intensywnej terapii z powodu ciężkiego zakażenia koronawirusem, stworzone zostały "plany awaryjne" na wypadek jego śmierci.

W wywiadzie dla "The Sun on Sunday" premier powiedział też, że lekarze podawali mu "litry i litry tlenu", aby utrzymać go przy życiu, w pewnym momencie prawdopodobieństwo podłączenia go do respiratora było 50 do 50.

"Był etap, kiedy dawali mi naprawdę sporo tlenu. Założyli mi maskę na twarz i dopływ (tlenu) stał się naprawdę spory. Przez długi czas dostawałem litry i litry tlenu. Ale w poniedziałek wszystko zaczęło się pogarszać. Zdałem sobie sprawę, że robi się poważnie, kiedy przenieśli mnie na intensywną terapię" - opowiadał brytyjski premier.

Powiedział też, że wówczas lekarze zaczęli się zastanawiać, co zrobić, jeśli trzeba będzie ogłosić jego śmierć. "To była ciężka chwila, nie zaprzeczę. Mieli strategię radzenia sobie ze scenariuszem typu +śmierć Stalina+. Nie byłem w szczególnie świetnej formie i wiedziałem, że istnieją plany awaryjne. Lekarze mieli różne ustalenia, co robić, jeśli sprawy pójdą źle" - relacjonował Johnson.

26 marca testy wykazały u brytyjskiego premiera obecność koronawirusa, a ponieważ mimo izolacji symptomy nie ustępowały, 10 dni później został przyjęty do szpitala św. Tomasza w Londynie. Następnego dnia został przeniesiony na intensywną terapię.

"Trudno było uwierzyć, że w ciągu zaledwie kilku dni mój stan zdrowia pogorszył się do tego stopnia. Pamiętam, że czułem się sfrustrowany. Nie mogłem zrozumieć, dlaczego mi się nie poprawia" - mówił Johnson. "Zadawałem sobie pytania: jak z tego wyjdę?".

Przyznał, że w tej sytuacji po raz pierwszy poważnie zdał sobie sprawę z własnej śmiertelności. Powiedział też, że choć wielokrotnie był w szpitalach, głównie z powodu kontuzji doznanych w czasie gry w rugby, cierpienie będące efektem Covid-19 przekracza to wszystko. "Złamałem nos, złamałem palec, złamałem nadgarstek, złamałem żebro. Złamałem prawie wszystko. Złamałem różne rzeczy, w niektórych przypadkach po kilka razy. Ale nigdy nie miałem nic tak poważnego jak to" - przyznał.

Powiedział, że w efekcie tygodnia spędzonego w szpitalu ma jeszcze większą determinację, by powstrzymać cierpienia innych i "przywrócić zdrowie" Wielkiej Brytanii. "Tyle osób straciło bliskich, a więc jeśli pytasz mnie, czy kieruje mną chęć powstrzymania innych ludzi przed cierpieniem, to tak, absolutnie tak. Ale kieruje mną również ogromne pragnienie, by postawić na nogi cały nasz kraj, aby znów zdrowy mógł iść naprzód w sposób, w jaki może i jestem pewny, że tak się stanie" - zapewnił brytyjski premier.

Po raz kolejny też podziękował lekarzom i pielęgniarkom, którzy się nim opiekowali w czasie pobytu w szpitalu. Podziękowaniem dla dwóch lekarzy - Nicholasa Price'a i Nicholasa Harta - jest jedno z imion dla nowo narodzonego syna Johnsona. Jak ogłosiła w sobotę w mediach społecznościowych narzeczona brytyjskiego premiera Carrie Symonds, dziecko zostało nazwane Wilfred Lawrie Nicholas Johnson.

"Jesteśmy zaszczyceni, że zostaliśmy w ten sposób wyróżnieni, i dziękujemy niesamowitemu zespołowi profesjonalistów, z którymi współpracujemy w Guy's and St Thomas' Hospital i którzy zapewniają każdemu pacjentowi najlepszą opiekę. Życzymy nowej rodzinie wszelkiego zdrowia i szczęścia" - napisali we wspólnym oświadczeniu Price i Hart.

Z Londynu Bartłomiej Niedziński (PAP)

bjn/ kar/

Image by Pete Linforth from Pixabay 

 

Proces ekstradycyjny Assange'a nie zostanie wznowiony w maju

Druga część procesu w sprawie ekstradycji do USA Juliana Assange'a, założyciela demaskatorskiego portalu WikiLeaks, nie odbędzie się w maju, jak planowano - poinformował w poniedziałek brytyjski sąd.

Prowadząca sprawę Vanessa Baraitser wyjaśniła, że w związku z wprowadzonymi restrykcjami w celu zatrzymania epidemii koronawirusa dalsze przesłuchania nie mogą się odbyć.

Prawnicy Assange'a argumentowali, że z tego powodu od ponad miesiąca nie byli w stanie osobiście rozmawiać ze swoim klientem, a prawnicy reprezentujący władze Stanów Zjednoczonych uznali, że kontynuowanie tej sprawy będzie niebezpieczne.

Według pierwotnego planu dalsza część rozprawy miała się zacząć 18 maja i potrwać trzy tygodnie. Baraitser poinformowała, że decyzje w sprawie nowego terminu zapadną podczas posiedzenia administracyjnego, którego termin wyznaczyła na 4 maja, ale wskazała, że sam proces ekstradycyjny może nie zostać wznowiony przed listopadem.

Władze USA zarzucają Assange'owi nielegalne zdobycie i ujawienie setek tysięcy tajnych dokumentów. Amerykańska prokuratura domaga się ekstradycji Australijczyka w związku z 18 zarzutami, które mu postawiła. Dotyczą one m.in. spiskowania z analityk wojskową Chelsea Manning (wówczas Bradleyem Manningiem) w celu włamania się do komputerów Pentagonu, a także publikacji w 2010 roku na WikiLeaks setek tysięcy wykradzionych w ten sposób dokumentów.

Wśród opublikowanych plików było m.in. nagranie wideo pokazujące atak amerykańskiego helikoptera w Bagdadzie, w którym zginęło 11 osób, w tym dwóch dziennikarzy agencji Reuters. Assange'owi grozi do 175 lat więzienia.

Z Londynu Bartłomiej Niedziński (PAP)

W. Brytania/ "The Times" przypomina losy mniej znanych polskich pilotów w barwach RAF

Z okazji przypadającej w piątek 75. rocznicy zakończenia II wojny w Europie brytyjski dziennik "The Times" przypomina w czwartek losy trzech mniej znanych polskich lotników, którzy walczyli w szeregach Royal Air Force.

Bohaterowie artykułu to Tadeusz Szlenkier, Romuald Szukiewicz i Dominik Mendela. Pierwszy z nich dwa razy został złapany przez Sowietów, gdy próbował się wydostać z okupowanej Polski, a za drugim razem został zesłany do sowieckich łagrów. Do Wielkiej Brytanii trafił - poprzez Bliski Wschód i północną Afrykę - dopiero pod koniec 1942 r., a we wrześniu zaczął latać jako pilot Dywizjonu 308 "Krakowskiego". W styczniu 1945 r. w bitwie nad Gandawą zestrzelił jeden niemiecki samolot, ale wkrótce później sam musiał przymusowo lądować z powodu braku paliwa i mimo nieznacznego uszkodzenia samolotu wyszedł z tego bez szwanku.

Szukiewicz po ucieczce z okupowanej Polski dołączył do Dywizjonu 302, a następnie został pilotem testowym w AFEE - sekcji RAF rozwijającej nowe rodzaje maszyn powietrznych. W 1942 r. omal nie zginął, gdy w trakcie lotu zerwał się ogon szybowca doświadczalnego. Złamał ramię, gdy został wyrzucony z maszyny, a gdy po długich zmaganiach udało mu się otworzyć spadochron, wylądował w gąszczu drzew, które pocięły mu twarz. Jak opisuje gazeta, wiele osób szczerze wierzyło, że blizny pochodzą z pojedynków, a Szukiewicz nigdy ich nie korygował, tylko po prostu się uśmiechał.

