Hide
BĄDŹ NA BIEŻĄCO!
Follow on Facebook
Facebook
Show
Wed, Mar 27, 2024

Sport

Sport

All Stories

Od 8 czerwca 14-dniowa kwarantanna dla przyjeżdżających

Od 8 czerwca wszyscy przyjeżdżający do Wielkiej Brytanii będą musieli przejść 14-dniową kwarantannę, a za jej nieprzestrzeganie grozić będzie kara do 1000 funtów - ogłosiła w piątek brytyjska minister spraw wewnętrznych Priti Patel.

Osoby wjeżdżające do Wielkiej Brytanii - zarówno obywatele brytyjscy, jak i cudzoziemcy - będą musieli przy przekraczaniu granicy podać informację, gdzie będą przebywać i jakie mają dalsze plany podróży, a także będą zachęcane do zainstalowania aplikacji do śledzenia kontaktów, gdy taka zostanie wprowadzona. Niepodanie informacji o miejscu pobytu spowoduje nałożenie kary w wysokości 100 funtów.

Przebywający w izolacji nie mogą opuszczać podanego miejsca przebywania ani przyjmować tam innych osób, a urzędnicy będą podczas wyrywkowych kontroli sprawdzać, czy przestrzegają oni zasad. Złamanie zasad kwarantanny będzie groziło karą w wysokości 1000 funtów lub sprawą sądową i karą bez wyznaczonego górnego pułapu. W przypadku cudzoziemców w ostateczności możliwa będzie deportacja.

Z kwarantanny zwolnieni zostaną pracownicy transportu drogowego i towarowego, aby zapewnić ciągłość dostaw towarów, członkowie personelu medycznego, którzy podróżują, aby pomóc w walce z koronawirusem, wszystkie osoby przyjeżdżające ze Wspólnego Obszaru Podróży, który obejmuje oprócz Wielkiej Brytanii także Irlandię, Wyspy Normandzkie i Wyspę Man, a także sezonowi pracownicy rolni, którzy będą się izolować w miejscu pracy.

Nie będą z niej natomiast wyłączone osoby przyjeżdżające z Francji. Gdy przed dwoma tygodniami premier Boris Johnson zapowiedział wprowadzenie kwarantanny, przestawiając plan znoszenia restrykcji, pojawiła się informacja o stworzeniu wyjątku również dla Francji. Choć Johnson rozmawiał na ten temat z prezydentem tego kraju Emmanuelem Macronem, ostatecznie brytyjski rząd się na to nie zdecydował.

Patel poinformowała, że zasady kwarantanny będą podlegały przeglądowi co trzy tygodnie i możliwe będą zmiany. Nie powiedziała jednak, czy możliwe będzie wyłączanie przyjeżdżających z innych krajów z obowiązku poddania się jej. Minister transportu Grant Shapps sugerował w tym tygodniu, że takie zwolnienia mogłyby być stopniowo rozciągane na kraje z niską liczbą zakażeń. Patel podczas rządowej konferencji prasowej powiedziała jednak, że raczej nie należy się nastawiać na zagraniczne wakacje tego lata i cały czas zaleceniem rządu jest, by nie podróżować, o ile nie jest to niezbędne.

Znaczące kontrowersje budzi w Wielkiej Brytanii to, dlaczego obowiązek kwarantanny wprowadzany jest dopiero od czerwca, gdy wiele krajów europejskich go już znosi albo to planuje. Rząd wyjaśnia, że wcześniej rozprzestrzenianie się wirusa miało miejsce głównie w kraju, a ruch pasażerski i tak niemal ustał, więc kwarantanna miałaby niewielki wpływ na sytuację. Teraz jednak, gdy udało się zatrzymać epidemię, ma to na celu niedopuszczenie do drugiej fali infekcji wskutek ewentualnego przyjazdu zakażonych osób z zagranicy.

Z Londynu Bartłomiej Niedziński (PAP)

Obraz Johnnie Shannon z Pixabay 

Doradca rządu: szybsza reakcja na epidemię zmniejszyłaby liczbę zgonów

Gdyby brytyjski rząd zadziałał o tydzień lub dwa tygodnie wcześniej w kwestii epidemii koronawirusa, zrobiłoby to dużą różnicę, jeśli chodzi o liczbę zgonów - powiedział w piątek prof. Ian Boyd, jeden z członków Naukowej Grupy Doradczej ds. Sytuacji Kryzysowych (SAGE).

