Hide
BĄDŹ NA BIEŻĄCO!
Follow on Facebook
Facebook
Show
Wed, Apr 17, 2024

Sport

Sport

All Stories

3,6 mln wniosków o status osoby osiedlonej, w tym 700 tys. od Polaków

Na rok przed upływem terminu 3,6 mln obywateli państw Unii Europejskiej, w tym prawie 700 tys. Polaków, złożyło wniosek o status osoby osiedlonej w Wielkiej Brytanii - powiedział PAP Kevin Foster, brytyjski wiceminister spraw wewnętrznych nadzorujący ten proces.

Uzyskanie okresu statusu osoby osiedlonej (settled status) lub tymczasowego statusu osoby osiedlonej (pre-settled status) jest konieczne, by można było pozostać w Wielkiej Brytanii po upływie okresu przejściowego po brexicie. Wnioski takie można składać do 30 czerwca 2021 r.

"Otrzymaliśmy ponad 3,6 mln wniosków o status osoby osiedlonej lub tymczasowy status, z czego w przypadku 3,3 mln został on już przyznany. Mogę z zadowoleniem powiedzieć, że prawie 700 tys. Polaków złożyło takie wnioski. Na rok przed upływem terminu jesteśmy naprawdę zadowoleni z tych liczb" - mówił w rozmowie z PAP Foster. Podkreślił, że Polacy są największą grupą osób, które złożyły takie wnioski.

To oznacza, że w ciągu ostatniego półrocza nastąpił znaczący wzrost liczby złożonych aplikacji, bo według stanu na koniec 2019 r. było ich 2,8 mln, z czego ponad 500 tys. od obywateli polskich. "Widzieliśmy zwiększone zainteresowanie w okolicach terminu brexitu, co jest zrozumiałe, bo było dużo o tym w mediach, a także dlatego, że stało się jasne, że naprawdę wychodzimy z UE; nadal jednak otrzymujemy kilka tysięcy aplikacji dziennie, także w czasie epidemii Covid-19, bo zdecydowana większość osób składa je za pomocą aplikacji" - powiedział.

Jak dodał, cały czas urzędy oferują wsparcie osobom, które z jakichś powodów składają wnioski w formie papierowej, choć jest to znikoma mniejszość, bo składanie wniosków online jest bardzo prostym procesem.

Według danych brytyjskiego urzędu statystycznego ONS w 2019 r. w Wielkiej Brytanii mieszkało 3,7 mln osób z obywatelstwem państw UE, w tym 900 tys. osób z obywatelstwem polskim. To oznacza, że wnioski o status osoby osiedlonej lub tymczasowy status złożyła pewna liczba osób, które faktycznie nie mieszkają w Wielkiej Brytanii.

Zdaniem Fostera nie świadczy to, że podejście władz jest zbyt liberalne. "Honorujemy nasze zobowiązania wynikające z umowy o wyjściu z UE. Do końca roku jest swoboda przepływu osób z UE i każdy obywatel UE może przyjechać i zamieszkać Wielkiej Brytanii i złożyć taki wniosek" - mówi. Przypomniał jednak, że w takim przypadku będzie to wniosek o tymczasowy status osoby osiedlonej, bo warunkiem uzyskania statusu osoby osiedlonej jest pięcioletni pobyt w Wielkiej Brytanii.

Foster nie chciał spekulować na temat liczby osób, która złoży takie wnioski do końca czerwca 2021 r. "Na początku niektórzy mówili, że 3 mln to jest cel, do którego powinniśmy dążyć, a teraz jest tych wniosków znacznie więcej. Naszym celem jest, by każdy, kto jest do tego uprawniony, wiedział, jak to zrobić, mógł to zrobić, a jeśli potrzebuje wsparcia, by je otrzymał" - podkreślił.

Jak mówił, trudno przewidywać, ile osób z tych, które złożyły wniosek, ostatecznie pozostanie w Wielkiej Brytanii. "Skoro uruchomiliśmy taką możliwość, to chcemy, by te osoby pozostały, ale wiadomo, że są różne sytuacje i niektóre osoby przyjeżdżają, by popracować parę lat, a później zamierzają wrócić do Polski lub gdzieś indziej. Ale naszym celem jest to, by wszyscy mieli uregulowany status" - wyjaśnił Foster.

Z Londynu Bartłomiej Niedziński (PAP)

3,6 mln wniosków o status osoby osiedlonej, w tym 700 tys. od Polaków

W Wielkiej Brytanii wygrał Trzaskowski

W Wielkiej Brytanii w pierwszej turze wyborów prezydenta RP wygrał Rafał Trzaskowski, wyprzedzając Szymona Hołownię i Andrzeja Dudę - wynika z protokołów opublikowanych w nocy z poniedziałku na wtorek przez Państwową Komisję Wyborczą.

W Wielkiej Brytanii wygrał Trzaskowski

Policja: atak w Glasgow to nie akt terroru, zginął tylko sprawca

Atak nożownika, do którego doszło w piątek wczesnym popołudniem w jednym z hoteli w Glasgow, nie jest traktowany jako zdarzenie o podłożu terrorystycznym - poinformowała szkocka policja. W ataku zginął sprawca, a sześć osób, w tym policjant, zostało rannych.

Nie potwierdziły się wcześniejsze doniesienia mediów o trzech ofiarach śmiertelnych. Jedyną ofiarą śmiertelną jest napastnik, który został zastrzelony przez policjantów.

Jak poinformowała policja, ranny 42-letni policjant jest w stanie krytycznym, ale stabilnym. Pozostałe ranne osoby są w wieku 17, 18, 20, 38 i 53 lat. Ich stan również jest poważny, ale nie podano dalszych szczegółów na ten temat.

W hotelu Park Inn w centrum Glasgow zakwaterowani zostali na czas epidemii koronawirusa uchodźcy i azylanci. Jak podała stacja Sky News, wszystko wskazuje na to, że pozostali ranni byli mieszkańcami hotelu. Wcześniej powołując się na świadków informowano, że wśród rannych było dwoje recepcjonistów.

Na razie nie wiadomo, czy sprawca również tam mieszkał i co go skłoniło do ataku, ale media informują, iż zakwaterowani w hotelu uchodźcy i azylanci od dłuższego czasu skarżyli się na panujące w nim warunki.

Jak poinformowała policja, do ataku doszło około godz. 12.50. Podkreślono, że dwie minuty później były już na miejscu zdarzenia uzbrojone oddziały policji. Szybkość i sprawność działania funkcjonariuszy podkreśliła szefowa szkockiego rządu Nicola Sturgeon. "Chcę podziękować policji za to, co jak się wydaje było bardzo spokojną i profesjonalną reakcją na ten incydent i niewątpliwie dzięki temu ten bardzo poważny incydent, nie stał się dużo gorszy" - oświadczyła.

Policja poinformowała również, że nie poszukuje nikogo więcej w związku z atakiem i nie ma dalszego zagrożenia dla ludzi, ale z powodu prowadzonego śledztwa okolice hotelu pozostaną na razie zamknięte.

To drugi atak nożownika w Wielkiej Brytanii w ciągu tygodnia. W sobotę wieczorem w Reading na zachód od Londynu libijski azylant zaatakował nożem grupę osób siedzących na trawie w parku, zabijając trzy i raniąc trzy kolejne. Tamto zdarzenie zostało uznane za mające podłoże terrorystyczne. Schwytany przez nieuzbrojonego funkcjonariusza policji sprawca przebywa w areszcie.

Z Londynu Bartłomiej Niedziński (PAP)

foto : twitter / ThatReilz

Złożono projekt ustawy zaostrzającej kary za niszczenie pomników wojennych

Osobom niszczącym lub bezczeszczącym pomniki i monumenty ku czci poległych w czasie wojen ma grozić do 10 lat więzienia i nieograniczona grzywna - przewiduje projekt ustawy, nad którą prace zaczęli we wtorek brytyjscy posłowie.

Złożony przez posła rządzącej Partii Konserwatywnej Jonathana Gullisa projekt ustawy o miejscach pamięci wojennej znosi limit grzywien i pozwala, by sprawy zbezczeszczenie pomników poległych na wojnach były rozpatrywane przez sądy koronne, niezależnie od wartości strat materialnych. Obecnie, jeśli straty materialne, nie przekraczają 5000 funtów, takimi sprawami zajmują się sądy pokoju, czyli najniższej instancji, a maksymalna kara więzienia to sześć miesięcy za każdy popełniony czyn.

"Upływ czasu zawsze wiąże się z niebezpieczeństwem zatarcia zbiorowej pamięci. Nie zapominajmy o poświęceniu i odwadze tych, którzy zapłacili najwyższą cenę. Młodzi mężczyźni i kobiety, którzy oddali swoją przyszłość, swoją miłość, swoje życie i swoje marzenia, aby zapewnić wolność, którą kiedyś znali, od tyranii - dla nas, nienarodzonych pokoleń, które siedzą bezczynnie, gdy pomniki poświęcone ich wiecznej pamięci są bezczeszczone" - mówił Gullis. "Ja nie będę siedział bezczynnie, ani nie będę milczał" - podkreślił.

Projekt zaostrzenia kar za bezczeszczenie wojennych miejsc pamięci jest reakcją na wydarzenia, do których doszło na początku czerwca przy okazji demonstracji ruchu Black Lives Matter. Antyrasistowscy aktywiści namalowali sprayem napisy na stojącym przed parlamentem pomnikiem premiera Winstona Churchilla, a także na The Cenotaph - monumencie poświęconym poległym w czasie obu wojen światowych, jak również próbowali podpalić umieszczoną na nim brytyjską flagę. Do podobnych aktów wandalizmu doszło także w innych miastach.

"Nie wzywamy do tego, aby wszystkie te przestępstwa były karane 10 latami pozbawienia wolności. Ale chcemy naszym sędziom dać możliwość decydowania, czy dane przestępstwo zasługuje na przeniesienie do sądu koronnego" - wyjaśnił Gullis.

Jak w poprzedni weekend informowały media, nad zaostrzeniem kar za niszczenie wojennych pomników i miejsc pamięci dyskutowali ministrowie sprawiedliwości Robert Buckland i spraw wewnętrznych Priti Patel oraz prokurator generalna Suella Braverman, zaś projekt ustawy gotowa jest też poprzeć opozycyjna Partia Pracy.

Z Londynu Bartłomiej Niedziński (PAP)

 

twitter / PoliticsBloke ( pomnik The Centograph)

Z powodu rosnącej liczby zakażeń Leicester objęto lokalną blokadą

Liczące 350 tys. mieszkańców Leicester w środkowej Anglii, gdzie w ostatnich dniach szybko wzrasta liczba nowych zakażeń koronawirusem, zostaje objęte lokalną blokadą - poinformował w poniedziałek wieczorem brytyjski minister zdrowia Matt Hancock.

Z powodu rosnącej liczby zakażeń Leicester objęto lokalną blokadą

Rząd: zamkniemy plaże, jeśli nie będzie zachowywany dystans społeczny

Brytyjski rząd ostrzegł w piątek, że zamknie plaże, jeśli będą one zbyt zatłoczone, a ludzie nie będą przestrzegali zasad dystansu społecznego, wprowadzonych w związku z pandemią koronawirusa.

"Jestem niechętny, aby tego użyć, bo ludzie mieli dość ciężko podczas zamknięcia, a każdy powinien móc cieszyć się słońcem. Ale mamy takie kompetencje i jeśli zobaczymy skok w liczbie przypadków, to podejmiemy działania" - powiedział minister zdrowia Matt Hancock w TalkRadio.

W podobnym tonie w BBC wypowiedział się minister środowiska George Eustice. "Nie chcemy tego robić i bardzo niechętnie to zrobimy. Apelujemy do wszystkich, którzy zdecydują się pójść na plażę, aby zachowywać dystans społeczny i pozostawać w gronie rodziny" - mówił.