Z kolei Mendala był jednym z pierwszych Polaków, którzy zaciągnęli się do RAF - już w 1939 r. Był on członkiem Dywizjonu Bombowego 300 "Ziemi Mazowieckiej". "The Times" opisuje zdarzenie z kwietnia 1942 r., gdy po bombardowaniu Kolonii jego samolot został trafiony, dwóch członków załogi zostało ciężko rannych, wskaźnik kontroli prędkości został uszkodzony, a wracając do Wielkiej Brytanii samolot został omyłkowo wzięty za maszynę wroga i ostrzelany. Mimo wszystko Mendala zdołał bezpiecznie wylądować i cała załoga przeżyła.

Jak przypomina "The Times", mimo że polscy żołnierze odegrali kluczową rolę w II wojnie światowej, nie zostali zaproszeni do udziału w pierwszej paradzie zwycięstwa w 1946 r., gdyż ówczesny brytyjski rząd chciał uniknąć zadrażnień w relacjach ze Związkiem Sowieckim. Dopiero w 2005 r. polscy weterani wzięli udział w paradzie z okazji 60. rocznicy zakończenia wojny.

Gazeta cytuje też ambasadora RP Arkadego Rzegockiego, który wezwał władze brytyjskie, by upamiętniły w tym roku polskich żołnierzy razem z brytyjskimi. Polski dyplomata powiedział, że zarówno takie historie mniej znanych lotników, jak i bardziej znane - Dywizjonu 303, kryptologów, którzy złamali kod Enigmy, generałów Maczka i Andersa, Cichociemnych i wielu innych pokazują, jak istotną rolę odegrali Polacy w walce o wolność świata.

"Ich waleczność, waleczność, duch koleżeństwa i solidarność z innymi narodami, zwłaszcza z Wielką Brytanią, zasługują na upamiętnienie w tym szczególnym roku" - przekonuje ambasador.

Z Londynu Bartłomiej Niedziński (PAP)

bjn/ jar/

Image by Mark Murphy from Pixabay 

Minister: możemy nie osiągnąć celu 100 tys. testów dziennie

Brytyjski rząd może nie osiągnąć celu, jakim jest przeprowadzanie 100 tys. testów na obecność koronawirusa dziennie przed końcem kwietnia - przyznał w czwartek rano minister sprawiedliwości Robert Buckland.

Według statystyk podanych w środę przez ministerstwo zdrowia w ciągu minionej doby (od 9 rano we wtorek do 9 rano w środę) przeprowadzonych zostało 52 429 testów.

"Nawet jeśli nie zostanie on osiągnięty, jesteśmy na dobrej drodze do osiągnięcia tego celu" - powiedział Buckland w telewizji BBC. Była to pierwsza wypowiedź któregokolwiek członka rządu, przyznająca, że cel może nie zostać zrealizowany w terminie.

Cel 100 tys. testów wyznaczył 2 kwietnia minister zdrowia Matt Hancock w odpowiedzi na krytykę, że w Wielkiej Brytanii przeprowadzanych jest ich zbyt mało. W tym czasie robiono ok. 10 tys. testów dziennie.

Zapytany na konferencji prasowej o cel 100 tys. Hancock sprecyzował wówczas, że w tej liczbie będą uwzględnione zarówno testy na obecność koronawirusa, które potwierdzają, czy osoba obecnie jest zakażona, jak i testy na obecność przeciwciał, pokazujące, czy miała ona koronawirusa w przeszłości. Te niemal 52,5 tys. to są tylko te pierwsze, które w obecnej fazie epidemii są bardziej potrzebne.

Ponadto brytyjski rząd zwrócił uwagę, że techniczne możliwości laboratoriów wzrosły do na początku tygodnia do ponad 70 tys. testów dziennie.

Z Londynu Bartłomiej Niedziński (PAP)

Johnson: w walce z koronawirusem nie możemy utracić tego, co już osiągnęliśmy

Brytyjski premier Boris Johnson ostrzegł w poniedziałek, że teraz jest punkt maksymalnego ryzyka związanego z koronawirusem i wezwał, by nie stracić tego, co zostało już osiągnięte w efekcie przestrzegania wprowadzonych ograniczeń.

"Codziennie dowiaduję się, że ten wirus przynosi nowy smutek i żałobę w domach w całym kraju i nadal jest prawdą, że to największe wyzwanie, przed którym stoi ten kraj od czasu wojny. Ale prawdą jest także, że dokonujemy postępu" - powiedział Johnson w swoim pierwszym wystąpieniu po powrocie do pracy po zakażeniu koronawirusem i pobycie w szpitalu.

"Wiem, że wiele osób będzie patrzeć na nasz względny sukces i zaczynać się zastanawiać, czy nie nadszedł czas, aby złagodzić środki dystansu społecznego" - mówił premier.

Ostrzegł, że Wielka Brytania znajduje się teraz w punkcie maksymalnego ryzyka i jeśli restrykcje zostaną zniesione zbyt szybko dotychczasowy postęp w spowalnianiu epidemii może zostać przekreślony.

"Wiem, że to jest trudne. Chcę, aby gospodarka rozwijała się tak szybko, jak to możliwe. Ale odmawiam przekreślenia ofiary, którą ponieśli Brytyjczycy i zaryzykowania drugiego szczytu" - mówił. "Proszę was, powstrzymajcie swoją niecierpliwość" - dodał Johnson.

W ostatnich dniach, w miarę jak kolejne kraje przedstawiały strategie znoszenia ograniczeń również brytyjski rząd znalazł się pod presją ze strony biznesu i opozycji, by ogłosić plan stopniowego powrotu do normalnego życia. Ograniczenia w Wielkiej Brytanii wprowadzone zostały pięć tygodni temu i mają obowiązywać co najmniej do 7 maja. Zgodnie z nimi zabronione jest wychodzenie z domów i przemieszczanie się bez uzasadnionego powodu, a także wstrzymana została istotna część działalności gospodarczej

"Nie możemy teraz po prostu określić, jak szybko lub jak powoli, a nawet kiedy, te zmiany zostaną wprowadzone. Rząd będzie o tym mówił jasno w najbliższych dniach. Te decyzje będą podejmowane z maksymalną możliwą przejrzystością" - zapewnił Johnson.

Johnson w niedzielę wieczorem powrócił na Downing Street z Chequers, wiejskiej rezydencji brytyjskich premierów, gdzie przez dwa tygodnie przechodził rekonwalescencję po ciężkim zakażeniu koronawirusem. Wcześniej z tego powodu spędził tydzień w szpitalu, z czego trzy doby na oddziale intensywnej terapii.

Z Londynu Bartłomiej Niedziński (PAP)

W.Brytania/ Kupione w Turcji kombinezony medyczne nie spełniają standardów

Ok. 400 tys. ochronnych kombinezonów medycznych, które brytyjski rząd kupił w kwietniu w Turcji, by zaspokoić braki odzieży ochronnej dla personelu zajmującego się chorymi na Covid-19, nie spełnia standardów i nie jest używanych - przyznał w czwartek brytyjski rząd.

W połowie kwietnia, w szczytowym momencie epidemii koronawirusa w Wielkiej Brytanii, deficyt odzieży ochronnej był na tyle poważny, że zalecono - w przypadku braku innych możliwości - ponowne używanie jednorazowych kombinezonów medycznych. Częściowym rozwiązaniem miał być import odzieży ochronnej.

18 kwietnia minister ds. społeczności lokalnych Robert Jenrick poinformował, że następnego dnia dotrze transport 84 ton środków ochrony osobistej z Turcji. Ostatecznie samolot przyleciał z trzydniowym opóźnieniem, a transport był mniejszy niż zapowiadano, znajdowało się w nim m.in. tylko 400 tys. kombinezonów ochronnych, co zaspokaja potrzeby służby zdrowia na zaledwie kilka godzin.