"Bardzo wczesne działanie było naprawdę ważne i chciałbym, żebyśmy zadziałali tydzień lub dwa tygodnie wcześniej, to zrobiłoby dużą różnicę w kwestii stromości krzywej infekcji i tym samym śmiertelności. Myślę, że to jest naprawdę kwestia numer jeden - czy mogliśmy działać wcześniej? Czy były tam sygnały wcześniej?" - mówił w stacji BBC Boyd, profesor biologii z uniwersytetu St. Andrews w Szkocji, który zaczął uczestniczyć w spotkaniach SAGE przed miesiącem. W SAGE, która doradza rządowi w kwestii reakcji na różnego typu sytuacje kryzysowe, nie tylko epidemie, zasiada ponad 50 osób.

Boyd zasugerował, że rząd oparł swoją początkową ocenę sytuacji na podstawie danych o rozprzestrzenianiu się SARS, który jest mniej zakaźny niż obecny koronawirus. SARS był wcześniej nieznaną chorobą, która zaczęła się rozprzestrzeniać na całym świecie w 2003 roku. Zakaziło się wówczas ponad 8 000 osób, a zmarło prawie 800, z czego pięć na sześć w Chinach i Hongkongu. Powiedział, że Wielka Brytania i inne kraje europejskie były mniej przygotowane i wolniejsze w reakcji niż te, które doświadczyły SARS.

Wskazał, że ministrowie otrzymali "bardzo szczerą i bardzo jasną" radę od głównego doradcy naukowego rządu Patricka Vallance'a i naczelnego lekarza Anglii Chrisa Whitty'ego, ale zwrócił uwagę, że przy podejmowaniu decyzji ministrowie biorą pod uwagę także kontekst społeczno-polityczny.

"Można wskazać palcem na ministrów i polityków, że nie chcą słuchać rad naukowych. Można wskazać palcem na naukowców za to, że nie są wystarczająco dobitni. Ale w ostatecznym rozrachunku trzeba brać też pod uwagę opinię publiczną. Myślę, że niektórzy politycy chcieliby zareagować wcześniej, ale w ich opinii prawdopodobnie nie było to wykonalne, ponieważ ludzie prawdopodobnie nie zareagowaliby w taki sposób, w jaki ostatecznie zareagowali" - wyjaśnił.

Według podanego w czwartek po południu bilansu, w Wielkiej Brytanii z powodu Covid-19 zmarły do tej pory 36 042 osoby.

Z Londynu Bartłomiej Niedziński (PAP)

Izba Gmin wróciła do pracy nad projektem ustawy o imigracji

Brytyjska Izba Gmin wznowiła w poniedziałek prace na projektem ustawy o imigracji, która będzie podstawą do wprowadzenia punktowego systemu przyjmowania imigrantów od 2021 roku, gdy upłynie okres przejściowy po brexicie.

Projekt ustawy został przedstawiony jeszcze przez gabinet poprzedniej premier Theresy May w grudniu 2018 roku, ale ponieważ nie miała ona większości parlamentarnej, prace nad nim zostały odłożone. Na początku marca ponownie złożył go rząd Borisa Johnsona, który ma w Izbie Gmin przewagę ponad 80 mandatów nad opozycją. Parlamentarna arytmetyka wskazuje, że jego przyjęcie nie powinno być problemem, ale z powodu epidemii koronawirusa nieco zmieniło się nastawienie Brytyjczyków do imigracji.

Ustawa zniesie swobodny przepływ osób z Unią Europejską i da podstawy prawne do wprowadzenia nowego, przedstawionego w połowie lutego punktowego systemu imigracyjnego. Zrówna on status obywateli UE i pozostałych państw, ma także radykalnie ograniczyć możliwość podejmowania pracy przez osoby o niskich kwalifikacjach.

Aby uzyskać prawo do pracy w Wielkiej Brytanii konieczne będzie zdobycie co najmniej 70 punktów, przy czym 50 punktów przypada na kryteria obowiązkowe, którymi są oferta pracy od zatwierdzonego sponsora, adekwatność umiejętności do oferty i znajomość języka angielskiego. Kolejne punkty przyznawane będą w zależności od zarobków przewidzianych w ofercie, wykształcenia i tego, czy w danym sektorze są wakaty. Nie będzie natomiast żadnych ułatwień dla pracowników o niskich kwalifikacjach ani specjalnej ścieżki dla osób na samozatrudnieniu.