Obie wypowiedzi były reakcją na sceny, do których doszło w środę i czwartek na plażach południowego wybrzeża Anglii, w szczególności w Bournemouth. Jak napisał na Twitterze reprezentujący okręg Bournemouth East poseł Tobias Ellwood, do liczącego 770 tys. mieszkańców hrabstwa Dorset przyjechało w czwartek 500 tys. osób z innych części kraju.

Brytyjskie media pokazywały kompletnie zatłoczone plaże w Dorset, tony śmieci pozostawione przez przyjezdnych oraz informowały o wielokilometrowych korkach na drogach dojazdowych, a także incydentach, które zdarzały się na samych plażach, z bójkami o miejsce włącznie.

Czwartek był jak dotychczas najbardziej upalnym dniem tego roku w Wielkiej Brytanii - w stacji pomiarowej na londyńskim lotnisku Heathrow zanotowano 33,3 stopnia Celsjusza.

W Wielkiej Brytanii cały czas pozostaje w mocy nakaz zachowywania dwumetrowego dystansu między ludźmi i zakaz zgromadzeń liczących ponad sześć osób. Przepisy te poluzowane zostaną dopiero w następnym etapie znoszenia restrykcji z powodu koronawirusa, który w Anglii zacznie się w 4 lipca, a w Walii i Szkocji jeszcze później.

Zaniepokojenie w związku z możliwym rozprzestrzenieniem się koronawirusa wzbudziły też wydarzenia w Liverpoolu, gdzie ponad 2 tys. osób wyszło w czwartek wieczorem na ulice, aby świętować - nie zachowując dystansu - zdobycie przez piłkarzy Liverpool FC pierwszego od 30 lat mistrzostwa Anglii. Region Północny Zachód, w którym leży Liverpool, jest jednym z najmocniej dotkniętych epidemią w kraju biorąc pod uwagę liczbę przypadków zakażeń w stosunku do populacji.

Z Londynu Bartłomiej Niedziński (PAP)

Rząd rezygnuje z codziennych konferencji prasowych w sprawie epidemii

Po raz ostatni odbyła się we wtorek po południu konferencja prasowa brytyjskiego rządu na temat walki z koronawirusem. Wobec znaczących postępów w zwalczaniu epidemii zdecydowano o rezygnacji z przeprowadzania codziennych konferencji.

W ostatniej konferencji uczestniczyli - tak samo jak w pierwszej, 16 marca - premier Boris Johnson, główny doradca naukowy rządu Patrick Vallance i naczelny lekarz Anglii Chris Whitty. Codzienne konferencje na Downing Street zorganizowano w odpowiedzi na stawiane rządowi w początkowej fazie epidemii zarzuty małej transparentności w podejmowanych działaniach.

Odbywały się one od tego czasu codziennie - włącznie z weekendami, wszystkimi świętami i okresem pobytu Johnsona w szpitali - stając się popołudniowym rytuałem dla wielu Brytyjczyków, choć już dwa tygodnie temu zrezygnowano z ich przeprowadzania w weekendy. Jak wyliczyła stacja BBC, która codziennie je transmitowała, łącznie odbyły się 92 takie konferencje.

Z wyjątkiem kilku początkowych wszystkie następne były w formie zdalnej - na Downing Street byli tylko premier bądź któryś z ministrów i zazwyczaj dwie osoby z grona doradców medycznych i naukowych, koordynatorów programu wykrywania kontaktów czy zaopatrzenia w środki ochrony osobistej, w zależności od tego, co było akurat tematem przewodnim.

Konferencje znacząco poprawiły rządowy przekaz informacyjny w kwestii koronawirusa, choć rząd czasem pomijał niewygodne aspekty, np. gdy Wielka Brytania wyprzedziła Włochy pod względem liczby ofiar śmiertelnych i znalazła się na drugim miejscu na świecie (obecnie jest na trzecim), zrezygnowano z podawanych wcześniej porównań z innymi krajami. Ponadto w początkowym okresie uwzględniano tylko zgony w szpitalach, bez tych w domach opieki i innych miejscach, co sprawiało wrażenie mniejszej liczby zmarłych niż była w rzeczywistości.

Podczas ostatniej konferencji Johnson wyjaśnił, że pięć warunków, od których uzależnione było przejście do następnego etapu znoszenia restrykcji w Anglii, zostało spełnionych i powtórzył decyzje, które kilka godzin wcześniej ogłosił w Izbie Gmin. Od 4 lipca działalność będzie mógł wznowić m.in. sektor gastronomiczno-hotelarski, kina, muzea i galerie, świątynie czy salony fryzjerskie. Zmieniono także wytyczne w kwestii dystansu miedzy ludźmi - zamiast dwóch metrów obowiązywać będzie dystans jednego metra, choć z zachowaniem środków szczególnej ostrożności.

Johnson powtórzył także, że wszystkie te kroki mogą zostać cofnięte, jeśli nastąpi nawrót epidemii, co wciąż trzeba brać pod uwagę. Przypomniał o tym zwłaszcza Whitty, który zapytany o to, kiedy spodziewa się pełnego powrotu do normalności, zasugerował, że być może dopiero w przyszłym roku o tej porze.

"Byłbym zaskoczony i zachwycony, gdybyśmy nie byli w tej obecnej sytuacji przez całą zimę i do przyszłej wiosny. Spodziewam się, że znaczna ilość koronawirusa będzie krążyć przynajmniej do tego czasu i uważam za dość optymistyczny scenariusz, że nauka przyjdzie z pomocą w takich ramach czasowych" - powiedział Whitty.

Z Londynu Bartłomiej Niedziński (PAP)

Johnson: czas na interwencjonizm gospodarczy i inwestycje

Brytyjski premier Boris Johnson powiedział w poniedziałek, że rząd powinien stosować aktywne i interwencjonistyczne podejście do gospodarki, a do wyjścia z kryzysu wywołanego epidemią potrzeby jest program w rodzaju amerykańskiego New Deal z lat 30.

Johnson: czas na interwencjonizm gospodarczy i inwestycje

Znowu ataki na policjantów podczas nielegalnej imprezy ulicznej

Drugą noc z rzędu w Londynie atakowano policjantów, którzy interweniowali w sprawie nielegalnej imprezy ulicznej. Tym razem zamieszki miały miejsce w dzielnicy Notting Hill, gdzie podobnie jak w Brixton, duży odsetek mieszkańców stanowią mniejszości etniczne.

Jak poinformowała w piątek komendant londyńskiej policji metropolitalnej Cressida Dick, funkcjonariusze wezwani na miejsce nielegalnej imprezy zostali obrzuceni różnymi przedmiotami, choć nikt z nich nie odniósł poważniejszych obrażeń, a ok. godz. 2 w nocy w piątek uczestnicy zostali rozproszeni. Podobny, ale na mniejszą skalę incydent miał miejsce minionej nocy także w Streatham w południowym Londynie.

Niemniej, jak mówiła Dick, w ciągu ostatnich trzech tygodni w Londynie w różnego rodzaju atakach, w trakcie nielegalnych imprez ulicznych, antyrasistowskich demonstracji Black Lives Matter czy kontrmanifestacji, rannych zostało 140 funkcjonariuszy. Poprzedniej nocy w Brixton w południowym Londynie podczas interwencji w sprawie nielegalnej imprezy obrażenia odniosło 22 policjantów i zdewastowano kilka policyjnych samochodów.

"Jest gorąco, niektórzy ludzie wypili za dużo, niektórzy są wściekli i agresywni, a niektórzy bez powodu stosują przemoc. Widzieliśmy wiele osób całkowicie lekceważących przepisy zdrowotne, zdających się nie dbać w ogóle o zdrowie swoje lub swoich rodzin, chcących jedynie mieć duże imprezy" - powiedziała Dick.

Zapowiedziała, że policja jest przygotowana do ewentualnych kolejnych tego typu incydentów w nadchodzący weekend i nie będzie pobłażania w kwestii ataków na funkcjonariuszy. "Te wydarzenia są niezgodne z prawem. Nie powinny mieć miejsca, a my mamy obowiązek przerwać je i rozproszyć uczestników" - podkreśliła.

Cały czas pozostaje w mocy wprowadzone z powodu epidemii koronawirusa ograniczenie zgromadzeń do sześciu osób, które powinny zachowywać dystans dwóch metrów.

Z Londynu Bartłomiej Niedziński (PAP)

Od 4 lipca trzecia faza znoszenia restrykcji koronawirusowych

Od 4 lipca w Anglii otwarte będą mogły być puby, restauracje, hotele, hostele, kina, muzea, galerie, świątynie, salony fryzjerskie, a wymagany dwumetrowy dystans między ludźmi zostanie zmniejszony do jednego metra - ogłosił we wtorek brytyjski premier Boris Johnson.

"Dzięki naszemu postępowi, możemy teraz pójść dalej i bezpiecznie złagodzić blokadę w Anglii. Na każdym etapie ostrożność pozostanie naszym hasłem przewodnim, a każdy krok będzie warunkowy i odwracalny. Naszą zasadą jest zaufanie Brytyjczykom, że będą w pełni świadomi zagrożeń, pamiętając, że im bardziej się otwieramy, tym bardziej musimy być czujni" - powiedział Johnson w Izbie Gmin.

Zgodnie z ogłoszonymi wytycznymi, tam, gdzie nie ma możliwości przebywania w odległości dwóch metrów od siebie, zaleca się zachowanie dystansu "jednego metra plus", przy czym plus oznacza środki takie jak instalacja ekranów, odwrócenie się tyłem do siebie, zapewnienie środków do dezynfekcji rąk i zasłanianie twarzy w środkach transportu publicznego.

Od lipca mogą być otwarte - pod warunkiem wprowadzenia zasad zmniejszających ryzyko zakażenia - hotele, hostele, kwatery typu bed and breakfast, apartamenty i domy wakacyjne, domki letniskowe lub bungalowy, kempingi, parkingi dla samochodów kempingowych, miejsca kultu religijnego, biblioteki, świetlice, restauracje, kawiarnie i stołówki pracownicze, bary i puby (ale klienci mogą siedzieć tylko przy stolikach, zaś właściciele będą proszeni o zbieranie danych kontaktowych klientów), kina, teatry i sale koncertowe (ale bez występów na żywo), muzea i galerie, salony fryzjerskie i fryzjerzy, place zabaw na otwartym powietrzu, siłownie i lodowiska na otwartym powietrzu, parki rozrywki i parki tematyczne i parki rozrywki, inne kryte ośrodki lub obiekty rekreacyjne.

Na razie pozostaną zamknięte kluby nocne, kasyna, kręgielnie i kryte lodowiska, miejsca do zabawy dla dzieci w zamkniętych pomieszczeniach, ośrodki spa, salony piękności, manikiurzyści, salony masażu, salony tatuażu, studia fitness i tańca w zamkniętych pomieszczeniach, siłownie i obiekty sportowe w zamkniętych pomieszczeniach, baseny i parki wodne oraz centra wystawiennicze lub konferencyjne.

Ponadto od 4 lipca członkowie jednego gospodarstwa domowego mogą spotykać się w pomieszczeniach zamkniętych z osobami z innego gospodarstwa domowego, w tym zostając na noc, przy czym te spotkania nie muszą być z tym samymi osobami, tzn. rodzina z dziećmi może się spotkać najpierw z jednymi dziadkami, a innego dnia z drugimi. Na zewnątrz ludzie mogą się gromadzić w grupach do sześciu osób z różnych gospodarstw domowych przy zachowaniu dystansu, zaś dwa gospodarstwa domowe dowolnej wielkości mogą się spotykać na zewnątrz, tzn. w przypadku dwóch dużych rodzin lub gospodarstw domowych nie będzie ograniczenia co do wielkości tego zgromadzenia.

"Dzisiaj możemy powiedzieć, że nasza długa narodowa hibernacja zaczyna się kończyć, a życie wraca do naszych sklepów, ulic i domów, zaś nowy, ale ostrożny optymizm jest wyczuwalny" - oświadczył Johnson. Zastrzegł jednak, że jeśli pojawi się groźba nawrotu wirusa, rząd nie zawaha się przed wycofaniem części lub wszystkich nowo ogłoszonych kroków.