Ale jak ujawnił w czwartek dziennik "Daily Telegraph", to nie koniec problemów, bo okazało się, że wszystkie kombinezony ochronne nie spełniają brytyjskich standardów i zalegają w magazynach. Większość z nich została wyprodukowana przez turecką firmę, która dopiero w styczniu, gdy zaczynała się na świecie pandemia, przestawiła się z wytwarzania dresów i T-shirtów na ochronne kombinezony medyczne.

Brytyjski rząd potwierdził informację gazety, że kombinezony z Turcji nie są używane. "Wierzyliśmy, że ten sprzęt będzie na odpowiednim poziomie, ale kiedy nasi eksperci testowali go na miejscu, stwierdzili, że nie jest. Wszystkie nabyte przez nas środki ochrony osobistej powinny być zgodne ze standardami, które określamy przy ich zakupie" - powiedział zapytany o tę sprawę przez stację Sky News minister ds. Irlandii Północnej Brandon Lewis. Ministerstwo zdrowia natomiast podkreśliło, że w sytuacji pandemii problemy z dostępnością środków ochrony osobistej i ich jakością występują na całym świecie, a nie tylko w Wielkiej Brytanii.

"Daily Telegraph" przypomniał też, że wcześniej miliony masek ochronnych sprowadzone z Chin również nie spełniały standardów, a testy na obecność przeciwciał, także kupione w Chinach, nie działały.

Z Londynu Bartłomiej Niedziński (PAP)

bjn/ kar/

Image by InspiredImages from Pixabay 

Minister: brytyjscy pracownicy będą musieli pomóc w zbieraniu plonów

Tysiące brytyjskich pracowników będzie musiało pomóc w zbieraniu plonów, ponieważ z powodu zamknięcia granicy wskutek koronawirusa pracownicy sezonowi z innych krajów Europy nie mogą przyjeżdżać - powiedział w środę brytyjski minister środowiska George Eustice.

Jak wyjaśnił, normalnie do pracy sezonowej w rolnictwie przyjeżdża do Wielkiej Brytanii ok. 30 tys. osób rocznie, głównie z krajów Unii Europejskiej, ale obecnie na miejscu jest tylko jedna trzecia tej liczby. Szczyt zbiorów w Wielkiej Brytanii przypada na koniec maja i czerwiec.

"Będziemy potrzebowali znacznej liczby Brytyjczyków, zwłaszcza ci, którzy zostali urlopowani mają szansę, jeśli chcą. Jest ogromne zainteresowanie ze strony ludzi, którzy chcą to zrobić" - powiedział Eustice w radiu BBC, ale zastrzegł: "Potrzebujemy dziesiątek tysięcy ludzi do wykonywania tej pracy".

Ministerstwo środowiska, żywności i spraw wiejskich (DEFRA) uruchomiło kampanię zachęcającą mieszkańców kraju - zwłaszcza tych, którzy z powodu kryzysu są na przymusowych urlopach lub stracili pracę - do pomocy w zbiorach, ale pomimo pewnego odzewu, to wciąż nie zaspokaja potrzeb brytyjskich farmerów. DEFRA na razie nie podała dokładnych liczb, ile osób zgłosiło się do pracy w rolnictwie.

Niezależnie od starań rządu brytyjscy farmerzy próbują na własną rękę zaradzić temu deficytowi. Niespełna dwa tygodnie temu do Wielkiej Brytanii przyleciała wyczarterowanym samolotem pierwsza grupa 150 pracowników sezonowych z Rumunii. Takich lotów do końca czerwca ma być jeszcze pięć.

Tymczasem w środę po południu stacja BBC podała, że ukraiński urząd lotnictwa cywilnego w ostatniej chwili wstrzymał specjalny lot samolotu narodowych linii UIA z Kijowa do Londynu, którym ponad 100 ukraińskich pracowników sezonowych miało przylecieć do Wielkiej Brytanii. Jak wyjaśnił ukraiński rząd, jego priorytetem jest bezpieczeństwo i zdrowie własnych obywateli.

Z Londynu Bartłomiej Niedziński (PAP)

Obraz sulox32 z Pixabay 

Sky News: premier Boris Johnson wrócił na Downing Street

Brytyjski premier Boris Johnson wrócił w niedzielę wczesnym wieczorem do swojej rezydencji na Downing Street - podała stacja Sky News. Jak zapowiedziano, w poniedziałek przejmie on z powrotem kierowanie rządem.

Ostatnie dwa tygodnie Johnson spędził w Chequers, wiejskiej rezydencji brytyjskich premierów, gdzie przechodził rekonwalescencję po ciężkim zakażeniu koronawirusem. Jednak, jak relacjonowały media, od kilku dni coraz aktywniej angażował się w pracę - codziennie rozmawiał z zastępującym go ministrem spraw zagranicznych Dominikiem Raabem, przeglądał rządowe dokumenty, a także rozmawiał telefonicznie z królową Elżbietą II i prezydentem USA Donaldem Trumpem.

Johnson spędził tydzień w szpitalu z powodu zakażenia koronawirusem, z czego trzy doby na oddziale intensywnej terapii. Jak wynika z relacji brytyjskich mediów, jego stan był poważny, ale ani na chwilę nie był podłączony do respiratora. Stał się on pierwszym urzędującym przywódcą na świecie, który trafił do szpitala z powodu koronawirusa.

Brytyjski rząd jest pod coraz większą presją ze strony biznesu i opozycji, by przedstawić strategię wyjścia z wprowadzonych prawie pięć tygodni temu i mających obowiązywać co najmniej do 7 maja ograniczeń, zgodnie z którymi zabronione jest wychodzenie z domów i przemieszczanie się bez uzasadnionego powodu, a także wstrzymana została istotna część działalności gospodarczej.

Dodatkowo, jak twierdzą brytyjskie media, w rządzie są podziały miedzy tymi, którzy chcą zniesienia ograniczeń, obawiając się o stan gospodarki i tymi, którzy uważają, że jest na to zbyt wcześnie i jest ryzyko drugiego szczytu epidemii. Za pierwszym opowiadać ma się zwłaszcza minister finansów Rishi Sunak, za drugim - minister zdrowia Matt Hancock.

Z Londynu Bartłomiej Niedziński (PAP)

bjn/ mal/

Chiński dziennik wyciął z artykułu ambasadorów UE fragment o koronawirusie

Chiński dziennik „China Daily” zmienił treść artykułu napisanego przez unijnych ambasadorów z okazji 45-lecia stosunków dyplomatycznych UE-ChRL – potwierdził w czwartek ambasador UE w Chinach. Z tekstu wycięto fragment dotyczący początku pandemii koronawirusa.

W artykule opublikowanym w środę w „China Daily” przedstawiciel UE i ambasadorzy 27 krajów Wspólnoty w Pekinie podkreślają wagę stosunków europejsko-chińskich. Zaznaczają, że na bieżący rok zaplanowano liczne spotkania wysokiego szczebla, by te relacje zacieśniać.

„Ale wybuch (pandemii) koronawirusa w Chinach, a następnie rozprzestrzenienie się jej na resztę świata w ciągu ostatnich trzech miesięcy sprawiły, że nasze plany zostały tymczasowo odłożone na bok” - napisano w oryginalnej wersji artykułu, zamieszczonej m.in. na stronie internetowej delegacji UE w Chinach.

W wersji opublikowanej przez „China Daily” nie pojawiają się natomiast słowa o wybuchu pandemii w Chinach i jej późniejszym rozprzestrzenieniu się na świat.

Pekin promuje narrację, zgodnie z którą - choć pierwsze przypadki zakażeń koronawirusem wykryto w chińskim mieście Wuhan – to sam wirus niekoniecznie pochodzi z Chin. Rzecznik chińskiego MSZ Zhao Lijian sugerował na Twitterze, że patogen mogło przywieźć do Wuhanu amerykańskie wojsko.

Ingerencję chińskiego dziennika w treść artykułu europejskich dyplomatów potwierdził ambasador UE w Chinach Nicolas Chapuis. Część zdania dotycząca szerzenia się wirusa została usunięta – oświadczył dyplomata, cytowany przez agencję Reutera.