"Nie będzie już drogi dla taniej, nisko wykwalifikowanej siły roboczej, która w oczywisty sposób przez zbyt długi czas zdominowała imigrację i rynek pracy w tym kraju" - mówiła wówczas minister spraw wewnętrznych Priti Patel.

Ale epidemia koronawirusa uświadomiła, jak ważną rolę pełnią osoby, które nie mają wysokich kwalifikacji, ale wykonują kluczowe prace z punktu widzenia funkcjonowania kraju. Chodzi np. o kierowców w transporcie publicznym, dostawców, sprzedawców, robotników rolnych, pracowników ochrony, śmieciarzy itp. Wiele z tych zadań wykonują imigranci.

Nick Thomas-Symonds, który w laburzystowskim gabinecie cieni jest odpowiednikiem Patel, wezwał w poniedziałek rząd, by zmienił swoje podejście. "W czwartek wieczorem dziękujemy oklaskami kluczowym pracownikom, więc mówienie im w poniedziałek, że są nisko wykwalifikowani i ludzie z takimi kwalifikacjami nie są mile widziani w tym kraju jest niewłaściwe" - powiedział w rozmowie z BBC. "Tym, co rząd zdaje się mówić, jest to, że twoje zarobki odzwierciedlają twój wkład w społeczeństwo. Jeśli kryzys nam pokazał jedną rzecz, to właśnie, że takie podejście jest niewłaściwe" - dodał.

Dostrzega to także opinia publiczna. Jak wynika z sondażu ośrodka YouGov, 54 proc. ankietowanych popiera obecnie poluzowanie regulacji imigracyjnych dla pracowników tych zawodów, które w czasie epidemii zostały uznane za kluczowe.

Z Londynu Bartłomiej Niedziński (PAP)

Hakerzy zaatakowali firmy, które budowały szpitale polowe do walki z Covid-19

Hakerzy zaatakowali dwie firmy, które budowały szpitale polowe do walki z COVID-19 w Wielkiej Brytanii - podaje serwis Infosecurity Magazine. Oba przedsiębiorstwa w wyniku działań cyberprzestępców doznały znaczących zakłóceń w działaniu swoich systemów.

Ofiarą hakerów padły Bam Construct - firma, która budowała szpital Yorkshire and Humber, a także Interserve, która budowała szpital Nightingale w Birmingham. Pierwsze przedsiębiorstwo zostało zaatakowane z użyciem oprogramowania szyfrującego dla okupu (ransomware), drugie zaś - według Infosecurity Magazine - doznało w wyniku działania hakerów dużego wycieku danych ze swoich struktur.

Bam Construct wskutek cyberataku musiało wyłączyć swoje systemy teleinformatyczne. Rzecznik firmy miał jednak według IM stwierdzić, że przedsiębiorstwo "dobrze poradziło sobie z incydentem". Według przedstawiciela spółki zadecydowały o tym stosowane rutynowo środki ostrożności, które w zaistniałej sytuacji okazały się mieć większy wpływ na możliwość sprawnego funkcjonowania firmy, niż sam cyberatak.

Interserve z kolei poinformowało, że przy wyjaśnianiu cyberataku na swoje struktury współpracuje z brytyjskim Narodowym Centrum Cyberbezpieczeństwa (NCSC) i zespołem reagowania strategicznego. Celem jest przeprowadzenie dochodzenia ws. sprawstwa incydentu oraz usunięcie jego skutków - pisze Infosecurity Magazine. Według Interserve działania te "potrwają przez pewien czas" i mogą wpłynąć negatywnie na niektóre usługi firmy. Spółka powiadomiła o wycieku danych Biuro Komisarza ds. Informacji (ICO) - brytyjskiego regulatora ds. ochrony danych. Zapowiedziała również, że będzie na bieżąco informować o stanie swoich działań w związku ze zdarzeniem.