Zapowiedź złagodzenia restrykcji - co dotyczy tylko Anglii, bo władze Szkocji, Walii i Irlandii Północnej same ogłaszają tempo podejmowanych kroków - została powszechnie poparta przez posłów, także z opozycji. Lider Partii Pracy Keir Starmer powiedział, że jego ugrupowanie "przeanalizuje szczegóły" i "przestudiuje wytyczne", ale "ogólnie rzecz biorąc, z zadowoleniem przyjmuję to oświadczenie, wierzę, że rząd stara się postępować właściwie, i że będziemy to wspierać".

Z Londynu Bartłomiej Niedziński (PAP)

Obraz NickyPe z Pixabay 

Prasa o wyborach prezydenckich w Polsce: starcie populizmu z liberalizmem

Brytyjska prasa poświęca sporo uwagi niedzielnym wyborom prezydenckim w Polsce, przedstawiając je przeważnie jako starcie populizmu reprezentowanego przez ubiegającego się o reelekcję prezydenta Andrzeja Dudę z liberalizmem prezydenta Warszawy Rafała Trzaskowskiego.

Publicysta dziennika "Financial Times" Tony Barber pisze, że jeśli chodzi o trajektorię polskiej polityki wewnętrznej i jej międzynarodową rolę, zwłaszcza w UE, stawka drugiej rundy jest bardzo wysoka. Barber zwraca uwagę, że obaj kandydaci, którzy do niej przeszli, muszą wyjść poza swoją lojalną bazę wyborców,

"Duda jest zręcznym politykiem, dobrym w kontaktach z mniej zamożnymi, prowincjonalnymi wyborcami, którzy uważają, że PiS zrobił dla nich więcej niż liberalni reformatorzy, którzy poprowadzili Polskę przez postkomunistyczne przemiany po 1989 roku. Jako prezydent Duda podjął jednak niewielki wysiłek, by wyeksponować wizerunek męża stanu ponad zgiełkiem polityki partyjnej. Jego bliskie związki z PiS grożą zmotywowaniem wielu Polaków do głosowania przeciwko niemu jako sposobu na wyrażenie swojej wrogości wobec rządzącej partii" - pisze publicysta "FT"

"Trzaskowski jest zdecydowanie bardziej liberalny w kwestiach społecznych i moralnych niż większość polskiego społeczeństwa. Wydaje się mało prawdopodobne, że uda mu się pokonać Dudę, jeśli nie zwróci się do umiarkowanych konserwatystów, z których część uważa, że atak PiS na pluralizm kulturowy i przyjęcie prawicowych teorii spiskowych posunęło się za daleko" - ocenia.

Najwięcej miejsca wyborom poświęca "The Times", który oprócz tekstu informacyjnego zamieszcza także komentarz redakcyjny. "Polska głosowała wczoraj w pierwszej turze wyborów prezydenckich, które mogą przynieść diametralną zmianę w polityce kraju i zadać cios populistom w całej Unii Europejskiej" - pisze w pierwszym z tych tekstów polska autorka Maria Wilczek, choć kilka akapitów dalej dodaje, że sondaże przed drugą rundą są tak wyrównane, że wynik jest trudny do przewidzenia.

W komentarzu redakcyjnym "The Times" prognozuje, że druga runda będzie pojedynkiem pomiędzy otwartym a zamkniętym spojrzeniem na przyszłość kraju. Przypomina, że do czasu epidemii koronawirusa Duda miał wyraźną przewagę w sondażach i chociaż działania polskich władz zostały pochwalone przez Światową Organizację Zdrowia, odbiło się to na gospodarce, a w konsekwencji prezydent nie mógł już się odwoływać do polityki socjalnej, która pomogły PiS wygrać październikowe wybory parlamentarne.

"W związku z tym Duda zmienił przesłanie swojej kampanii na wojnę kulturową. Wyraźnie nawiązując do wyborczego słownictwa jego populistycznego sąsiada Viktora Orbana na Węgrzech, prezydent akcentował wartości rodzinne i krytykę Unii Europejskiej" - pisze "The Times".

Gazeta wyraźnie opowiedziała się w komentarzu za Trzaskowskim. "Polska, leżąca między Niemcami a Włochami (sic! - PAP), była ofiarą obu okropnych ideologii totalitarnych XX wieku, komunizmu i faszyzmu. Jej eksperyment z demokracją został ciężko zdobyty i pozostaje młody i kruchy. Nie może sobie pozwolić na prezydenta, który porównał równość dla gejów do komunizmu" - przekonuje gazeta.

Tylko teksty informacyjne na temat wyborów zamieściły natomiast konserwatywny "Daily Telegraph" i lewicowo-liberalny "The Guardian".

"Duda cieszył się wcześniej komfortowym prowadzeniem, ale zostało ono podmyte przez kontrowersje wokół tego, jak rząd podszedł do terminu wyborów, oraz z związku z tym, że gospodarka jest teraz pod presją z powodu pandemii. W dogrywce Duda będzie miał nadzieję zyskać na odwoływaniu się do tradycyjnych, konserwatywnych wartości oraz niepewności, która wkrada się do społeczeństwa w związku z takimi problemami, jak globalizacja i migracja" - ocenia "Daily Telegraph".

"Natomiast Trzaskowski jest postrzegany jako patrzący na zewnątrz i swobodnie czujący się wobec wartości liberalnych. Jest on również postrzegany przez swoich zwolenników jako być może jedyny człowiek, który może teraz powstrzymać Prawo i Sprawiedliwość przed kontynuowaniem przebudowy systemu sądownictwa w kraju" - dodaje.

"Jeśli wyniki exit-polls okażą się trafne, Duda i Trzaskowski zmierzą się w drugiej turze za dwa tygodnie, 12 lipca, w głosowaniu, które zadecyduje o politycznej przyszłości Polski" - pisze "The Guardian", przypominając, że wybory początkowo miały się odbyć w maju i wobec wyraźnej przewagi Dudy w sondażach spodziewano się, że łatwo je wygra.

"Od tego czasu nastąpiło spowolnienie gospodarcze związane z pandemią, a liberalna partia Platforma Obywatelska zastąpiła swoją w dużej mierze nieefektywną kandydatkę (Małgorzatę Kidawę-Błońską) Trzaskowskim, wyrównując wyścig. Sondaże przed niedzielnym głosowaniem sugerowały, że wynik dogrywki między dwoma kandydatami jest zbyt trudny do przewidzenia" - pisze "The Guardian".

Z Londynu Bartłomiej Niedziński (PAP)

 

foto : twitter / aggryz

Już 85 tys. głosów oddanych w wyborach wróciło do konsulatów

Już 85 tys. kopert z głosami oddanymi w wyborach prezydenckich otrzymały polskie konsulaty w Wielkiej Brytanii, co stanowi ok. 65 proc. wszystkich wysłanych do wyborców - poinformowała PAP ambasada RP w Londynie. To stan na koniec dnia w czwartek.

Na terenie Wielkiej Brytanii wybory prezydenta RP odbywają się tylko korespondencyjnie, przy czym ze względu na sytuację epidemiczną koperty z głosami muszą być dostarczone wyłącznie pocztą lub kurierem, nie ma zatem możliwości ich osobistego przyniesienia do konsulatów.

W Wielkiej Brytanii do udziału w niedzielnych wyborach zarejestrowało się ponad 130 tys. obywateli RP, co jest absolutnym rekordem - to o ponad 30 tys. więcej niż w wyborach parlamentarnych z października ubiegłego roku i ok. 40 tys. więcej niż w drugiej turze wyborów prezydenckich w 2015 r. To także jedna trzecia wszystkich wyborców, którzy się zarejestrowali za granicą.

"To nie tylko rekord, jeśli chodzi o dotychczasowe polskie wybory w Wielkiej Brytanii i największa liczba ze wszystkich krajów za granicą, w których w tym roku przeprowadzane są wybory prezydenta RP. To też największa w historii liczba obywateli polskich, którzy za granicą zarejestrowali się w jakimkolwiek kraju" - mówi PAP ambasador RP w Londynie Arkady Rzegocki.

"Przypuszczam, że to może być także jedno z największych na świecie korespondencyjnych głosowań dla diaspory" - dodaje.

Wskazuje on, na to, że wskutek rekordowego zainteresowania, późnego ogłoszenia nowego terminu wyborów, zmian na liście kandydatów, które nastąpiły i sytuacji epidemicznej pracownicy konsulatów stanęli w obliczu wyjątkowo trudnego zadania, by zdążyć z wysyłką pakietów wyborczych.

Na terenie Zjednoczonego Królestwa ministerstwo spraw zagranicznych utworzyło 11 obwodów głosowania - sześć w Londynie, dwa w Manchesterze, dwa w Edynburgu i jeden w Belfaście. Dla porównania, w wyborach parlamentarnych w październiku zeszłego roku takich obwodów było 54.

Na początku tygodnia MSZ zdecydowało o tym, że głosy wysyłane korespondencyjnie mogą być przyjmowane do czasu zakończenia głosowania, czyli do godz. 21 czasu lokalnego, ujednolicając tym samym terminy podawane przez konsulaty w różnych krajach.

Według opublikowanych w maju danych brytyjskiego urzędu statystycznego ONS w 2019 r. w Wielkiej Brytanii mieszkało 900 tys. osób z polskim obywatelstwem.

Z Londynu Bartłomiej Niedziński (PAP)

Wiceszef MSW: od marca 2017 roku służby udaremniły 25 ataków terrorystycznych

25 ataków terrorystycznych udaremnił brytyjski kontrwywiad od zamachu na Moście Westminsterskim w marcu 2017 roku, a policja i służby bezpieczeństwa pracują obecnie nad ponad 800 sprawami - ujawnił w poniedziałek wiceminister spraw wewnętrznych James Brokenshire.

Brokenshire w rozmowie ze stacją Sky News powiedział, że brytyjskie służby bezpieczeństwa i wywiadu są jednymi z najlepszych na świecie, choć muszą się mierzyć ze zróżnicowanymi zagrożeniami, a "w każdym tygodniu mogą być setki tropów".

Była to reakcja na sobotni atak w Reading, kilkadziesiąt kilometrów na zachód od Londynu, gdzie w miejskim parku pochodzący z Libii 25-letni azylant Khairi Saadallah zaatakował nożem siedzące na trawie osoby, zabijając trzy z nich i poważnie raniąc trzy kolejne. Policja uznała, że atak miał podłoże terrorystyczne.

Saadallah w przeszłości odsiadywał wyrok więzienia w Wielkiej Brytanii za drobne przestępstwa nie mające związku z terroryzmem, ale w 2019 roku był przez pewien czas pod obserwacją MI5, gdyż miał planować wyjazd do Syrii.

Brokenshire przyznał jednak, iż w świetle ataku rząd być może będzie musiał zmienić swoją politykę. "Bardzo uważnie przyglądamy się wszystkim faktom i okolicznościom tej sprawy i jeśli są lekcje, które trzeba odrobić, jeśli są rzeczy, które należy zmienić, jeśli istnieje polityka, która wymaga zmiany, to właśnie to zrobimy" - zapewniał.

Wiceminister, w kompetencjach którego są kwestie bezpieczeństwa, wskazywał na 25 udaremnionych zamachów, ale od czasu ataku na Moście Westminsterskim w marcu 2017 roku było też kilka, którym nie udało się zapobiec, w tym trzy - nie licząc sobotniego w Reading - z ofiarami śmiertelnymi wśród przypadkowych osób.

Były to samobójczy zamach bombowy w Manchesterze w maju 2017 roku, gdy zginęły 22 osoby, atak na Moście Londyńskim w czerwcu 2017 roku z ośmioma ofiarami śmiertelnymi, atak w Fishmongers' Hall w Londynie w listopadzie 2019 roku, gdy zginęły dwie osoby. Poprzedni atak o charakterze terrorystycznym miał miejsce w lutym tego roku w Streatham w południowym Londynie, choć tam jedyną ofiarą śmiertelną był sam sprawca zabity przez funkcjonariuszy.