Chapuis wyraził przy tym zaniepokojenie rozpowszechnianą przez chińskie podmioty dezinformacją na temat UE i wezwał do powstrzymania takich działań. Ocenił również, że narastające napięcia pomiędzy Chinami a USA nie sprzyjają wielonarodowej współpracy potrzebnej w walce z koronawirusem.

Ambasadorzy podkreślili w artykule, że UE współpracuje z Chinami na wielu płaszczyznach, a w interesie obu stron leży pokojowe rozwiązanie globalnych konfliktów, radzenie sobie ze skutkami zmian klimatu czy zrównoważony rozwój. „Choć są między nami różnice, w szczególności dotyczące praw człowieka, nasze partnerstwo stało się dość dojrzałe, by umożliwić szczerą dyskusję na te tematy” - napisali.

Z Kantonu Andrzej Borowiak (PAP)

anb/ akl/

100. urodziny weterana, który zebrał prawie 30 mln funtów na służbę zdrowia

Setne urodziny obchodzi w czwartek Tom Moore, weteran, który w publicznej zbiórce zebrał prawie 30 mln funtów na brytyjską publiczną służbę zdrowia. Dla Brytyjczyków stał się symbolem niezłomności i wiary w to, że epidemia koronawirusa się skończy i wrócą lepsze czasy.

Tom Moore to weteran II wojny światowej, który obecnie porusza się przy pomocy chodzika na kółkach. Na początku kwietnia postanowił pomóc brytyjskim lekarzom i pielęgniarkom walczącym z epidemią - także dlatego, by odwdzięczyć się za opiekę, której sam doświadczył, gdy miał raka skóry oraz gdy przed dwoma laty po upadku doznał złamania stawu biodrowego. Na fundraisingowej platformie JustGiving ogłosił zbiórkę pieniędzy i wyzwanie dla siebie samego - przejście przed setnymi urodzinami stu liczących 25 metrów okrążeń wokół domu.

Początkowo liczył, że zdoła zebrać dla NHS, publicznej służby zdrowia, tysiąc funtów, ale jego akcja nieoczekiwane zyskała niesamowitą popularność. Gdy 16 kwietnia pokonywał - w asyście honorowej żołnierzy z Yorkshire Regiment - setne okrążenie, było to ponad 12 milionów funtów. Obecnie jest już ponad 29,5 miliona - wpłacone przez blisko 1,4 miliona osób - zapewne jeszcze w dniu jego urodzin przekroczone zostanie 30 milionów. To największa suma, jaka kiedykolwiek została zebrana poprzez stronę JustGiving.

"To jest naprawdę niesamowite. Oni wszyscy w NHS (...) zasługują na wszystko, co możemy im dać. Wszyscy są tacy odważni. Bo każdego ranka czy nocy narażają się na niebezpieczeństwo i myślę, że trzeba im dać najwyższe noty za ten wysiłek. Jesteśmy trochę jak na wojnie w tej chwili. Ale lekarze i pielęgniarki są na linii frontu" - mówił Moore, gdy kwota zbiórki przekroczyła 5 milionów.

Kapitan Tom również zasługuje na wyrazy uznania, bo mało kto tak podnosi morale narodu w obecnym trudnym czasie. A tych wyrazów uznania zebrał już całkiem sporo. W specjalnie nagranej wiadomości wideo podziękowali mu książę William i księżna Kate, zadzwonił premier Boris Johnson, przy okazji rządowych konferencji prasowych uznanie wyraziło kilku innych członków rządu.

W zeszłym tygodniu Tom Moore otworzył - zdalnie - kolejny z tymczasowych szpitali dla chorych z Covid-19, w Harrogate w hrabstwie Yorkshire. Royal Mail poinformowała w niedzielę, że wszystkie listy i przesyłki pocztowe do piątku będą opatrzone pieczątką o treści "Wszystkiego najlepszego z okazji setnych urodzin kapitana Thomasa Moore'a, bohatera zbiórki na NHS, 30 kwietnia 2020". Przewoźnik kolejowy Great Western Railway nazwał jego imieniem jeden z pociągów, który w czwartek wchodzi do użytku, to samo zrobiło dwóch przewoźników autobusowych, w tym jeden z jego rodzinnej miejscowości, Keighley w Yorkshire.

Z okazji urodzin Moore otrzymał już ponad 125 tys. kartek pocztowych z życzeniami - do których przewożenia i otwierania zaangażowano 20 wolontariuszy. W czwartek w ramach urodzinowego hołdu dla weterana nad jego domem w miejscowości Marston Moretaine w hrabstwie Bedfordshire przeleci zabytkowy Spitfire z czasów II wojny światowej w towarzystwie dwóch współczesnych śmigłowców wojskowych.

Natomiast w przyszły piątek, w 75. rocznicę zakończenia II wojny światowej w Europie, stacja ITV wyemituje 30-minutowy film dokumentalny o wojennych losach Moore'a - w tym zwłaszcza o mniej znanym epizodzie wojny, jakim była kampania w Birmie. Oprócz niej Moore służył wcześniej w oddziałach zmechanizowanych w Indiach, a później na Sumatrze. Za zasługi wojenne Moore odznaczony został czterema medalami, w tym Gwiazdą Birmy.

Ponadto istnieje powszechne oczekiwanie, że rząd wystąpi z wnioskiem o nadanie mu przez królową tytułu szlacheckiego. Niemal dwa tygodnie temu otwarcie zasugerował to minister transportu Grant Shapps. Do tej pory internetową petycję w tej sprawie podpisało ponad 961 tys. osób.

Kapitan Tom pobił jeszcze jeden rekord - w piątek charytatywny singiel z nową wersją utworu "You'll Never Walk Alone", nagrany przez niego wraz z aktorem, piosenkarzem i prezenterem Michaelem Ballem oraz chórem The NHS Voices Of Care Choir, dotarł na pierwsze miejsce brytyjskiej listy przebojów. Moore został najstarszym wykonawcą w historii z utworem na szczycie listy.

"Jutro może się okazać, że wszystko będzie o wiele lepsze niż dziś, nawet jeśli dziś było w porządku. Chyba zawsze tak na to patrzyłem. Jutro będzie dobry dzień" - powiedział kapitan Tom zapytany o to, jak kraj ma przetrwać kryzys wywołany koronawirusem.

Z Londynu Bartłomiej Niedziński (PAP)

Epidemiolog: może być 100 tys. zgonów, jeśli za szybko zniesiemy restrykcje

Jeśli ograniczenia wprowadzone w celu zatrzymania epidemii koronawirusa zostaną zniesione zbyt szybko, liczba ofiar śmiertelnych w Wielkiej Brytanii może do końca roku sięgnąć 100 tys. - ostrzegł Neil Ferguson, epidemiolog z Imperial College London.

Jak się uważa, poprzednie prognozy Fergusona odegrały kluczową rolę w zmianie strategii przez premiera Borisa Johnson i wprowadzeniu, wzorem większości innych państw europejskich, radykalnych restrykcji, mających na celu zwiększyć dystans społeczny. Ferguson przewidywał, że jeśli nie podjęte zostaną żadne działania, liczba zgonów może sięgnąć 0,5 mln, a jeśli będą one na ograniczoną skalę - 250 tys.

Naukowiec uważa, że nie jest możliwe częściowe zniesienie ograniczeń - dla osób młodych i zdrowych, przy jednoczesnym utrzymaniu ich dla starszych i podatnych na zakażenie - bez znaczącego wzrostu liczby zgonów.

"W praktyce wymagałoby to bardzo wysokiego poziomu skutecznej ochrony, aby była to realna strategia. Jeśli osiągnęlibyśmy 80 proc. ochrony - i 80-procentowe zmniejszenie ryzyka zakażeń w tych grupach - to nadal przewidujemy, że w efekcie takiej strategii w tym roku umrze ponad 100 tys. osób. Najbardziej podatni są ludzie, którzy zarazem najbardziej potrzebują opieki i kontaktów z systemem opieki zdrowotnej, a zatem najtrudniej w ich przypadku o prawdziwą izolację" - powiedział Ferguson w rozmowie z portalem UnHerd, której fragmenty cytują w niedzielę wieczorem brytyjskie media.