Według niektórych doniesień przytaczanych przez serwis, w wyniku wycieku danych z Interserve mogło zostać naruszone bezpieczeństwo informacji dotyczących nawet 100 tys. pracowników firmy. Operatorem bazy danych był zespół kadr spółki. (PAP)

W.Brytania sprawdza szybkie testy na obecność koronawirusa

W Wielkiej Brytanii trwają próby szybkich testów na koronawirusa, które dają wyniki w ciągu 20 minut - poinformował w czwartek minister zdrowia Matt Hancock. Ogłosił on też, że od przyszłego tygodnia zaczną być przeprowadzane testy na obecność przeciwciał.

Szybkie testy sprawdzające, czy ktoś jest zakażony mogą być przełomem w powstrzymywaniu epidemii. Obecnie próbki wymazu pobieranego z nosa bądź gardła przewożone są do laboratoriów, gdzie są badane, w efekcie cała procedura może trwać nawet kilka dni. Tymczasem szybkie testy, o których mówił Hancock, nie wymagałyby w ogóle laboratoriów.

"Wyniki będą od ręki. Chcemy się dowiedzieć, czy będzie skuteczny na większą skalę. Jeśli zadziała, wprowadzimy go tak szybko, jak tylko będziemy mogli" - powiedział podczas rządowej konferencji prasowej. Poinformował też, że próby testów prowadzone będą przez sześć tygodni i uczestniczyć w nich będzie do 4 tys. osób.

Hancock poinformował również, że brytyjski rząd kupił od firm Roche i Abbott ponad 10 mln testów na obecność przeciwciał, które pozwalają sprawdzić, czy ktoś miał koronawirusa w przeszłości. Od przyszłego tygodnia testom takim będą poddawani pracownicy służby zdrowia, domów opieki oraz ich pensjonariusze.

"To ważny kamień milowy i dalszy postęp w naszym krajowym programie testów. Nie jesteśmy jeszcze w stanie powiedzieć, że ci, którzy uzyskują pozytywny wynik w tych testach na przeciwciała, są odporni na koronawirusa. Ale w miarę jak nasze rozumienie choroby będzie coraz lepsze, rola tych testów na obecność przeciwciał będzie kluczowa" - powiedział.

W Wielkiej Brytanii przeprowadzono od początku epidemii ponad 3 mln testów na obecność koronawirusa - przeprowadzanych przy pomocy wymazów, czyli sprawdzających aktualne zakażenie. W ciągu ostatniego miesiąca możliwości testowania zostały znacząco zwiększone i celem jest przeprowadzenie przed końcem maja co najmniej 200 tys. takich testów dziennie.

Z Londynu Bartłomiej Niedziński (PAP)

Obraz Gerd Altmann z Pixabay 

21 tys. osób będzie szukało kontaktów osób zakażonych koronawirusem

Brytyjski rząd zrekrutował ponad 21 tys. osób, które mają wyłapywać kontakty osób zakażonych koronawirusem, aby zapobiegać jego dalszemu rozprzestrzenianiu się - poinformował w poniedziałek minister zdrowia Matt Hancock.

Wychwytywanie kontaktów osób zakażonych ma być - obok testów na obecność koronawirusa - kluczem do zniesienia wprowadzonych restrykcji. Prowadzone ono będzie dwutorowo - przy pomocy zatrudnionych osób, które mają pytać się zakażonych o to, z kim się kontaktowali, a następnie informować te kontakty, że były narażone na kontakt z koronawirusem, a równolegle za pomocą specjalnej aplikacji na smartfony.

Na początku maja Hancock zapowiedział, że do połowy miesiąca rząd zamierza zatrudnić 18,5 tys. osób do śledzenia kontaktów. Ten cel osiągnięto z nawiązką, bo jak ogłosił w poniedziałek w Izbie Gmin, zrekrutowanych zostało już ponad 21 tys. takich osób, z czego około jedna trzecia to personel służby zdrowia. Na razie nie wiadomo jednak, kiedy mieliby oni zacząć pracę i jak dokładnie miałaby ona wyglądać, biorąc pod uwagę liczbę przypadków. (W taki sposób próbowano odnajdywać kontakty zakażonych, gdy na początku lutego wykryto w Wielkiej Brytanii pierwsze przypadki, ale wtedy były to pojedyncze osoby, a teraz dziesiątki tysięcy.)