Z Londynu Bartłomiej Niedziński (PAP)

Sondaż: ponad połowa Brytyjczyków uważa, że rząd źle radzi sobie z epidemią

Ponad połowa Brytyjczyków uważa, że gabinet Borisa Johnsona źle radzi sobie z epidemią koronawirusa, choć notowania rządu poprawiły się w stosunku do najgorszego momentu, który miał miejsce dwa tygodnie temu - wynika z opublikowanego w niedzielę sondażu YouGov.

Sondaż: ponad połowa Brytyjczyków uważa, że rząd źle radzi sobie z epidemią

Media: rząd wyłączy większość podróżnych z Europy Zachodniej z kwarantanny

Podróżni z większości państw Europy Zachodniej mają zostać zwolnieni z obowiązku odbywania 14-dniowej kwarantanny po przyjeździe do Wielkiej Brytanii - wynika z planów rządu, o których piszą w czwartek brytyjskie media.

Na razie nie wiadomo, kiedy w tej grupie znajdzie się Polska.

Od 8 czerwca niemal wszyscy przyjeżdżający do Wielkiej Brytanii - zarówno jej obywatele, jak i cudzoziemcy - muszą podać adres, gdzie będą przebywać przez następne 14 dni i poddawać się kwarantannie, a władze są upoważnione do przeprowadzania niezapowiedzianych kontroli i nakładania kary na osoby, które nie przestrzegają tego obowiązku. W Anglii, Walii i Irlandii Północnej wynosi ona 1000 funtów, w Szkocji - 480.

Wraz z wprowadzeniem kwarantanny ogłoszono, że co trzy tygodnie będzie ona poddawana przeglądowi i wtedy z obowiązku jej odbywania mogą zostać zwolnieni przyjeżdżający z krajów o niskiej liczbie zakażeń. Rząd zapowiadał też rozmowy z władzami innych państw, szczególnie będących popularnymi kierunkami wakacyjnymi, o utworzeniu "mostów powietrznych" dla turystów.

Pierwszy taki przegląd odbędzie się w najbliższy poniedziałek, ale - jak podała stacja BBC - szczegóły mogą zostać ujawnione już w weekend, zaś same mosty powietrzne ruszyłyby od 4 lipca. Według BBC, z kwarantanny zwolnieni byliby przyjeżdżający z większości krajów Europy Zachodniej, m.in. Francji, Włoch, Hiszpanii, Grecji, Belgii, Holandii, Niemiec, Finlandii i Norwegii, ale też Turcji, za to nie znajdą się na liście Portugalia i Szwecja.

Z kolei dziennik "Daily Telegraph" napisał, że wyłączanie przyjeżdzających z kolejnych krajów z obowiązku kwarantanny odbędzie się w trzech etapach. W pierwszej grupie, ogłoszonej w najbliższy weekend i wyłączonej od 4 lipca, znajdą się m.in. Francja, Hiszpania, Włochy, Grecja i Niemcy. W drugiej, ogłoszonej tydzień później - m.in. Dania, Finlandia, Norwegia, Holandia i część wysp na Karaibach, zaś w trzeciej m.in. Wietnam, Hongkong i Singapur, przy czym w ich przypadku takie mosty powietrzne zaczęłyby funkcjonować najwcześniej pod koniec lata.

Ani BBC, ani "Daily Telegraph" nie wspominają o Polsce, choć zastrzegają, że te przedstawione przez nich listy nie są ani pełne, ani ostateczne.

Z Londynu Bartłomiej Niedziński (PAP)

Obraz Johnnie Shannon z Pixabay 

Szef BoE: bez interwencji rząd miałby problem ze sfinansowaniem wydatków

Bank Anglii (BoE) w początkowej fazie kryzysu, wywołanego przez epidemię koronawirusa, uratował brytyjski rząd przed niemożnością sfinansowania wydatków - powiedział w poniedziałek stacji Sky News jego gubernator Andrew Bailey.

Jak mówił, gdyby Bank Anglii nie interweniował w czasie krachu, który wówczas nastąpił na rynku, rząd - po raz pierwszy, od kiedy można sięgnąć pamięcią - miałby problem ze sfinansowaniem wydatków.

Bailey, który objął stanowisko gubernatora banku centralnego w połowie marca, czyli w momencie, gdy rozpoczynała się w Wielkiej Brytanii epidemia, udzielił obszernego wywiadu na temat początkowej fazy kryzysu.

Jak mówił, wyglądało przez pewien czas na to, że rząd nie będzie mógł znaleźć chętnych do zakupu obligacji, co byłoby sytuacją niespotykaną. Wprawdzie w 2009 r., w czasie kryzysu finansowego, zdarzyło się, że nie zdołano sprzedać wszystkich oferowanych wówczas obligacji, ale było to postrzegane jako jednorazowy przypadek.

Bailey powiedział, że w marcu sytuacja na rynku była jeszcze poważniejsza, co skłoniło Bank Anglii do interwencji w postaci zwiększenia programu luzowania ilościowego o rekordowe 200 mld funtów.

"Zasadniczo byliśmy dość blisko krachu na niektórych z głównych rynków finansowych. Mieliśmy dużą niestabilność na głównych rynkach, na rynku walutowym, na rynku obligacji. Widzieliśmy rzeczy, które nie miały precedensu, na pewno w ostatnim czasie. I stanęliśmy w obliczu poważnych zaburzeń" - mówił Bailey.

Zapytany, co by się stało, gdyby bank nie interweniował, Bailey powiedział: "Myślę, że perspektywy byłyby bardzo złe. Byłoby to bardzo poważne. Myślę, że znaleźlibyśmy się w sytuacji, w której w najgorszym przypadku rząd miałby problemy z finansowaniem wydatków w krótkiej perspektywie". Dodał, że to nigdy nie zdarzyło się, od kiedy można sięgnąć pamięcią.

Bailey odniósł się również do zarzutów, że zwiększenie luzowania ilościowego najpierw o wspomniane 200 mld, a w zeszłym tygodniu o kolejne 100 mld, ma na celu pomaganie rządowi w finansowaniu wydatków. "W żadnym momencie nie myśleliśmy, że naszym zadaniem jest po prostu finansowanie wszelkich długów, jakie emituje rząd" - powiedział, podkreślając, że celem jest zapewnienie stabilności gospodarczej.

Gubernator ostrzegł też, że Wielka Brytania musi przygotować się na koniec okresu znikomego bezrobocia, które spadło poniżej 4 proc., oraz że cała struktura gospodarki zostanie zmieniona przez kryzys.

Powiedział, że wiele zadłużonych firm będzie miało trudności z finansowaniem wydatków w najbliższych miesiącach, ale problemy wykraczają poza zbilansowanie budżetu. "Są pewne działania, które ludzie wykonywali przed Covid-19, a do których po prostu nie wrócą. Przez jakiś czas nie będzie tak samo" - mówił.

"Zatem myślę, że będą pewne działania i firmy, które miały doskonale opłacalny model biznesowy przedtem i nie były nadmiernie zadłużone, ale niestety nawyki się zmieniły. Będą firmy, które nie przetrwają - niestety tak jest" - oświadczył. Jak dodał, wraz z tymi strukturalnymi zmianami w gospodarce część miejsc pracy zostanie zlikwidowana.

Jak zauważa Sky News, te uwagi są istotne, ponieważ obecny scenariusz Banku Anglii dotyczący następstw epidemii zakłada, że po gwałtownym wzroście bezrobocia w czasie zamknięcia, rynek pracy stopniowo wróci do normy. Tymczasem to sugeruje, że nie jest on już tak pewny tego pełnego ożywienia.

Bailey powiedział też, że Wielka Brytania stoi przed podwójnym wyzwaniem - z powodu epidemii i brexitu. "W przypadku Covid-19 możemy stwierdzić, że istnieją działania, które funkcjonowały w gospodarce przed Covid, które okazują się być po prostu nierentowne, lub ludzie nie chcą ich robić w świecie, który nadchodzi. I to może strukturalnie zmienić część gospodarki, na przykład - może zmienić sposób, w jaki podróżujemy" - powiedział.

"Myślę, że brexit może z czasem doprowadzić do pewnych zmian w strukturze handlu. I znowu, może się zdarzyć pewne strukturalne dostosowanie (do tych zmian)" - oznajmił.

Z Londynu Bartłomiej Niedziński (PAP)

Z powodu dużej liczby zakażeń koronawirusem rząd rozważa blokadę Leicester

Liczące 350 tys. mieszkańców Leicester w środkowej Anglii może - jako pierwsze miasto w Wielkiej Brytanii - zostać objęte blokadą z powodu dużej liczby nowych przypadków koronawirusa - potwierdził w niedzielę brytyjski rząd.

Z powodu dużej liczby zakażeń koronawirusem rząd rozważa blokadę Leicester

Czwartek najcieplejszym dniem roku, tłumy na plażach

Czwartek jest najcieplejszym dniem w Wielkiej Brytanii od początku roku, w stacji pomiarowej na londyńskim lotnisku Heathrow odnotowano po południu 33,3 stopnia Celsjusza - poinformowało biuro meteorologiczne Met Office.

To drugi dzień z rzędu, gdy ustanowiono tegoroczny rekord temperatury - w środę sięgnęła ona 32,6 stopnia.

Wydany przez Met Office z powodu upałów alert trzeciego stopnia w czterostopniowej skali został rozciągnięty niemal na całą Anglię. Nie są nim objęte nim tylko dwa z dziewięciu regionów - Północny Zachód i Północny Wschód.

W czwartek najwyższe temperatury w tym roku zanotowano także w Walii - 30,7 stopnia oraz w Szkocji - 30 stopni.

Czwartkowe temperatury zbliżyły się do historycznego rekordu dla czerwca. Ustanowiony on został 28 czerwca 1976 roku w Southampton na południu Anglii, gdy termometry pokazywały 35,6 stopnia. Było to wówczas więcej niż np. w Miami czy na Kubie.

W związku ze słoneczną, upalną pogodą oraz faktem, że wiele osób nadal nie wróciło do pracy po epidemii koronawirusa, Brytyjczycy masowo pojechali nad morze. Jak informują brytyjskie media, plaże na południu Anglii, w tym w szczególności w hrabstwie Dorset, były przez cały dzień zatłoczone do tego stopnia, że dochodziło nawet do bójek o miejsce do leżenia, zaś na drogach dojazdowych tworzyły się wielokilometrowe korki.

Tłok na plażach powoduje, że nie jest możliwe utrzymywanie dwumetrowego dystansu między ludźmi, który wciąż obowiązuje w ramach ochrony przed koronawirusem. Naczelny lekarz Anglii Chris Whitty ostrzegł, że jeśli ludzie nie będą tego przestrzegać, zakażenia znów zaczną wzrastać i cały wysiłek ostatnich tygodni pójdzie na marne.

"Naturalnie ludzie będą chcieli cieszyć się słońcem, ale musimy to robić w sposób bezpieczny dla wszystkich. Jeśli nie będziemy postępować zgodnie z wytycznymi dotyczącymi dystansu społecznego, to liczba przypadków znów będzie wzrastać" - podkreślił Whitty.

Z Londynu Bartłomiej Niedziński (PAP)

foto : twitter / pimpmytweeting - Brighton

Osoby najbardziej zagrożone koronawirusem nie będą musiały się izolować

Ok. 2,2 mln osób, którym ze względu na stan zdrowia zalecono całkowite pozostawanie w domach w czasie epidemii koronawirusa, od 6 lipca będzie mogło spotykać się z innymi, zaś od 1 sierpnia - może zakończyć izolację, ogłosiło w poniedziałek brytyjskie ministerstwo zdrowia.

Chodzi m.in. o osoby, które miały przeszczepy narządów, pacjentów chorych na raka w trakcie chemioterapii, kobiety w ciąży mające choroby serca oraz osoby z ciężkimi schorzeniami układu oddechowego, takimi jak mukowiscydoza i ciężka astma. Te schorzenia wydatnie zwiększają ryzyko zgonu w przypadku zakażenia koronawirusem, zatem pod koniec marca rząd zdecydowanie zalecił im pozostawanie w domach, oferując zarazem wsparcie w postaci dostaw zakupów. Ponad połowa z tych osób jest poniżej 70. roku życia, a ponad 90 tys. to dzieci.