Ostrzegł on, że żaden kraj nie zdołał skutecznie ochronić przed wirusem najbardziej narażonych, pozwalając jednocześnie najbardziej odpornym na normalne funkcjonowanie i zasugerował, że do czasu stworzenia szczepionki konieczne będzie zachowanie pewnych reguł dystansu społecznego.

Ferguson podkreślił, że szukając sposobów na złagodzenie skutków zamknięcia, nie rujnując przy tym gospodarki, Wielka Brytania powinna pójść w ślady Korei Południowej. Jeśli tempo infekcji uda się utrzymywać na wystarczająco niskim poziomie, można rozważyć śledzenie kontaktów, jakie wprowadziła Korea Południowa.

"Jeśli uda nam się wystarczająco obniżyć liczbę przypadków, to myślę, że możemy przyjrzeć się koreańskiemu modelowi, jak długoterminowo utrzymać kontrolę przenoszenia zakażenia. Musimy zacząć od stosunkowo niskiej liczby przypadków, aby wdrożyć tego rodzaju politykę" - powiedział.

Według podanego w niedzielę bilansu, w Wielkiej Brytanii z powodu koronawirusa zmarło do tej pory 20732 osób, przy czym ta liczba obejmuje tylko zgony w szpitalach.

Brytyjski rząd jest pod coraz większą presją ze strony biznesu i opozycji, by przedstawić strategię wyjścia z wprowadzonych prawie pięć tygodni temu i mających obowiązywać co najmniej do 7 maja ograniczeń, zgodnie z którymi zabronione jest wychodzenie z domów i przemieszczanie się bez uzasadnionego powodu, a także wstrzymana została istotna część działalności gospodarczej.

Z Londynu Bartłomiej Niedziński (PAP)

Obraz Couleur z Pixabay 

Twitter zapowiada działania przeciwko teorii spiskowej łączącej 5G i Covid-19

Twitter zapowiedział w środę, że będzie kierował internautów poszukujących informacji na temat teorii łączącej sieć 5G z pandemią koronawirusa na strony ze sprawdzonymi informacjami. To reakcja m.in. na ataki na infrastrukturę 5G w Wielkiej Brytanii.

Jak zapowiedziała cytowana przez Reuters Katy Minshall, dyrektor działu polityki publicznej Twittera w Wielkiej Brytanii, użytkownikom serwisu chcącym znaleźć za pośrednictwem wyszukiwarki serwisu informacje o 5G wyświetli się komunikat kierujący ich na strony z informacjami zweryfikowanymi przez brytyjskie władze.

To rezultat rozprzestrzeniania się teorii spiskowych na temat rzekomych powiązań między wybuchem pandemii koronawirusa a rozwojem sieci 5G. Według krążących w sieci teorii infrastruktura sieci nowej generacji ma w niewyjaśniony sposób pomagać rozprzestrzeniać się wirusowi albo wręcz powodować chorobę popromienną. Eksperci, lekarze i władze wielokrotnie dementowali te plotki twierdząc, że nie mają one jakichkolwiek podstaw.

Mimo to w Wielkiej Brytanii i w innych państwach odnotowano dziesiątki podpaleń i innych ataków na maszty telekomunikacyjne, a także np. przypadki nękania pracowników firm.

Już w marcu Twitter zapowiedział, że podejmie kroki mające ograniczyć rozprzestrzenianie się dezinformacji na temat pandemii. W kwietniu poinformował, że w ciągu miesiąca usunął ponad 2,2 tys. tweetów "zawierających fałszywe lub potencjalnie szkodliwe treści".

Podobne działania zapowiedziały również Facebook i Google. W rezultacie swoje konta na Facebooku i YouTube stracił m.in. popularny brytyjski zwolennik teorii spiskowych David Icke, znany z propagowania teorii o ludziach-jaszczurach, a ostatnio zaangażowany również w teorie o 5G. (PAP)

osk/ akl/

Image by Photo Mix from Pixabay 

UE/KE uruchamia procedurę wobec Polski w związku z ustawą ws. dyscyplinowania sędziów

KE uruchomiła procedurę naruszeniową wobec Polski w związku z ustawą wprowadzającą zmiany dotyczące dyscyplinowania sędziów. Zdaniem KE uchwalone w grudniu przepisy podważają niezależność polskich sędziów i są sprzeczne z zasadą nadrzędności prawa UE. Polska dostała 2 miesiące na odpowiedź.

Postępowanie KE może za kilka miesięcy doprowadzić do skierowania sprawy do Trybunału Sprawiedliwości UE, jeśli wcześniej w ramach dialogu KE z polskim rządem problem nie zostanie rozwiązany.

"Państwa członkowskie mogą reformować swój wymiar sprawiedliwości, ale muszą to robić bez łamania unijnych traktatów. Wszczęliśmy dziś postępowanie w sprawie uchybienia zobowiązaniom państwa członkowskiego, bo są do tego mocne podstawy prawne. Istnieje wyraźne ryzyko, że przepisy dotyczące systemu dyscyplinarnego wobec sędziów mogą być wykorzystane między innymi do politycznej kontroli treści orzeczeń sądowych" - powiedziała w środę na konferencji prasowej w Brukseli wiceszefowa KE Viera Jourova.

Sprawa dotyczy pakietu zmian, który pojawił się w odpowiedzi na zaostrzenie sporu dotyczącego wymiaru sprawiedliwości i kwestionowanie statusu sędziów, wyłonionych przez nową Krajowa Radę Sądownictwa. Ustawa, która weszła w życie lutym, przewiduje m.in. odpowiedzialność dyscyplinarną za działania kwestionujące skuteczność powołania sędziego.

Komisja oceniła, że regulacje te uniemożliwiają sądom bezpośrednie stosowanie niektórych przepisów prawa UE, które chronią niezależność sądownictwa. Skrytykowane zostało też ustawowe blokowanie składania wniosków o wydanie orzeczenia w trybie prejudycjalnym do Trybunału Sprawiedliwości w tej kwestii.

Prawnicy Komisji, którzy analizowali przepisy ponad dwa miesiące, zwrócili uwagę, że rozszerzają one pojęcie przewinienia dyscyplinarnego, tym samym zwiększają liczbę przypadków, w których treść orzeczeń sądowych można uznać za wykroczenie dyscyplinarne. W efekcie - wskazuje KE - "reżim dyscyplinarny może być wykorzystywany jako system politycznej kontroli treści orzeczeń sądowych".

"To europejska sprawa, ponieważ polskie sądy stosują prawo europejskie. Sędziowie z innych krajów muszą mieć zaufanie co do tego, że polscy sędziowie działają niezależnie. To wzajemne zaufanie jest podstawą naszego jednolitego rynku" - argumentowała Jourova.

KE powołuje się przy tym na Kartę praw podstawowych i art. 19 Traktatu o Unii Europejskiej, który mówi o tym, że "państwa członkowskie ustanawiają środki zaskarżenia niezbędne do zapewnienia skutecznej ochrony sądowej w dziedzinach objętych prawem Unii".

Wiceszefowa KE pokreśliła, że wszczęcie procedury nie może być zaskoczeniem, bo jeszcze w grudniu wysłała list w tej sprawie do polskich władz, a w styczniu rozmawiała o niej z ministrem sprawiedliwości Zbigniewem Ziobro. "Chciałabym powtórzyć moje zaproszenie dla polskiego rządu do zajęcia się naszymi obawami. Jestem gotowa, w duchu dobrej współpracy do uczciwego i otwartego dialogu" - zaapelowała.