Do wyłapywania kontaktów zakażonych ma służyć także aplikacja na smartfony, która od prawie dwóch tygodni testowana jest na wyspie Wight na południu Anglii. Stworzona przez NHS, publiczną służbę zdrowia, aplikacja wykorzystuje technologię bluetooth. Aplikacja rejestruje kontakty, gdy użytkownicy są w odległości dwóch metrów od siebie przez co najmniej 15 minut. Jeśli użytkownik będzie miał objawy koronawirusa, wyśle przez aplikację informację do NHS, a wtedy do osób, które miały z nim kontakt wysłany zostanie alert.

Ale jak podała w poniedziałek stacja BBC, efekty tych testów są na razie mieszane. Wprawdzie aplikację pobrano ok. 60 tys. razy, co jak na 140 tys. mieszkańców jest dobrym wynikiem, ale biorąc pod uwagę, że na wyspie były dotychczas tylko 173 przypadki koronawirusa, a większość mieszkańców przebywa głównie w domach, prawdopodobieństwo napotkania zakażonej osoby jest niewielkie, zatem trudno ocenić przydatność aplikacji. Wskazano też, że NHS rozsyła alerty, gdy użytkownik poinformuje o objawach koronawirusa, lecz gdy zostanie wykonany test na obecność, nie ma możliwości ponowienia lub odwołania alertu w zależności od wyniku testu.

Nawet jeśli te niedociągnięcia zostaną usunięte, to jak wskazują epidemiolodzy oraz brytyjski rząd, aby taka aplikacja była skuteczna, musiałoby ją zainstalować ok. 50-60 proc. użytkowników smartfonów w całym kraju.

Z Londynu Bartłomiej Niedziński (PAP)

Obraz fernando zhiminaicela z Pixabay 

Emirates wznawiają loty pasażerskie do dziewięciu miejsc, w tym połączenia między Wielką Brytanią a Australią

Emirates ogłosiły plan obsługi regularnych połączeń lotniczych od 21 maja do dziewięciu miast:, czyli m.in. do Londynu (Heathrow), Frankfurtu, Paryża, Mediolanu, Madrytu, Chicago, Toronto, Sydney - poinformował w czwartek przewoźnik. Linia zaoferują też loty między Wielką Brytanią a Australią.

"Emirates ogłosiły plan obsługi regularnych połączeń lotniczych od 21 maja do 9 miast: Londynu (Heathrow), Frankfurtu, Paryża, Mediolanu, Madrytu, Chicago, Toronto, Sydney i Melbourne" - poinformowały w komunikacie Emirates. W przypadku Melbourne z zastrzeżeniem zgody rządu.

Ponadto, linie zaoferują również loty dla klientów podróżujących między Wielką Brytanią a Australią - przez Dubaj.

Linie zastrzegą, że przeloty dostępne będą wyłącznie dla obywateli oraz osób spełniających warunki przybycia do kraju docelowego. Obejmuje to m.in. zgodę Federalnego Urzędu ds. Identyfikacji i Obywatelstwa (ICA) dla mieszkańców ZEA, którzy chcą wrócić do Dubaju.

"Ściśle współpracujemy z władzami, aby zaplanować wznowienie lotów do innych kierunków. Wdrożyliśmy dodatkowe środki bezpieczeństwa na lotnisku, w porozumieniu z odpowiednimi władzami, odnoszące się do zachowania rekomendowanego dystansu społecznego oraz warunków sanitarnych. Bezpieczeństwo i dobre samopoczucie naszych pracowników, klientów oraz lokalnych społeczności pozostają naszymi priorytetami" - powiedział cytowany w komunikacie Adel Al Redha, dyrektor operacyjny Emirates.

Oprócz regularnych usług linie Emirates będą nadal ściśle współpracować z ambasadami i konsulatami, aby ułatwić loty repatriacyjne dla osób chcących powrócić z ZEA do swoich domów. W tym tygodniu Emirates planują rejsy m.in. z Dubaju do Tokio Narita (15 maja), Conakry (16 maja).

Przewoźnik poinformował, że w ramach przygotowań do wznowienia usług lotniczych linie zwiększyły skalę środków ostrożności podczas podróży.

"W Międzynarodowym Porcie Lotniczym w Dubaju podróżni i pracownicy zostaną poddani pomiarowi temperatury ciała za pomocą skanerów termicznych. Aby zapewnić dodatkowe bezpieczeństwo podczas interakcji, przy stanowiskach odprawy zostały zainstalowane bariery ochronne" - czytamy.