Pierwsze poluzowanie zalecenia izolacji nastąpiło w ich przypadku od 1 czerwca - mogą one wychodzić raz dziennie, aby spotkać się z jedną osobą z innego gospodarstwa domowego, ale tylko na otwartej przestrzeni i utrzymując dwumetrowy dystans.

Zgodnie ze zmianami ogłoszonymi w poniedziałek, osoby te od 6 lipca będą mogły spotykać się na zewnątrz z maksymalnie sześcioma innymi, z różnych gospodarstw domowych, a ci, którzy mieszkają samemu będą mogli tworzyć tzw. "bańki wsparcia" z dowolnym innym gospodarstwem domowym, tzn. że będą mogli je odwiedzać i zostawać tam na noc.

Natomiast od 1 sierpnia nie będą one już musiały się izolować, choć nadal powinny przestrzegać zasad dystansu społecznego będąc poza domem i zachowywać szczególne środki ostrożności. Będą one mogły wrócić do pracy, pod warunkiem, że w miejscu pracy wprowadzone są wytyczne zwiększające bezpieczeństwo, co zarazem oznacza, że przestanie im automatycznie przysługiwać zasiłek chorobowy. Wraz z końcem lipca wstrzymane zostaną też dostawy darmowych paczek z podstawowymi artykułami żywnościowymi.

Minister zdrowia Matt Hancock powiedział, że ma pełną świadomość, jak niesamowicie trudne jest dla izolujących się osób pozostawanie przez wiele tygodni bez kontaktu z innymi i bez możliwości wyjścia z domu. "Wiedzieliśmy, że prosimy o trudną rzecz, ale te środki były niezbędne do ratowania życia. Teraz, gdy liczba infekcji nadal spada, nasi eksperci medyczni doradzają, że możemy złagodzić niektóre z tych środków, wciąż zapewniając ludziom bezpieczeństwo" - oświadczył.

Złagodzenie tych restrykcji dotyczy tylko Anglii. Władze Irlandii Północnej już wcześniej ogłosiły, że najbardziej podatne osoby od 31 lipca nie będą się musiały izolować. W Szkocji zalecenie izolowania się ma obowiązywać co najmniej do 31 lipca, a w Walii do 16 sierpnia.

Z Londynu Bartłomiej Niedziński (PAP)

Johnson: nie będzie powrotu do polityki oszczędności

Brytyjski premier Boris Johnson zapewnił w niedzielę, że nie będzie powrotu do polityki oszczędnościowej sprzed 10 lat, a odpowiedzią na kryzys wywołany epidemią koronawirusa będą zwiększone wydatki mające wyrównywać szanse.

We wtorek Johnson przedstawi plan działań, które rząd zamierza podjąć, by przezwyciężyć gospodarcze problemy spowodowane epidemią. Zapowiedź tych działań przedstawił w wywiadzie udzielonym gazecie "Mail on Sunday". Obiecał w nim wydanie miliardów funtów na ochronienie gospodarki przed skutkami koronawirusa. Mają one zostać wydane m.in. na budowę szpitali, szkół, dróg, linii kolejowych, domów.

"To ogromny, ogromny szok dla kraju, ale bardzo dobrze odbijemy się od niego. Chcemy budować naszą drogę powrotną do zdrowia. Lekcja polega na tym, by działać szybko i zapewnić, że mamy plany, aby pomóc ludziom, których starych miejsc pracy już nie ma, uzyskać możliwości, których potrzebują. Absolutnie nie wracamy do oszczędności sprzed dziesięciu lat" - zapewnił Johnson.

Johnson nawiązał do działań podjętych przez konserwatywnego premiera Davida Camerona i ministra finansów George Osborne'a w odpowiedzi na kryzys finansowy. Udało im się zmniejszyć odziedziczony po rządach Partii Pracy deficyt budżetowy z 10 proc. do niespełna 2 proc. PKB, ale obeszło się to dużym kosztem dla społeczeństwa.

Jak pisze "Mail on Sunday", Johnson ogłosi we wtorek powołanie specjalnego zespołu zadaniowego pod przewodnictwem ministra finansów Rishiego Sunaka, który ma opracować plan inwestycji infrastrukturalnych. Znajdzie się w nim m.in. budowa 40 nowych szpitali, inwestycje w szkolnictwo i stworzenie 10 tys. nowych miejsc w więzieniach.

Brytyjski premier podkreślił, że nie chodzi tylko o fizyczną infrastrukturę, ale także o plan wyrównywania szans dla wszystkich. "Będziemy potrzebowali bardzo aktywnego, dynamicznego planu: nie tylko w zakresie infrastruktury, nie tylko inwestycji, ale także zagwarantowania młodym ludziom, że pomożemy im dostać się na rynek pracy, podnosić ich umiejętności, nadal szkolić ich w w miejscu pracy i zapewnić wysoko płatną, wysoko wykwalifikowaną pracę, która utrzyma ich w dobrej kondycji przez długi czas" - mówił.

Jak pisze "Mail on Sunday", stratedzy z Downing Street obawiają się, że jeśli rząd nie podejmie szybkich działań, spustoszenie gospodarcze wywołane koronawirusem odczuwalne będzie szczególnie mocno w okręgach w północnej i środkowej Anglii, czyli tych, które zwykle głosowały na Partię Pracy, ale w ostatnich wyborach w grudniu, poparły Partię Konserwatywną, co zapewniło Johnsonowi zdecydowane zwycięstwo. Przed wybuchem epidemii Johnson wielokrotnie zapewniał, że wyrównywanie szans i wyrównywanie poziomu życia pomiędzy poszczególnymi regionami kraju będzie jego priorytetem.

Według prognoz, Wielką Brytanię czeka w tym roku najgłębsza recesja w historii, ze spadkiem PKB sięgającym nawet 15 proc. i wzrost bezrobocia z 3,9 proc. przed epidemią do ok. 10 proc., choć zarazem prognozy przewidują dość szybkie odbicie w przyszłym roku.

Z Londynu Bartłomiej Niedziński (PAP)

22 policjantów rannych w interwencji ws. nielegalnej imprezy

Dwudziestu dwóch policjantów odniosło obrażenia podczas starć, do których doszło w nocy w londyńskiej dzielnicy Brixton w trakcie interwencji w sprawie nielegalnej ulicznej imprezy muzycznej - poinformowały w czwartek brytyjskie władze.

Z powodu epidemii koronawirusa wszystkie imprezy masowe zostały zakazane i nadal w mocy pozostaje ograniczenie zgromadzeń do maksymalnie sześciu osób. Niemniej zdarza się, że różne nielegalne imprezy są organizowane.

Jak poinformowała policja, funkcjonariuszy wezwali mieszkańcy skarżący się na hałasy, zachowania antyspołeczne i akty przemocy, a przed interwencją policjanci wydali polecenie rozejścia się, jednak uczestnicy imprezy zareagowali na to agresją. Żaden z funkcjonariuszy nie odniósł poważnych obrażeń, chociaż dwóch z nich trafiło do szpitala, podobnie jak dwóch uczestników imprezy. Kilka samochodów policyjnych zostało uszkodzonych, a cztery osoby zostały aresztowane.

"Te zgromadzenia są niezgodne z prawem i restrykcjami wprowadzonymi z powodu koronawirusa, jak również stanowią zagrożenie dla zdrowia publicznego. Przemoc wobec funkcjonariuszy jest całkowicie nie do przyjęcia i nie będziemy jej tolerować w żadnej formie" - powiedział komendant policji Colin Wingrove.

Przemoc wobec policji potępili zarówno konserwatywna minister spraw wewnętrznych Priti Patel, jak i laburzystowski burmistrz Londynu Sadiq Khan. Patel podkreśliła, że jest to szczególnie oburzające, biorąc pod uwagę, że zaledwie w sobotę policjanci dali przykład heroizmu, gdy ryzykowali własnym życiem w trakcie ataku nożownika w Reading, który zabił trzy osoby.

Z Londynu Bartłomiej Niedziński (PAP)

Koronawirus: Dzieci „rozwijają stres pourazowy” z powodu pandemii.

Dzieci rozwijają poważne choroby psychiczne, w tym stres pourazowy, z powodu pandemii koronawirusa, jak ostrzega organizacja charytatywna.

W raporcie, organizacja Childhood Trust stwierdza, że dzieci biedne są wyjątkowo podatne na zagrożenia. Oprócz obaw o zdrowie swoich bliskich, wiele dzieci boryka się z izolacją społeczną i głodem. Brak dostępu do internetu powoduje również zaległości w nauce u dzieci będących w trudnej sytuacji materialnej.
            Ponieważ wiele klas jest nadal zamkniętych z powodu restrykcji, dzieci, które nie mogą uzyskać dostępu do internetu w domu, zostały całkowicie wykluczone z lekcji online. Nauczyciele ostrzegają, że doprowadzi to do utrwalenia się nierówności między nimi a kolegami z klas z zamożniejszych rodzin. Dzieci w tej sytuacji nie mają również dostępu do terapii online lub innych potrzebnych wizyt w służbie zdrowia.

            Brak kontaktu z nauczycielami i lekarzami pierwszego kontaktu, którzy są przeszkoleni w wykrywaniu oznak znęcania się i zaniedbania, pozostawia dzieci, które doświadczają przemocy w domu, ukryte i zagrożone”.

Laurence Guinness, dyrektor naczelny Childhood Trust, powiedział BBC News, że wiele dzieci, doświadcza „prawdziwych koszmarów” związanych z koronawirusem i śmiercią -co jest możliwym efektem ubocznym zespołu stresu pourazowego (PTSD).

Powiedział, że te dzieci były szczególnie poruszone globalną liczbą ofiar śmiertelnych, co zmartwiło ich rodziców i przyjaciół przed śmiercią z powodu koronawirusa.

„Rosnące liczby ofiar śmiertelnych są zgłaszane każdego dnia - te dzieci to wszystko widziały i zinternalizowały” - powiedział.

Raport cytuje także dr Marię Loades, psycholog kliniczny z Uniwersytetu w Bath, mówiąc, że obostrzenia mogą „zwiększyć ryzyko depresji i prawdopodobnego lęku, a także ewentualnego stresu pourazowego”.

Galiema Amien-Cloete, dyrektor szkoły podstawowej w Londynie, powiedziała BBC, że widziała również obawy rodziców związane z koronawirusem „przeniesione na ich dzieci”.

Dodała, że w przypadku dzieci utrata rutyny, kontaktu z przyjaciółmi i regularnej edukacji są często doświadczane „jak żałoba”.

Dzieci w gospodarstwach domowych o niskich dochodach mogą również odczuwać lęk, gdy jedno lub oboje z rodziców są kluczowymi pracownikami - według analiz BBC, setki tysięcy ludzi zarabia poniżej zalecanej przez Fundację Living Wage stawki. Niepokój wynika nie tylko z braku żywności i ubóstwa, ale także dlatego, że ich rodzice wykonują zawody wysokiego ryzyka.

            Jedna z licealistek w wieku szkolnym, cytowana w raporcie, powiedziała, że„niepokoję się, bo moja mama pracuje dla NHS, i nie wiem, czy ją to dotknie, czy nie”. Inna młoda dziewczyna mówiła, że za każdym razem, gdy matka wychodziła z domu do pracy, myślała: „mama umrze, nie wróci”.

            Organizacja „Childhood Trust”, która współpracuje z około 200 organizacjami charytatywnymi, rozmawiała również z dziećmi posiadającymi historię problemów zdrowia psychicznego, aby dowiedzieć się, czy były w stanie uzyskać dostęp do potrzebnej im pomocy. Z 2000 dzieci z zaburzeniami zdrowia psychicznego, z którymi rozmawiano, 83% stwierdziło, że wybuch epidemii koronawirusa pogorszył ich zdrowie psychiczne.