Procedura dotyczy też Izby Kontroli Nadzwyczajnej i Spraw Publicznych Sądu Najwyższego, która na mocy lutowej ustawy dostała wyłączną kompetencję do orzekania w kwestiach dotyczących niezawisłości sądów. Prawnicy z Brukseli wskazali, że uniemożliwia to polskim sądom wypełnianie obowiązku stosowania prawa UE lub zwrócenie się do Trybunału Sprawiedliwości UE z wnioskiem o wydanie orzeczenia w trybie prejudycjalnym. "Nowe prawo jest niezgodne z zasadą pierwszeństwa prawa Unii, funkcjonowaniem mechanizmu orzekania w trybie prejudycjalnym, a także z wymogami niezależności sądowej" - czytamy w komunikacie.

Komisja odnotowała ponadto, że rozwiązania przyjęte przez Sejm uniemożliwiają polskim sądom ocenianie, w kontekście rozpatrywanych spraw, uprawnień do orzekania w sprawach przez innych sędziów. "Utrudnia to skuteczne stosowanie prawa UE i jest niezgodne z zasadą pierwszeństwa prawa wspólnotowego, funkcjonowaniem mechanizmu orzekania w trybie prejudycjalnym oraz wymogami niezawisłości sądów" - uzasadniła KE.

W wezwaniu do polskich władz wskazano, że nowa ustawa wprowadza też przepisy wymagające od sędziów ujawnienia konkretnych informacji o ich działalności pozazawodowej. Uznane zostało to za niezgodne z prawem do poszanowania życia prywatnego i prawem do ochrony danych osobowych zagwarantowanym w Karcie praw podstawowych UE. KE wskazała też na sprzeczność tych zapisów z rozporządzeniem o ochronie danych.

KE dała polskim władzom dwa miesiące na odpowiedź na jej zastrzeżenia, choć wcześniej zdarzało się, że skracała ten termin do miesiąca. Jourova tłumaczyła, że jednym z powodów jest pandemia, która skupia uwagę rządu. Jeśli nie dojdzie do usunięcia uchybienia, wówczas za kilka miesięcy sprawa może zostać skierowana do Trybunału Sprawiedliwości UE.

Z Brukseli Krzysztof Strzępka (PAP)

Rekordowy spadek sprzedaży detalicznej, wzrosty w internecie

Sprzedaż detaliczna w Wielkiej Brytanii w marcu - gdy dopiero zaczęły obowiązywać ograniczenia związane z koronawirusem - spadła o ponad 5 proc. w stosunku do lutego, zwiększyła się natomiast sprzedaż w internecie - podał w piątek brytyjski urząd statystyczny ONS.

Spadek mierzony woluminem kupionych towarów wyniósł 5,1 proc. wobec lutego, zaś mierzony wartością towarów - 5,7 proc. W stosunku do marca 2019 r. spadki wynosiły - odpowiednio - 6,0 proc. i 5,8 proc. To największe spadki od kiedy ONS zaczął zbierać takie dane w 1996 r.

Restrykcje, mające zatrzymać epidemię, m.in. zakaz wychodzenia z domów i przemieszczania się bez uzasadnionego powodu oraz zamknięcie wszystkich sklepów stacjonarnych poza tymi, które sprzedają niezbędne towary, wprowadzono 23 marca, co oznacza, że przez większą część badanego okresu (1 marca - 4 kwietnia) nie obowiązywały. Niemniej efekty koronawirusa już mocno się odbiły na handlu.

Najmocniej spadła sprzedaż odzieży - o 34,8 proc. w stosunku do poprzedniego miesiąca. Sprzedaż paliwa spadła o ponad 22 proc. jeśli chodzi o wartość i prawie 19 proc. jeśli chodzi o ilość. Z drugiej strony sprzedaż żywności wzrosła o 10,4 proc., co jest efektem zapasów, które ludzie robili na początku epidemii. To najwyższy miesięczny wzrost sprzedaży żywności od kiedy prowadzone są statystyki.

Bardzo znacząco - o 31,4 proc. - wzrosła też sprzedaż alkoholu w specjalistycznych sklepach, którym również zezwolono na kontynuowanie sprzedaży, choć odpowiadają one za niespełna 1 proc. całkowitej sprzedaży alkoholu.

Zwiększyła się także sprzedaż w internecie - o 8,3 proc. w stosunku do lutego i o 12,5 proc. w stosunku do marca 2019 r. Sprzedaż w internecie wzrosła we wszystkich grupach produktów z wyjątkiem odzieży, przy czym największy wzrost - o 47,4 proc. wobec lutego - dotyczył zakupów internetowych z supermarketów. Ogółem sprzedaż towarów przez internet stanowi obecnie 22,3 proc. całej sprzedaży detalicznej, mierzonej pod względem wartości, co jest najwyższym odsetkiem w historii.

Z Londynu Bartłomiej Niedziński (PAP)

Obraz justynafaliszek z Pixabay 

W. Brytania/ Liczba ofiar koronawirusa przekroczyła 30 tys., 649 nowych zgonów

Liczba zgonów z powodu koronawirusa w Wielkiej Brytanii przekroczyła 30 tys. W ciągu ostatniej doby zmarło kolejnych 649 osób, co oznacza, że bilans zgonów wzrósł do 30076 - poinformował w środę po południu minister ds. społeczności lokalnych Robert Jenrick.

Bilans obejmuje wszystkie zgony w ciągu 24 godzin między godz. 17 w poniedziałek a godz. 17 w we wtorek, gdzie testy potwierdziły obecność koronawirusa. Tydzień temu brytyjskie ministerstwo zdrowia zmieniło sposób podawania statystyk i obecnie uwzględnione w nich są wszystkie zgony, a nie tylko te w szpitalach.

649 nowych zgonów to nieco mniej niż bilans podany we wtorek, gdy odnotowano 693 ofiary śmiertelne.

Choć od kilku dni dobowa liczba zgonów z powodu koronawirusa w Wielkiej Brytanii jest najwyższa w Europie, wiele danych wskazuje, że szczyt epidemii w tym kraju już minął. Powoli, ale stale zmniejsza się dobowa liczba zgonów z siedmiu kolejnych dni, liczba osób w szpitalach w ciągu ostatniego tygodnia spadła o 15 proc. i wynosi obecnie nieco ponad 13 tys., zwiększa się odsetek wolnych łóżek na oddziałach intensywnej terapii (z ok. 40 proc. w szczycie epidemii do ok. 70 proc. obecnie).

Jeśli chodzi o poszczególne części Zjednoczonego Królestwa, to w Anglii miało miejsce 27008 zgonów, w Szkocji - 1620, w Walii - 1044, zaś w Irlandii Północnej - 404.

Jenrick poinformował również, że w ciągu ostatniej doby przeprowadzono prawie 69,5 tys. testów na obecność koronawirusa, co jest spadkiem o kilkanaście tysięcy w stosunku do poprzednich dwóch dni i czwartym kolejnym dniem, w którym nie został spełniony rządowy cel przynajmniej 100 tys. testów dziennie, mimo że techniczne możliwości laboratoriów pozwalają obecnie na 108 tys. Ten cel został spełniony dotychczas dwa razy - w czwartek i piątek w zeszłym tygodniu. W środę premier Boris Johnson zapowiedział, że do końca maja przeprowadzanych będzie 200 tys. testów dziennie.

Łączna liczba wykrytych przypadków koronawirusa wynosi w Wielkiej Brytanii 201101, co oznacza wzrost o 6111 w stosunku do stanu z poprzedniego dnia. To trzeci najwyższy dobowy wzrost od początku epidemii. Bilans testów i nowych zakażeń obejmuje 24 godz. między 9 we wtorek a 9 w środę.

We wtorek Wielka Brytania przesunęła się na pierwsze miejsce w Europie i drugie na świecie pod względem liczby zgonów - więcej ich jest tylko w Stanach Zjednoczonych.

Z Londynu Bartłomiej Niedziński (PAP)

bjn/ mal/

Image by Darko Stojanovic from Pixabay 

Borisowi Johnsonowi urodziło się dziecko

Brytyjski premier Boris Johnson i jego narzeczona Carrie Symonds poinformowali w środę rano o narodzinach ich dziecka. Jak zapewniono, zarówno matka, jak i chłopiec czują się dobrze.