Ponadto, wszyscy pracownicy i podróżni przebywający na lotnisku są zobowiązani do noszenia rękawiczek i masek ochronnych. Członkowie personelu pokładowego i naziemnego Emirates, którzy mają bezpośrednią styczność z podróżnymi, będą nosić osobiste wyposażenie ochronne (PPE), w tym jednorazowy fartuch i przyłbice.

Wdrożone zostaną również protokoły dot. zachowania dystansu społecznego. Na lotnisku w Dubaju jest to umieszczenie wskaźników odległości na zewnątrz i w poczekalniach, aby ułatwić podróżującym zachowanie bezpiecznego dystansu.

Ze względów bezpieczeństwa i higieny oraz w celu zminimalizowania interakcji na pokładzie samolotu Emirates wprowadzą nowe zasady obsługi podczas lotu, które zmniejszą ryzyko kontaktu i potencjalnej infekcji. Na pokładzie nie będzie czasopism i innych materiałów do czytania, a bagaż podręczny należy nadać razem z rejestrowanym. Klienci mogą zabrać ze sobą na pokład tylko niezbędne przedmioty, takie jak laptop, torebka, teczka lub akcesoria dziecięce.

Emirates wdrożyły rygorystyczny program bezpieczeństwa; kabiny linii lotniczych zostały wyposażone w zaawansowane filtry powietrza HEPA, które usuwają 99,97 proc. wirusów i eliminują kurz, alergeny i zarazki, zapewniając zdrowsze i bezpieczniejsze powietrze na pokładzie. Po podróży i po wylądowaniu w Dubaju każdy samolot przejdzie ulepszone procesy czyszczenia i dezynfekcji, aby zapewnić właściwe warunki sanitarne. (PAP)

Szkocja zacznie znosić restrykcje 28 maja, rząd przewiduje 4 etapy

Pierwsza z czterech faz znoszenia w Szkocji restrykcji wprowadzonych w celu zatrzymania epidemii koronawirusa zacznie się 28 maja, czyli za tydzień - poinformowała w czwartek szefowa tamtejszego rządu Nicola Sturgeon.

Szkocja jako ostatnia część Zjednoczonego Królestwa przedstawiła plan luzowania ograniczeń. W Anglii zaczął się on już w zeszłym tygodniu.

W pierwszym etapie możliwe będzie spotkanie się z osobami z jednego gospodarstwa domowego poza własnym, ale tylko na zewnątrz i zachowując odległość dwóch metrów, spędzanie czasu na świeżym powietrzu, np. w parkach czy na plażach, aktywność sportowo-rekreacyjna, taka jak golf, tenis czy wędkarstwo, może zostać wznowiona część prac na zewnątrz - w rolnictwie i leśnictwie, ale jeszcze nie na budowach. Otwarte mogą zostać sklepy ogrodnicze, a restauracje mogą sprzedawać dania na wynos. Ludzie mogą przemieszczać się w celach rekreacyjnych, ale najlepiej, aby robili to piechotą lub na rowerze, i jeśli to możliwe powinni starać się pozostawać blisko domu.

W drugim etapie możliwe będą spotykanie się w większych grupach na zewnątrz, a także wizyty domowe członków jednego innego gospodarstwa domowego. Będzie można wznowić pracę na budowach, w zakładach przemysłowych i w małych sklepach. Otwarte zostaną place zabaw i obiekty sportowe i będzie można wznowić profesjonalne rozgrywki sportowe bez udziału publiczności.

Trzecia faza przewiduje wizyty domowe osób z więcej niż jednego gospodarstwa domowego, otwarcie muzeów, kin, bibliotek, siłowni, dużych sklepów, salonów fryzjerskich, gabinetów dentystycznych, pubów i restauracji, a także biur, które nie są kluczowe dla funkcjonowania gospodarki. Będą mogły się odbywać imprezy na żywo, choć z ograniczeniami co do liczby widzów i z zachowaniem dystansu między nimi. Od 11 sierpnia mają zostać otwarte szkoły, ale początkowo nauczanie będzie w systemie mieszanym, częściowo stacjonarnie, a częściowo zdalnie.

Czwarty etap będzie oznaczał zniesienie wszystkich restrykcji, w tym powrót do imprez masowych z udziałem pełnej publiczności, wznowienie działalności we wszystkich miejscach pracy i przywrócenie transportu publicznego do pełnej wydajności.