            W trakcie lockdown'u”centra kultury i grupy wsparcia również przeniosły swoje usługi online. Nie są one jednak dostępne dla dzieci, które nie mają dostępu do internetu - na przykład dla dzieci które, są bezdomne i mieszkają w tymczasowych zakwaterowaniach lub w przeludnionych mieszkaniach bez dostępu do wifi.

Te nierówności również są ze sobą powiązane. Dzieci z czarnych i innych mniejszości etnicznych częściej żyją w przepełnionych mieszkaniach, co utrudnia zdobycie dostępu do pomocy osobom z problemami natury psychicznej. Jednocześnie ich rodzice częściej chorują i umierają na koronawirusa, co zwiększa prawdopodobieństwo urazu u dzieci.

Guinness powiedział BBC, że dzieci ze specjalnymi potrzebami edukacyjnymi są szczególnie mocno dotknięte. Na przykład dla osób z zaburzeniami ze spektrum autyzmu (ASD) utrata dodatkowej nauki i ustalonych procedur była „katastrofalna”. Niektórzy rodzice twierdzą, że rozwój ich dzieci spadł już o rok.

Raport stwierdza również, że podczas „lockdown'u”szczególnie narażone są dzieci będące ofiarami znęcania się i wykorzystywania seksualnego . Były sekretarz stanu, Sajid Javid, ostrzegł przed „gwałtownym wzrostem” przypadków wykorzystywania dzieci na początku tego miesiąca.

Childhood Trust wskazuje również na wzrost sprzedaży alkoholu o 21% w okresie panujących obostrzeń i przytacza statystyki, według których 2,6 miliona dzieci mieszka z rodzicem pijącym alkohol w sposób ryzykowny, a 70 000 000 żyje z osobą uzależnioną od alkoholu.

„Troska dzieci i młodych ludzi o członków rodziny z uzależnieniami i / lub problemami alkoholowymi może mieć znacznie większy wpływ na ich własne zdrowie fizyczne i psychiczne, relacje i wyniki edukacyjne niż przed wprowadzeniem ograniczeń Covid-19” - czytamy w raporcie. Wynika to szczególnie z braku kontaktu z nauczycielami i pracownikami służby zdrowia przeszkolonymi w wykrywaniu oznak znęcania się.

Dyrektor Amien-Amo-Cloete powiedziała BBC, że wierzy, że problemy te będą nadal wpływać na całe pokolenie dzieci długo jeszcze po kryzysie koronawirusa.

„Ludzie powtarzają„ kiedy koronawirus się skończy ”- powiedziała. „Ale nikt nie wie, kiedy to się skończy ”.

„Myślę, że musimy być świadomi, że to nie skończy się tak szybko,  ponieważ będziemy musieli również poradzić sobie z tym, jak wpłynęło to na dzieci. To jest jak żałoba - mówią, że człowiek nigdy nie pogodzi się ze śmiercią kogoś bliskiego, tylko się uczy. jak z tym żyć. Nie powinniśmy myśleć, że wszystko wróci do normy, gdy tylko nie będzie już więcej przypadków ”.

Obraz Manuel Darío Fuentes Hernández z Pixabay 

Ponad 6 mld euro na walkę z pandemią Covid-19

Komisja Europejska oraz 40 państw świata zobowiązało się w sobotę do przeznaczenia łącznie 6,15 mld euro na walkę z pandemią Covid-19 oraz wsparcie najuboższych. To wynik konferencji zorganizowanej przez KE i organizację Global Citizen.

Podczas sobotniego spotkania, którego częścią był transmitowany przez internet oraz telewizje na całym świecie koncert m.in. Shakiry i Justina Biebera, najwyższą kwotę zadeklarowała KE razem z Europejskim Bankiem Inwestycyjnym (EBI) - 4,9 mld euro. USA zobowiązały się do przeznaczenia 545 mln USD, Niemcy - 383 mln euro, a Kanada - 300 mln CAD (219 mln euro).

Pieniądze mają zostać przeznaczone na wspólny zakup testów, leków i szczepionek na Covid-19, a także wsparcie dla najuboższych i wykluczonych grup społecznych.

Przywódcy państw podkreślali konieczność udostępnienia szczepionek dla wszystkich mieszkańców wszystkich krajów. "To jest test na solidarność" - oświadczyła przewodnicząca KE Ursula von der Leyen. W podobnym tonie wypowiedzieli się również przywódcy Wielkiej Brytanii, Włoch i Francji. (PAP)

Obraz Pete Linforth z Pixabay 

Środa najcieplejszym dniem roku, ostrzeżenie przed upałami

Środa jest najcieplejszym dniem w Wielkiej Brytanii od początku roku - w stacji pomiarowej na londyńskim lotnisku Heathrow odnotowano po południu 31 stopni Celsjusza, poinformowało biuro meteorologiczne Met Office.

Na niektórych obszarach środkowej Anglii podniesiono alert z powodu upałów do trzeciego poziomu w czterostopniowej skali, co oznacza zalecenie zachowania szczególnej uwagi w trakcie przebywania na słońcu. Ostrzeżenie w związku z upałami skierowano zwłaszcza do osób starszych, którym przez ostatnie kilka tygodni zalecano pozostawanie w domach w związku z ryzykiem zakażenia się koronawirusem.

Przypomniano także, by nie pozostawiać środków do dezynfekcji rąk w nagrzanych samochodach, gdyż łatwo mogą spowodować pożar.

Do tej pory najwyższą temperaturą 2020 r. było 28,9 stopnia, które osiągnięte zostało pod koniec maja. Już we wtorek do poprawienia tego wyniku zabrakło tylko 0,4 stopnia, ale ostatecznie tegoroczny rekord pobity został dopiero w środę. Przy czym na tym się zapewne nie skończy, bo Met Office prognozuje, że jeszcze w środę albo w czwartek temperatury mogą dojść w okolice 33 stopni, a nawet w znacznie chłodniejszej Szkocji spodziewane są one na poziomie 26-27 stopni.

Historyczny rekord dla czerwca ustanowiony został 28 czerwca 1976 r. w Southampton na południu Anglii, gdy termometry pokazywały 35,6 stopnia. Było to wówczas więcej niż np. w Miami czy na Kubie.

Według prognoz upały zostaną przerwane gwałtownymi burzami, które w czwartkowe późne popołudnie przejdą przez zachodnią Anglię, Walię, Irlandię Północną oraz większą część Szkocji, ale po nich do końca tygodnia znów prognozowane są wysokie temperatury.

Z Londynu Bartłomiej Niedziński (PAP)

Obraz Myriam Zilles z Pixabay 

Wszystkie ofiary ataku w Reading były związane ze środowiskiem LGBT

Wszystkie trzy ofiary śmiertelne sobotniego ataku nożownika w Reading na zachód od Londynu były związane z miejscowym środowiskiem LGBT, choć nic nie wskazuje, by to było motywem działania sprawcy, 25-letniego azylanta z Libii.

W poniedziałek wieczorem podano personalia trzeciej ofiary. Stwierdzono, że to David Wails, naukowiec pracujący dla dużej firmy chemicznej. Jak poinformowano, aktywnie wspierał miejscowe środowisko LGBT. Gejami natomiast były dwie pozostałe ofiary - 36-letni James Furlong, nauczyciel z gimnazjum pobliskiej miejscowości Wokingham i 39-letni Amerykanin Joe Ritchie-Bennett, który od 15 lat mieszkał w Wielkiej Brytanii. Na razie nic nie wskazuje, by mogło to być to przyczyną ataku i wygląda, że byli oni przypadkowymi ofiarami.

Według relacji świadków Khairi Saadalah podbiegł nagle, krzycząc trudne do zrozumienia słowa, do siedzącej w parku grupy 8-10 osób i dźgnął nożem w szyję i w bok co najmniej trzy z nich, zanim pozostali zdążyli się zorientować, co się dzieje. Następnie w trakcie ucieczki zaatakował jeszcze inne osoby. W ataku ranne zostały jeszcze trzy osoby, ale jak podano w poniedziałek wieczorem wszystkie wyszły już ze szpitala.

Policja poinformowała w niedzielę, że traktuje zdarzenie jako mające podłoże terrorystyczne.

Jak podają brytyjskie media, Saadallah przybył do Wielkiej Brytanii w 2012 r. jako uchodźca z Libii, a w 2018 r. otrzymał azyl - mimo że w ciągu tych sześciu lat miał liczne konflikty z prawem. W zeszłym roku znajdował się przez pewien czas pod obserwacją MI5 w związku z zamiarem wyjazdu do Syrii, bądź Libii.

Dziennik "The Guardian" podał, że Saadallah miał zdiagnozowany zespół stresu pourazowego, depresję i emocjonalnie niestabilne zaburzenie osobowości. Według relacji sąsiadów, lubił pić whisky i palić marihuanę. Z kolei "The Sun" poinformował, że zalewie 16 dni przed atakiem wyszedł z przedterminowo z więzienia, gdzie odsiadywał wyrok 17 miesięcy i 20 dni za drobne przestępstwa nie mające podłoża terrorystycznego.

Gazety "The Sun" oraz "Daily Telegraph" przywołują też wpis zamieszczony na Facebooku przez Mo Saadallaha, który twierdzi, że jest bratem sprawcy, a obecnie jak się przypuszcza przebywa w Libii. Pod informacją o ataku napisał on: "To nieprawda. Khairi bronił się... rasistowskie kraje. Wolność dla mojego brata przed!!" (nie jest jasne, do czego odnosi się słowo „przed”, prawdopodobnie to efekt słabej znajomości angielskiego - PAP), a w innym wpisie, również z błędem, napisał: "Nie jesteśmy terrorystami. Pier... Anglię!".

Z Londynu Bartłomiej Niedziński (PAP)

KE: walka z zanieczyszczeniem powietrza w UE wypada obecnie słabo

Walka z zanieczyszczeniem powietrza w UE wypada obecnie słabo. Większości państw członkowskich nie uda się zmniejszyć tego wskaźnika i skutków złej jakości powietrza dla zdrowia do 2030 r. - wynika z raportu Komisji Europejskiej.

KE przedstawiła ocenę pierwszych programów działań państw członkowskich w zakresie kontroli emisji zanieczyszczeń powietrza. Z raportu wynika, że wdrażanie nowych europejskich przepisów dotyczących czystego powietrza wymaga poprawy. Państwa członkowskie muszą znacznie zintensyfikować działania we wszystkich sektorach w celu zapewnienia obywatelom czystego powietrza i ochrony przed chorobami układu oddechowego i przedwczesną śmiercią w wyniku oddychania zanieczyszczonym powietrzem.

"Sprawozdanie wysyła jasny sygnał. Zbyt wielu obywateli w całej Europie oddycha powietrzem złej jakości. Potrzebujemy skuteczniejszych środków ograniczających zanieczyszczenie w wielu państwach członkowskich oraz służących rozwiązaniu problemu emisji zanieczyszczeń do powietrza w różnych sektorach, w tym w rolnictwie, transporcie i energetyce. Nadszedł czas na wprowadzenie zmian: inwestycje w czystsze powietrze oznaczają inwestycje w zdrowie obywateli, klimat i pobudzenie gospodarki. Ten cel przyświeca Europejskiemu Zielonemu Ładowi i tego właśnie potrzebuje środowisko" - powiedział komisarz ds. środowiska, oceanów i rybołówstwa Virginijus Sinkeviczius.

Zgodnie z opublikowanym w piątek sprawozdaniem Komisji dotyczącym oceny wdrożenia dyrektywy w sprawie krajowych zobowiązań w zakresie redukcji emisji większość państw członkowskich może nie spełnić zobowiązań w zakresie redukcji emisji na rok 2020 lub 2030.

Chociaż niektóre państwa członkowskie stosują dobre praktyki, które powinny być inspiracją dla innych, w sprawozdaniu wykazano potrzebę zastosowania dodatkowych środków w celu zmniejszenia zanieczyszczenia powietrza. Szczególnie potrzebne są działania w sektorze rolnictwa w celu redukcji emisji amoniaku, co stanowi najbardziej powszechne i poważne wyzwanie w zakresie wdrażania w całej UE.