Dziecko przyszło na świat wcześniej, niż się spodziewano. Gdy w lutym Johnson i Symonds oficjalnie ogłosili, że pod koniec zeszłego roku zaręczyli się i spodziewają się dziecka, mówili, że przyjdzie ono na świat na początku lata. (PAP)

Liczba zmarłych z powodu koronawirusa przekroczyła 20 tys.

Liczba zmarłych z powodu koronawirusa w Wielkiej Brytanii przekroczyła 20 tys. Ministerstwo zdrowia tego kraju poinformowało w sobotę, że w ciągu minionej doby odnotowano kolejnych 813 zgonów, wskutek czego ich liczba wzrosła do 20319.

To oznacza, że przekroczony został poziom, którego nieprzekroczenie uznane zostałoby za dobry wynik. Pod koniec marca główny doradca naukowy rządu Patrick Vallance oraz Neil Ferguson, epidemiolog z Imperial College London oświadczyli, iż jeśli całkowita liczba zgonów będzie mniejsza niż 20 tys., będzie to dobrym wynikiem.

Faktyczna liczba ofiar koronawirusa jest jednak znacząco większa niż 20 tys., gdyż podawane przez brytyjskie ministerstwo zdrowia statystyki dotyczą tylko zgonów w szpitalach. Jak się szacuje na podstawie danych urzędu statystycznego ONS - które podawane są z około półtoratygodniowym opóźnieniem - w domach opieki dla seniorów oraz w domach ma miejsce co najmniej 20 proc. wszystkich zgonów na Covid-19.

Pierwszy zgon z powodu koronawirusa w Wielkiej Brytanii miał miejsce 5 marca, zaś poziom 10 tys. przekroczony został 12 kwietnia.

Podany w sobotę bilans obejmuje zgony zarejestrowane w szpitalach w ciągu 24 godzin między godz. 17 w czwartek a godz. 17 w piątek. To wyraźnie więcej niż w piątek, gdy bilans nowych zgonów wynosił 684 i najwyższa liczba od czterech dni.

Brytyjskie władze medyczne uważają, że szczyt zgonów w Wielkiej Brytanii prawdopodobnie już minął, ale zarazem ostrzegają, by nie oczekiwać szybkiego, dużego spadku w statystykach. Rekordową liczbę 980 zgonów zanotowano w piątek 10 kwietnia.

Jednocześnie ministerstwo zdrowia podało, że od początku epidemii przeprowadzono prawie 641 tys. testów na obecność koronawirusa, którym poddano prawie 518 tys. osób. W przypadku 148377 testów uzyskano wynik pozytywny, co oznacza wzrost o 4913 w stosunku do stanu z poprzedniego dnia.

Od początku kwietnia liczba nowo wykrytych zakażeń przeważnie mieści się w przedziale 4500-5500, co - przy rosnącej liczbie przeprowadzanych testów - pokazuje, że krzywa zakażeń się spłaszczyła. W ciągu minionej doby wykonano ponad 28,7 tys. testów, co jest najwyższą dobową liczbą od początku epidemii. Bilans nowych zakażeń obejmuje okres od godz. 9 w piątek do godz. 9 w sobotę.

Wielka Brytania jest piątym państwem świata, w którym liczba zgonów przekroczyła 20 tys. - wcześniej nastąpiło to we Włoszech, w Stanach Zjednoczonych, Hiszpanii i Francji (w przypadku USA liczba zgonów przekroczyła już 50 tys.). Zajmuje także piąte miejsce na świecie pod względem liczby wykrytych zakażeń - za Stanami Zjednoczonymi, Hiszpanią, Włochami i Niemcami.

Z Londynu Bartłomiej Niedziński (PAP)

Włochy/ Media: 376 mafiosów i przemytników narkotyków opuściło więzienia

376 mafiosów i przemytników narkotyków zwolniono z więzień we Włoszech i umieszczono w areszcie domowym z powodu złego stanu zdrowia i ryzyka zakażenia koronawirusem- podały w środę media. Pełną listę zwolnionych wysłano do komisji parlamentu do walki z mafią.

Skazani i oczekujący na procesy opuścili więzienia w czasie ogólnokrajowej kwarantanny - od połowy marca do końca kwietnia.

Dziennik "La Repubblica" podał, że poufna lista zwolnionych, wysłana do parlamentarnej komisji do walki z mafią, wywołała alarm w prokuraturach. W związku z polemiką rezygnację postanowił złożyć szef włoskiego więziennictwa Francesco Basentini.

Jak zaznaczyła rzymska gazeta, policja codziennie kontroluje wszystkich zwolnionych z zakładów karnych, przebywających w swoich domach. W Palermo na Sycylii więzienia opuściło 61 osób, w Neapolu 67, w Rzymie 44, w Catanzaro w Kalabrii 41, w Mediolanie 38, w Turynie 16.

Są wśród nich także niebezpieczni bossowie mafii - podkreślono.

W komentarzach zwraca się uwagę na to, że wprawdzie jeden z dekretów rządu wydanych w czasie pandemii przewiduje możliwość odbycia reszty kary nie dłuższej niż 18 miesięcy w areszcie domowym, to zarazem prawa do tego pozbawiono niektóre kategorie osadzonych, np. skazanych za przestępstwa mafijne.

Największe zdumienie i polemikę wywołała wiadomość o tym, że więzienie opuścił jeden z wpływowych bossów kamorry Pasquale Zagaria z klanu Casalesi, chory na raka. Na liście tej figuruje też Francesco Bonura, zaufany człowiek byłego szefa sycylijskiej cosa nostry Bernardo Provenzano. Więzienie opuścił również jeden z najpotężniejszych ludzi zamieszanych w międzynarodowy przemyt kokainy Francesco Ventrici.

Prawo do aresztu domowego przyznano niektórym groźnym mafijnym bossom mającym poważne problemy ze zdrowiem, którym nie zapewniono odpowiednich warunków bezpieczeństwa, by ograniczyć zakażenie koronawirusem. Jak się przypomina, na początku kryzysu epidemicznego we Włoszech doszło do masowych i gwałtownych buntów w wielu przepełnionych więzieniach.

Z dokumentu dla komisji parlamentu wynika, że 373 zwolnionych więźniów odbywało karę w zaostrzonych warunkach bezpieczeństwa, a trzech - najwyższego rygoru więziennego.

"To prawda, że prawo do zdrowia jest święte, ale areszt domowy jest absolutnie nie do zastosowania wobec bardzo niebezpiecznych osobników, ponieważ istnieje ryzyko, że będą kontaktować się ze swoim klanem" - ostrzegł jeden z prokuratorów z Palermo.

Z Rzymu Sylwia Wysocka (PAP)

sw/ ap/

Image by Dominique Devroye from Pixabay 

 

Ruch lotniczy w zapaści, ale wiele linii wciąż lata

Mimo restrykcji wprowadzonych w całej Europie, ruch lotniczy na kontynencie nie ustał zupełnie. Między kilkoma krajami wciąż kursują samoloty pasażerskie, choć największe lotniska świecą pustkami. Są jednak państwa, do których można wlecieć bez podania ważnej przyczyny przylotu.

Choć część krajów Europy - tak jak Polska - całkowicie zamknęła pasażerski ruch lotniczy, to w wielu państwach podróże są wciąż dozwolone dla obywateli i rezydentów UE. W większości przypadków, aby uzyskać wstęp na pokład trzeba mieć ważny powód, jak np. praca lub powrót do domu. W niektórych przypadkach zgodę na lot wydają krajowe MSZ. W praktyce większość lotów to loty repatriacyjne

Są jednak wyjątki: Szwecja, Holandia i Wielka Brytania pozwalają na przyloty bez podania ważnej przyczyny, choć oficjalnie odradzają zbędnych podróży. Nikt jednak na lotniskach tych krajów nie wymaga dokumentów potwierdzających konieczność odbycia podróży lotniczej.