Jak wyjaśniła Sturgeon, nie ma wyznaczonych dat poszczególnych etapów, ale sytuacja będzie poddawana ocenie co trzy tygodnie i jeśli będzie wystarczający postęp w zwalczaniu epidemii, podejmowana będzie decyzja o przejściu do kolejnego. Powiedziała też, że proces znoszenia restrykcji może zostać przyspieszony w stosunku do przedstawionego planu, jeśli sytuacja na to pozwoli.

"Nasze wychodzenie z blokady będzie szybsze lub wolniejsze, w zależności od dalszych sukcesów w tłumieniu wirusa. W nadchodzących tygodniach nasze przesłania staną się bardziej zniuansowane i złożone. Proste, ścisłe nakazy będą stopniowo zastępowane przez konieczność zachowania przez nas wszystkich rozsądku i odpowiedzialności" - oświadczyła szefowa szkockiego rządu.

Według danych brytyjskiego ministerstwa zdrowia w Szkocji zanotowano 14 856 przypadków zakażenia koronawirusem, z czego 2 184 zakończyło się śmiercią.

Z Londynu Bartłomiej Niedziński (PAP)

Firma przewozowa Sindbad wznowiła połączenia z kolejnymi państwami

Opolska firma przewozowa Sindbad od soboty wznowiła połączenia autokarowe na trasach z Holandią, Belgią, Francją i Luksemburgiem. Wcześniej spółka uruchomiła przewóz pasażerów do Niemiec i Wielkiej Brytanii.

Jak informuje na swojej stronie internetowej opolska firma Sindbad, od soboty wznowione zostały połączenia autokarowe z Luksemburgiem, Francją, Belgią i Holandią. Na początku maja, po przerwie wywołanej przez epidemię koronawirusa, wznowiono połączenia z Niemcami i Wielką Brytanią.

Operator zaznacza, że w podróżach zagranicznych nadal obowiązują zaostrzone zasady bezpieczeństwa. Pasażerowie muszą całą podróż odbyć w maseczkach lub przyłbicach, z zachowaniem dystansu od współpasażerów, a po zakończeniu kursu autokary są dezynfekowane i ozonowane. Sindbad zastrzega, że osoby z wysoką temperaturą, kaszlem, dusznościami mogącymi świadczyć o zakażeniu koronawirusem nie będą mogły korzystać z przejazdu. (PAP)

Badanie: 3 proc. pracowników brytyjskich szpitali może mieć koronawirusa

Testy wskazały, że personel szpitali publicznej służby zdrowia może być zakażony SARS-Cov-2 i nie zdawać sobie z tego sprawy. Najwięcej infekcji dotyczy osób pracujących z chorymi na COVID-19.

Jak zwracają naukowcy z University of Cambridge, pracownicy NHS (National Health Service) są poddawani testom na koronawirusa tylko wówczas, jeśli pojawią się u nich niepokojące objawy.

Dotyczy to także specjalistów bezpośrednio stykających się z pacjentami - lekarzy, pielęgniarek, fizjoterapeutów.

Wielu z nich może jednak nie mieć żadnych symptomów, nawet jeśli są zainfekowani - pokazuje publikacja, która ukazała się w piśmie „eLife”.

Zespół z Cambridge przetestował 1200 pracowników szpitali i przeprowadził wśród nich ankiety sprawdzające obecność niepokojących objawów.

Z ponad tysiąca pracowników, którzy uznani zostali za zdolnych do pracy, u 3 proc. wynik testu na koronawirusa był pozytywny.

Przy tym, u jednej piątej nie pojawiły się żadne objawy, a u dwóch piątych były na tyle słabe, że badani je zignorowali.

U kolejnych dwóch piątych objawy COVID-19 ustąpiły co najmniej tydzień przed badaniem.

Naukowcy sprawdzili liczbę zakażeń, do jakich doszło w tzw. strefach czerwonych (kontakt z pacjentami z COVID-19) oraz „zielonych” (wolne od chorych z koronawirusem).

Pomimo używania sprzętu ochronnego, pracownicy stref czerwonych trzykrotnie częściej byli zainfekowani SARS-Cov-2 niż personel stref zielonych.