KE podkreśla, że skuteczne wdrożenie przepisów dotyczących czystego powietrza stanowi istotny wkład w „zerowy poziom emisji zanieczyszczeń na rzecz nietoksycznego środowiska”, zapowiedziany przez Komisję w Europejskim Zielonym Ładzie i w powiązanych z nim inicjatywach.

Wraz ze sprawozdaniem z wdrażania Komisja opublikowała dzisiaj również analizę konsultantów dotyczącą krajowych programów ograniczania zanieczyszczenia powietrza i prognoz emisji każdego państwa członkowskiego oraz ogólnounijne sprawozdanie horyzontalne zawierające wszystkie te informacje.

Dyrektywa w sprawie krajowych zobowiązań w zakresie redukcji emisji, która weszła w życie w dniu 31 grudnia 2016 r., jest głównym instrumentem legislacyjnym służącym osiągnięciu celów programu „Czyste powietrze dla Europy” na 2030 r. W pełni wdrożona dyrektywa -jak podkreśla KE - zmniejszyłaby o prawie 50 proc. negatywny wpływ zanieczyszczenia powietrza na zdrowie do 2030 r. i przyniosłaby znaczne korzyści dla środowiska i klimatu.

W dyrektywie określono krajowe zobowiązania w zakresie redukcji emisji na lata 2020–2029 oraz bardziej ambitne zobowiązania na okres od 2030 r. dla pięciu substancji znacząco przyczyniających się do zanieczyszczenia powietrza: tlenków azotu (NOx), niemetanowych lotnych związków organicznych (NMLZO), dwutlenku siarki (SO2), amoniaku (NH3) i pyłu drobnego (PM2,5).

Zgodność z zobowiązaniami w zakresie redukcji emisji do 2020 r. zostanie sprawdzona w 2022 r., kiedy to dostępne będą bilanse emisji za 2020 r.

Z Brukseli Łukasz Osiński (PAP)

 

foto : twitter / OransiLLC

KE: walka z zanieczyszczeniem powietrza w UE wypada obecnie słabo

Rząd Szkocji przedstawił plan dalszego znoszenia restrykcji

Rząd Szkocji przedstawił w środę plan dalszego znoszenia restrykcji wprowadzonych z powodu koronawirusa. Sklepy zostaną otwarte 29 czerwca, a puby, restauracje, hotele, kina, muzea - od 15 lipca.

Szefowa szkockiego rządu Nicola Sturgeon powiedziała, że przejście do następnego etapu jest możliwe dzięki "realnie utrzymującym się postępom" w zwalczaniu koronawirusa, i wskazała, że liczba zgonów spada przez ósmy kolejny tydzień. Zastrzegła jednak, że zmiany zależą od utrzymania epidemii pod kontrolą i mogą być odwrócone, jeśli pojawią się nowe ogniska.

Zgodnie z ogłoszonym harmonogramem od 29 czerwca otworzyć będzie można większość sklepów (poza centrami handlowymi), wiele miejsc pracy w zamkniętych przestrzeniach, atrakcje turystyczne, w tym ogrody zoologiczne, boiska sportowe na otwartym powietrzu i place zabaw. Od 3 lipca zniesiony zostanie limit 5 mil od domu, poza które nie można się przemieszczać bez uzasadnionego powodu, będzie można też korzystać z drugich domów oraz domów wakacyjnych z własnym wyżywieniem.

Od 6 lipca działalność może wznowić gastronomia na świeżym powietrzu, w tym ogródki piwne. Od 10 lipca ludzie mogą się spotykać w większych grupach na zewnątrz oraz z członkami dwóch innych gospodarstw domowych w pomieszczeniach zamkniętych. Trzy dni później otwarte zostaną centra handlowe, a także gabinety dentystyczne. Natomiast od 15 lipca otwarte mogą zostać puby, restauracje, hotele i wszystkie inne obiekty noclegowe, a także muzea, kina, biblioteki, placówki opieki nad dziećmi i fryzjerzy.

Wszystkie te kroki w Anglii albo już weszły w życie, albo jak ogłosił we wtorek brytyjski premier Boris Johnson stanie się to 4 lipca. Znoszenie restrykcji wprowadzonych z powodu koronawirusa jest jednak w kompetencjach rządów regionalnych Szkocji, Walii i Irlandii Północnej, stąd one same decydują o tempie podejmowanych działań.

Sturgeon przyznała, że tempo wychodzenia Szkocji z blokady "jest nieco wolniejsze niż w Anglii", ale dodała: "moim zdaniem jest to właściwe dla naszych warunków i mam nadzieję, że będzie bardziej odpowiednie niż gdybyśmy szli szybciej".

Według danych brytyjskiego ministerstwa zdrowia w Szkocji od początku epidemii wykryto 15 802 przypadki koronawirusa, z czego 2 476 zakończyło się zgonem. W ciągu ostatniej doby z powodu Covid-19 zmarły cztery osoby.

Z Londynu Bartłomiej Niedziński (PAP)

Obraz Peter H z Pixabay 

W pobliżu Stonehenge odkryto dużą strukturę z epoki neolitu

Archeolodzy odkryli dużą neolityczną konstrukcję składającą się z głębokich wykopów tworzących okrąg o średnicy ok. 2 km wokół miejsca kultu w Durrington Walls, położonego 3 km na północny-wschód od Stonehenge w południowej Anglii - poinformował w poniedziałek Reuters.

"Czołowi badacze Stonehenge i jego okolic byli zaskoczeni skalą tej struktury i tym, że nie została ona wcześniej odkryta mimo bliskiej odległości od Stonehenge" - powiedział jeden z uczestniczących w badaniach archeologów Vincent Gaffney.

Dodał, że jest to niezwykłe odkrycie o dużym znaczeniu.

Stworzona ok. 4,5 tys. lat temu struktura składała się z głębokiego na pięć i szerokiego na dziesięć metrów wykopu. Jak dotąd odkryto 20 części tej konstrukcji. Naukowcy spodziewają się, że będzie ich jeszcze więcej, ale część obszaru, na którym leży okrąg nie nadaje się do prowadzenia badań, ze względu na późniejsze przekształcenia terenu.

W samym centrum okręgu znajduje się Durrington Walls, jedno z największych w Wielkiej Brytanii stanowisk archeologicznych, składające się z osady z czasów neolitu, a także miejsca kultu. Wykop mógł wyznaczać symboliczną granicę, kierować ludzi do świętego miejsca w jego centrum, albo przestrzegać przed wkroczeniem na jego teren - wyjaśnia dziennik "The Guardian".

Naukowcy początkowo sądzili, że zagłębienia w ziemi, które z czasem zostały przysypane, miały naturalny charakter, dopiero ostatnie badania przeprowadzone dzięki najnowszym technologiom potwierdziły, że jest to konstrukcja celowo wykonana przez ludzi.

Gaffney zaznacza, że skala i precyzja odkrytej konstrukcji potwierdza, że jej budowniczowie musieli dysponować systemem mierzenia odległości. Przypuszcza też, że struktura mogła być odbiciem kosmologicznych wyobrażeń kultury, która ją stworzyła.

Jak powiedział gazecie badacz z University of St Andrews Richard Bates, ten zabytek pozwala nam "mieć wgląd w przeszłość pokazującą społeczeństwo bardziej złożone, niż mogliśmy to sobie kiedykolwiek wyobrażać". (PAP)

Nastolatek skazany za zrzucenie chłopca z platformy widokowej

Brytyjski nastolatek, który zrzucił sześcioletniego francuskiego chłopca z platformy widokowej na 10. piętrze galerii sztuki Tate Modern w Londynie z zamiarem zabicia go, został w piątek skazany co najmniej na 15 lat więzienia z możliwością, że nigdy nie wyjdzie na wolność.

Do zdarzenia doszło w sierpniu zeszłego roku. Jonty Bravery, który miał wówczas 17 lat, powiedział policji, że dokonał tego, ponieważ chciał być w wiadomościach telewizyjnych. W grudniu przyznał się do usiłowania zabójstwa.

Chłopiec, którego personaliów nie ujawniono, odwiedzał Wielką Brytanię wraz z rodziną. Wyrzucony przez Bravery'ego z platformy widokowej uderzył w znajdujący się 30 metrów niżej dach nad piątym piętrem. Przeżył, ale doznał poważnych obrażeń wewnętrznych - krwawienia do mózgu, pęknięcia kręgosłupa, złamania kilku kości. Jak informują jego rodzice, dopiero w styczniu zaczął z powrotem jeść, trochę mówić, ale cały czas pozostaje na wózku inwalidzkim, ma szyny w ramieniu i obu nogach i czeka go wieloletnia rehabilitacja.

18-letni obecnie Bravery, który został aresztowany wkrótce po zdarzeniu, powiedział policji, że planował skrzywdzić kogoś w muzeum, aby być w telewizji. Poprzedniego dnia szukał w internecie informacji, jak zabijać ludzi, a przed zdarzeniem zapytał kogoś, gdzie znajduje się jakiś wysoki budynek.

Stwierdzono u niego spektrum zaburzeń autystycznych i zaburzenia osobowości, ale sędzia uznała, że te schorzenia nie wyjaśniają w pełni motywów jego działań i że stanowi on "poważne i bezpośrednie zagrożenie dla społeczeństwa". Zdecydowała, że powinien zostać uwięziony na minimum 15 lat, z możliwością, że nigdy nie będzie wypuszczony na wolność.

Z Londynu Bartłomiej Niedziński (PAP)

Piwo w pubie tylko po podaniu nazwiska i danych kontaktowych

Do zamówienia piwa w pubach, po ich otwarciu w Anglii od 4 lipca, konieczne będzie podanie nazwiska i danych kontaktowych, które będą przechowywane przez właścicieli przez 21 dni - przewidują opublikowane w środę wytyczne brytyjskiego rządu.

Wytyczne dotyczą całego sektora gastronomicznego, hotelarsko-turystycznego oraz niektórych usług. W ciągu najbliższych dni przedstawione zostaną bardziej dokładne zalecenia, dla poszczególnych typów miejsc, które wyjaśnią, w jaki sposób mają być zbierane dane kontaktowe od klientów pubów, co jest bardziej skomplikowane niż w przypadku gości w hotelach czy pensjonatach.

Obowiązek zbierania i przechowywania danych kontaktowych klientów - co ma na celu identyfikowanie i opanowywanie lokalnych ognisk epidemii - oprócz pubów dotyczyć będzie także restauracji, hoteli i wszystkich miejsc oferujących noclegi, a także fryzjerów. Wytyczne mówią także o wprowadzeniu rezerwacji tam, gdzie jest to możliwe, ograniczeniu liczby przyjmowanych jednocześnie klientów, wprowadzeniu tam, gdzie to możliwe, ruchu jednokierunkowego oraz oddzielnego wyjścia i wejścia, możliwości zamawiania przez aplikację, a nie przy barze.

W pubach i barach nie będą mogły się odbywać występy na żywo, podobnie jak w teatrach i salach koncertowych, które też będą mogły wznowić działalność od 4 lipca. Z kolei w świątyniach i innych miejscach kultu religijnego mogą się odbywać nabożeństwa z udziałem wiernych, ale bez śpiewów w ich trakcie.

Wytyczne dla salonów fryzjerskich przewidują, że fryzjerzy muszą mieć zasłonięte usta i nos, zaś pomiędzy poszczególnymi stanowiskami należy ustawić przegrody oddzielające klientów od siebie.

Wraz z zapowiedzią wznowienia działalności przez sektor gastronomiczno-hotelarski, kina, muzea i galerie, świątynie i salony fryzjerskie zmieniono także wytyczne w kwestii dystansu miedzy ludźmi - zamiast dwóch metrów obowiązywać będzie dystans jednego metra, choć z zachowaniem środków szczególnej ostrożności.

Z tej ostatniej decyzji najbardziej zadowoleni są właściciele pubów, którzy od dawna przekonywali, że w przypadku utrzymania zasady dwóch metrów, dla większości z nich wznowienie działalności będzie nieopłacalne. Jak podało w środę brytyjskie stowarzyszenie browarów i pubów BBPA, teraz będzie w stanie wznowić działalność 75 proc. pubów w Anglii, czyli w sumie 28 tys. takich lokali. W przypadku obowiązywania dwumetrowego dystansu byłaby to jedna trzecia (12,5 tys.).