Mimo drastycznych cięć w liczbie lotów - czasem nawet o ponad 90 proc. - nadal latają samoloty głównych europejskich linii lotniczych, jak British Airways, KLM, Air France, SAS, Lufthansa czy Alitalia. Działają też niektóre tanie linie, choć również w bardzo okrojonym wymiarze.

Ryanair uziemił 99 proc. swojej floty i oferuje niemal wyłącznie połączenia z lotniskami w Irlandii i Wielkiej Brytanii (wyjątki to np. loty do Berlina, Amsterdamu czy Brukseli). EasyJet obecnie nie lata, choć przyjmuje rezerwacje na loty od końca maja. Najambitniejsze plany ma jednak Wizz Air, który od maja wznowi loty z Wiednia i Londynu-Luton do ponad 20 portów lotniczych, w tym np. Walencji i Mediolanu.

Spadek popytu na komercyjne usługi transportowe sprawił, że - według danych IATA (Międzynarodowe Zrzeszenie Przewoźników Powietrznych) - ruch lotniczy w całej Europie spadł o 90 proc. Efekt jest taki, że np. podróż z Lizbony do Amsterdamu, zwykle zajmująca niecałe trzy godziny, dziś może zająć nawet kilkanaście godzin, z przesiadką we Frankfurcie.

Na największych europejskich lotniskach ruch niemal ustał. Przed nastaniem pandemii koronawirusa, przez londyńskie lotnisko Heathrow przewijało się ponad 200 tys. pasażerów dziennie, a lądowało i startowało ponad 1000 samolotów. Dziś pojemne hale najruchliwszego lotniska Europy świecą pustkami, a każdej godziny lądują nie więcej niż 2-3 samoloty. Przylatują głównie z ograniczonej liczby lotnisk europejskich takich jak: Frankfurt, Helsinki, Lizbona, Madryt, Rzym, Dublin, Zurych, Amsterdam.

Mimo wprowadzonych w całej Unii Europejskiej i Wielkiej Brytanii restrykcji zamykających granice dla przybyszów spoza kontynentu, na Heathrow wciąż lądują samoloty m.in. z Chin, USA, Kataru, czy Japonii. Jak tłumaczy PAP rzeczniczka Heathrow Alexandra Connor, to głównie samoloty przewożące powracających do domu obywateli i rezydentów. "Wciąż odbywa się wiele lotów repatriacyjnych - zarówno oficjalnych, jak i nieoficjalnych - a także ważne loty towarowe" - mówi Connor.

Jak dodaje, choć ruch pasażerski zmniejszył się w marcu o 52 proc., a w kwietniu spadek ma wynieść nawet 90 proc., znacznie więcej jest lotów towarowych. W ubiegłym tygodniu lotnisko zanotowało ponad 10-krotnie większą liczbę samolotów frachtowych. "Spadek popytu na loty pasażerskie pociągnie za sobą długotrwałe i znaczące efekty dla całego przemysłu" - zaznacza Connor.

Podobna sytuacja jest na innych europejskich lotniskach-gigantach. Jak podały PAP służby prasowe amsterdamskiego lotniska Schiphol, liczba obsługiwanych pasażerów spadła o 80 proc., a lotów o 75 proc. Wiele z terminali lotniska zostało zamkniętych, a teren wokół nich służy za parking dla samolotów.

Pustkami świeci też paryskie lotnisko Charlesa de Gaulle'a.

"Wyglądało jak miasto duchów. Ogromne lotnisko całkowicie puste, wszystkie sklepy zamknięte. Surrealizm" - tak opisuje swoje wrażenia z Paryża Neil, Kanadyjczyk który pod koniec marca odbył lot repatriancki z Tbilisi do Calgary, z czterema międzylądowaniami.

Eksperci przewidują, że pełnego powrotu do normalności nie będzie jeszcze długo, nawet w miarę znoszenia przez kolejne kraje restrykcji na podróże. Według Międzynarodowego Zrzeszenia Przewoźników Powietrznych (IATA), obecny kryzys może kosztować linie lotnicze nawet 314 miliardów USD. Zaś komisarz UE ds. transportu Adina Valean zapowiada, że niemożliwym jest przewidzieć kiedy przemysł lotniczy będzie mógł w pełni wznowić pełną funkcjonalność operacyjną.

"Spodziewamy się, że kryzys z nami zostanie, tak samo, jak zostanie z nami wirus" - powiedziała unijna komisarz. (PAP)

Oskar Górzyński

"Daily Telegraph" wspomina ostatniego polskiego pilota RAF

Brytyjski dziennik "Daily Telegraph" zamieścił w piątek wspomnienie o majorze Jerzym Główczewskim, ostatnim polskim pilocie myśliwca, który w czasie II wojny światowej walczył w barwach Royal Air Force. Zmarł on 12 kwietnia w Nowym Jorku w wieku 97 lat.

Jak przypomina gazeta, urodzony w Warszawie w 1922 r. Główczewski do Wielkiej Brytanii przybył - poprzez Rumunię, Palestynę i Egipt - w 1942 r. W lutym 1944 r. ukończył szkolenie w zakresie pilotażu, pod koniec czerwca rozpoczął szkolenie na samolotach Spitfire, zaś we wrześniu wstąpił do Dywizjonu 308 "Krakowskiego".

Jako pilot tego Dywizjonu uczestniczył w prowadzonych z lądowiska w Normandii w atakach na wycofujące się wojska niemieckie, brał też udział w bitwie nad Gandawą, jednej z ostatnich bitew lotniczych II wojny światowej, a także w atakach na wyrzutnie niemieckich pocisków V-2. Do końca wojny uczestniczył w ponad stu lotach bojowych i został trzykrotnie odznaczony polskim Krzyżem Walecznych oraz Polowym Znakiem Pilota.

Po zakończeniu wojny powrócił do Polski, ukończył studia na wydziale architektury i brał udział w odbudowie Warszawy, m.in. uczestnicząc w odtwarzaniu zniszczonych zabytków, budowie Stadionu Dziesięciolecia oraz w projektowaniu zakładów przemysłowych. Do Stanów Zjednoczonych przybył w 1962 r. - był m.in. wykładowcą Uniwersytetu Stanowego w Karolinie Północnej. W Nowym Jorku pracował dla Fundacji Forda oraz ONZ. Wykładał architekturę w Instytucie Pratta.

"Daily Telegraph" cytuje także fragment książki "Wojak z przypadku" - jednego z czterech tomów wspomnień Główczewskiego. "Żyłem na skraju przepaści, ale jakoś udało mi się uniknąć najgorszego losu. Byłem o krok od śmierci, uchodźcą uciekającym przed deportacją, głodem i obozami śmierci. Walcząc na dwóch frontach w czasie II wojny światowej, byłem wielokrotnie ostrzeliwany, ale podczas walki bez wątpienia powodowałem śmierć innych" - napisał w niej Główczewski.

Ten sam fragment zamieściły też oddziały muzyczne RAF - RAF Music Services - we wpisie na Twitterze informującym o śmierci majora Główczewskiego i oddającym mu hołd.

Z Londynu Bartłomiej Niedziński (PAP)

Image

Świetna aplikacja! Pobierz!

Image
Image

Jesteś świadkiem ciekawych wydarzeń?

Zarejestruj się i podziel się swoją historią

Autorzy 

Zostań autorem
Image
  • logo
  • logo
  • logo
  • logo
  • logo
  • logo
  • logo
  • logo
  • logo
  • logo
  • logo
  • logo
  • logo
  • logo
  • logo
  • logo
  • logo
  • logo
  • logo
  • logo
  • logo
  • logo
  • logo
  • logo
  • logo
  • logo
  • logo
  • logo
  • logo
  • logo
  • logo

Korzystając z naszej strony, wyrażasz zgodę na wykorzystywanie przez nas plików cookies - Polityka prywatności. Zaktualizowaliśmy naszą politykę przetwarzania danych osobowych - RODO. Więcej dowiesz się TUTAJ.