Z Londynu Bartłomiej Niedziński (PAP)

Obraz Klaus Heller z Pixabay 

Koncert na rzecz walki z Covid-19 - zaśpiewają m.in. Shakira i Miley Cyrus

Światowe gwiazdy muzyki i filmu, w tym Shakira i Miley Cyrus, wezmą w sobotę udział w nadawanym w internecie koncercie charytatywnym, który ma pomóc w walce z pandemią Covid-19 w ramach wspólnej inicjatywy ruchu obywatelskiego Global Citizen i Komisji Europejskiej.

Inicjatywa pod hasłem "Globalny cel: zjednocz się dla naszej przyszłości" ma za zadanie zebrać miliardy dolarów z prywatnych i publicznych darowizn, aby pomóc zmniejszyć wpływ pandemii na marginalizowane społeczności - informuje agencja Reutera.

Amerykańska gwiazda muzyki pop Miley Cyrus, która zabrała głos w panelu internetowym zorganizowanym przed imprezą, zwróciła uwagę, że pandemia koronawirusa dotyka najbiedniejszych ludzi na świecie. Wezwała darczyńców przeznaczających pieniądze na testy, leczenie i szczepionki, aby upewnili się, że są one opracowywane w sposób umożliwiający dostęp do nich każdej osobie.

Naukowcy i producenci leków na całym świecie pracują nad ponad 100 potencjalnymi szczepionkami przeciwko chorobie Covid-19, która do tej pory uśmierciła już ponad 463 tys. ludzi na świecie.

W koncercie w sieci, który poprowadzi amerykański aktor i zapaśnik wrestlingu Dwayne "The Rock" Johnson, wystąpią: Cyrus, Chloe x Halle, Christine and the Queens, Coldplay, Shakira i inni, a także aktorzy Charlize Theron i Hugh Jackman oraz emerytowana gwiazda piłki nożnej David Beckham.

"Potrzebujemy, aby nasi światowi przywódcy przeznaczyli miliardy dolarów na opracowanie i sprawiedliwą dystrybucję testów, terapii i szczepionek" - powiedział Hugh Evans, dyrektor naczelny Global Citizen, ruchu walczącego na rzecz zakończenia skrajnego ubóstwa do 2030 r.

Przewodnicząca KE Ursula Von Der Leyen powiedziała, że koncert zbiegnie się ze szczytem, na którym artyści, naukowcy i światowi przywódcy "zaangażują się w pomoc w zwalczaniu koronawirusa na świecie, nie pozostawiając nikogo za sobą".

Agencja Reutera zauważa, że UE w coraz większym stopniu staje się orędownikiem globalnej współpracy w wysiłkach na rzecz kontroli i zakończenia pandemii Covid-19, wywołanej koronawirusem SARS-CoV-2, podczas gdy Stany Zjednoczone i Chiny koncentrują się bardziej na inicjatywach krajowych. (PAP)

Od 6 lipca nie będzie kwarantanny dla podróżnych z niektórych krajów

Wielka Brytania od 6 lipca rezygnuje z 14-dniowej obowiązkowej kwarantanny dla osób przyjeżdżających z krajów, w których jest mniejsze ryzyko związane z epidemią koronawirusa - poinformowałł w piątek późnym wieczorem brytyjski rząd.

Równocześnie w stosunku do niektórych krajów i regionów zostaną złagodzone rządowe zalecenia dla Brytyjczyków dotyczące podróży zagranicznych. Obecnie obowiązującym zaleceniem jest powstrzymywanie się od wszelkich podróży zagranicznych, o ile nie są niezbędne.

Rządowi eksperci podzielą kraje na trzy kategorie: zielone, bursztynowe i czerwone. Podział będzie opierał się na takich kryteriach jak wielkość występowania Covid-19, dynamika zachorowań i wiarygodność danych. Pasażerowie przybywający z krajów oznaczonych kolorem zielonym i bursztynowym nie będą już musieli poddawać się kwarantannie przez 14 dni po przyjeździe. Zasady dla krajów z kategorii czerwonej nie ulegną zmianie.

Kategorie te zostaną ogłoszone w przyszłym tygodniu, a zmiany zasad mają wejść w życie od 6 lipca. Według BBC, z kwarantanny zwolnieni byliby przyjeżdżający m.in. z Francji, Włoch, Hiszpanii, Grecji, Belgii, Holandii, Niemiec, Finlandii, Norwegii i Turcji. Nie znajdą się na tej liście Portugalia i Szwecja.

"Nasz nowy system oceny ryzyka pozwoli nam ostrożnie otworzyć wiele bezpiecznych tras podróży na całym świecie. Ale nie zawahamy się przed ponownym uruchomieniem restrykcji, jeśli ponownie pojawi się ryzyko" - oświadczyła rzeczniczka rządu.

Zmiany te mają umożliwić Brytyjczykom wyjazdy za granicę na letnie wakacje.

Od 8 czerwca niemal wszyscy przyjeżdżający do Wielkiej Brytanii - zarówno jej obywatele, jak i cudzoziemcy - muszą podać adres, gdzie będą przebywać przez następne 14 dni i poddawać się kwarantannie. Władze są upoważnione do przeprowadzania niezapowiedzianych kontroli i nakładania kary na osoby, które nie przestrzegają tego obowiązku. W Anglii, Walii i Irlandii Północnej wynosi ona 1000 funtów, w Szkocji - 480.

Wraz z wprowadzeniem kwarantanny ogłoszono, że co trzy tygodnie będzie ona poddawana przeglądowi.

Z Londynu Bartłomiej Niedziński (PAP)

foto : twitter / jassohlp

Lekarze ostrzegają przed możliwą drugą falą pandemii

Szefowie głównych brytyjskich stowarzyszeń medycznych wezwali w opublikowanym w środę liście otwartym do przeprowadzenia pilnego przeglądu w celu zbadania, czy Wielka Brytania jest odpowiednio przygotowana na "realne ryzyko" drugiej fali koronawirusa.

"Choć przyszły kształt pandemii w Wielkiej Brytanii jest trudny do przewidzenia, dostępne dowody wskazują, że lokalne wybuchy są coraz bardziej prawdopodobne, a druga fala pozostaje realnym zagrożeniem" - napisano w liście opublikowanym przez "British Medical Journal".

List podpisało 16 osób, m.in. szefowie Brytyjskiego Stowarzyszenia Medycznego, szefowie organizacji skupiających lekarzy różnych specjalności, stowarzyszenia pielęgniarek, a także redaktor naczelny medycznego pisma "The Lancet".

Dzień wcześniej premier Wielkiej Brytanii Boris Johnson ogłosił przejście od 4 lipca do trzeciego etapu znoszenia ograniczeń wprowadzonych z powodu epidemii. Wznowić działalność będzie mógł m.in. sektor gastronomiczny, a zalecany dwumetrowy dystans między ludźmi zostanie zmniejszony do jednego metra.

Autorzy listu napisali, że konieczne jest podjęcie pilnych działań w celu zapobieżenia dalszym ofiarom śmiertelnym i należy przeprowadzić szybką ocenę tego, jak Wielka Brytania jest przygotowana na nową epidemię koronawirusa. "Wiele elementów infrastruktury potrzebnej do opanowania wirusa zaczyna być wprowadzanych w życie, ale nadal istnieją poważne wyzwania" - uważają.

"Przegląd nie powinien polegać na spoglądaniu wstecz lub obarczaniu kogoś winą" - stwierdzili, a zamiast tego powinien koncentrować się na "obszarach słabości, w których konieczne jest pilne podjęcie działań zapobiegających dalszym ofiarom śmiertelnym i pozwalających jak najszybciej przywrócić gospodarkę do stanu pełnego bezpieczeństwa".

Wezwano rząd do utworzenia ponadpartyjnej komisji z udziałem przedstawicieli wszystkich czterech części składowych Zjednoczonego Królestwa, której zadaniem byłoby opracowanie praktycznych zaleceń.

We wtorek podczas rządowej konferencji prasowej główny doradca naukowy rządu Patrick Vallance i naczelny lekarz Anglii Chris Whitty przyznali, że przedstawiony przez premiera Johnsona plan nie jest wolny od ryzyka, ale wskazali, że jego całkowite wyeliminowanie nie jest możliwe.

Z Londynu Bartłomiej Niedziński (PAP)

Obraz leo2014 z Pixabay 

Mieszkańcy Reading uczcili pamięć trzech ofiar sobotniego ataku

Minutą ciszy w poniedziałek przed południem mieszkańcy Reading, na zachód od Londynu, uczcili pamięć trzech osób zadźganych nożem w sobotę wieczorem w miejskim parku przez pochodzącego z Libii azylanta.

"Proszę was wszystkich o dołączenie do mnie w minucie ciszy dla uczczenia pamięci ofiar strasznego sobotniego ataku tu, w Reading. Składamy szczere kondolencje wszystkim nim dotkniętym. Rada miejska Reading oferuje stałe wsparcie dla naszych heroicznych służb ratowniczych w tym czasie" - oświadczył burmistrz miasta 230-tysięcznego miasta David Stevens.

Jak do tej pory podano nazwiska dwóch z trzech ofiar śmiertelnych. Pierwsza to 36-letni James Furlong, nauczyciel z gimnazjum pobliskiej miejscowości Wokingham, druga to 39-letni Amerykanin Joe Ritchie-Bennett, który od 15 lat mieszkał w Wielkiej Brytanii. Obaj prawdopodobnie byli w pierwszej grupie zaatakowanych przez Khairiego Saadallaha.

Według relacji świadków podbiegł on nagle, krzycząc trudne do zrozumienia słowa, do siedzącej w parku grupy 8-10 osób i dźgnął nożem w szyję i w bok co najmniej trzy z nich, zanim pozostali zdążyli się zorientować, co się dzieje. Następnie w trakcie ucieczki zaatakował jeszcze innych ludzi.

25-letni Saadallah przybył do Wielkiej Brytanii kilka lat temu jako uchodźca z Libii i otrzymał azyl. Mieszkał w Reading i już w czasie pobytu w Wielkiej Brytanii odsiadywał wyrok więzienia za drobne przestępstwo niezwiązane z terroryzmem. Przez pewien czas w 2019 r. znajdował się jednak pod obserwacją służb specjalnych, gdyż miał chcieć wyjechać do Syrii.

Saadallah został zatrzymany przez policję od razu po zdarzeniu, do którego doszło ok. godz. 19 czasu miejscowego w sobotę i znajduje się w policyjnym areszcie. Policja w niedzielę poinformowała, że traktuje zdarzenie jako mające charakter terrorystyczny, ale uważa, że Saadallah działał sam i nie ma dalszego zagrożenia dla mieszkańców. Jeszcze tego samego wieczora po zatrzymaniu funkcjonariusze przeszukali mieszkanie Saadallaha i znaleźli w nim m.in. dużą piłę tarczową.

Z Londynu Bartłomiej Niedziński (PAP)

 

foto : twitter - działania policji po ataku.

Image

Świetna aplikacja! Pobierz!

Image
Image

Jesteś świadkiem ciekawych wydarzeń?

Zarejestruj się i podziel się swoją historią

Autorzy 

Zostań autorem
Image
  • logo
  • logo
  • logo
  • logo
  • logo
  • logo
  • logo
  • logo
  • logo
  • logo
  • logo
  • logo
  • logo
  • logo
  • logo
  • logo
  • logo
  • logo
  • logo
  • logo
  • logo
  • logo
  • logo
  • logo
  • logo
  • logo
  • logo
  • logo
  • logo
  • logo
  • logo

Korzystając z naszej strony, wyrażasz zgodę na wykorzystywanie przez nas plików cookies - Polityka prywatności. Zaktualizowaliśmy naszą politykę przetwarzania danych osobowych - RODO. Więcej dowiesz się TUTAJ.