Nie jest jednak jasne, czy różnica wynika z zakażania personelu przez pacjentów. Pracownicy szpitali mogli zakażać się nawzajem, lub na przykład w domu.

Osoby pracujące w strefach „czerwonych” były przy tym przetestowane wcześniej, więc istnieje możliwość, że wtedy wirusa było więcej w otoczeniu.

Niemniej jednak naukowcy odnieśli te wyniki do ponad pół miliona pracowników medycznych, którzy kontaktują się z pacjentami. Wedle tych szacunków aż 15 tys. aktywnych pracowników służby zdrowia może nosić wirusa i stwarzać zagrożenie dla współpracowników, rodziny oraz pacjentów.

Co gorsza, odsetek zakażonych może być nawet wyższy w placówkach, gdzie dostęp do środków ochronnych jest trudniejszy.

„Wnioski z tego badania są takie, że szpitale powinny być czujne i wprowadzić programy screeningowe dla swojego personelu” - podkreślają autorzy pracy.

„Testy, testy i jeszcze raz testy! Cały personel musi być regularnie badany na obecność COVID-19, niezależnie od tego, czy ma jakiekolwiek objawy - to będzie kluczowe dla zatrzymania rozprzestrzeniania się infekcji w szpitalach” - mówi dr Mike Weekes.

Więcej informacji na stronach: https://www.cam.ac.uk/research/news/testing-suggests-3-of-nhs-hospital-staff-may-be-unknowingly-infected-with-coronavirus

https://elifesciences.org/articles/58728

Obraz Queven z Pixabay 

Nie będzie zarzutów wobec Johnsona z powodu relacji z bizneswoman z USA

Brytyjskiemu premierowi Borisowi Johnsonowi nie zostaną postawione zarzuty karne w związku z jego relacjami z amerykańską bizneswoman Jennifer Arcuri w czasach, gdy był burmistrzem Londynu - poinformowano w czwartek w Londynie.

Niezależne Biuro ds. Postępowania Policji (IOPC) stwierdziło w wydanym raporcie, że istnieją "pewne dowody" na to, że para utrzymywała "intymny związek", ale nie ma żadnych dowodów, by Johnson wpływał w jakikolwiek sposób na płatności dla Arcuri lub jej firm.

Johnson od początku zaprzeczał, by dopuścił się jakichś nadużyć. "Z zadowoleniem przyjmujemy fakt, że ta politycznie umotywowana skarga została odrzucona. Te mające zaszkodzić twierdzenia o nadużyciach na stanowisku były nieprawdziwe i bezpodstawne" - powiedział jego rzecznik. Dodał, że nie była to sprawa dla policji i zajmowanie się nią było stratą czasu policji.

O przeprowadzenie dochodzenia do IOPC zwróciły się zgromadzenie miejskie Londynu (GLA) w następstwie artykułu opublikowanego we wrześniu zeszłego roku przez "The Sunday Times". Gazeta napisała wówczas, że Johnson, gdy był burmistrzem, nie poinformował o bliskiej znajomości z Arcuri, tymczasem należąca do niej firma Innotech otrzymała z agencji promocyjnej burmistrza London&Partners 11,5 tys. funtów za dwa wydarzenia w latach 2013 i 2014. Ponadto Arcuri miała wziąć udział w misji handlowej do Singapuru i Malezji, mimo że jej aplikacja została początkowo odrzucona.

W raporcie IOPC zastrzeżono jednak, że relacja Johnsona z Arcuri mogła mieć pośredni wpływ na decyzje finansowe. "Chociaż nie było dowodów, by pan Johnson miał wpływ na wypłatę pieniędzy na granty lub udział w misjach handlowych, były dowody sugerujące, że urzędnicy podejmujący decyzje dotyczące pieniędzy na granty i udziału w misjach handlowych uważali, iż istnieje bliski związek między panem Johnsonem a panią Arcuri, a to miało wpływ na ich decyzje" - powiedział dyrektor generalny IOPC Michael Lockwood. Stwierdził on, że gdyby Johnson był w intymnym związku z Arcuri, "mądrze by było, gdyby poinformował o konflikcie interesów". W raporcie IOPC zaznaczono jednak, że ówczesny kodeks postępowania władz miejskich Londynu nie nakładał na Johnsona takiego obowiązku.

Sprawa nie jest jeszcze zupełnie zamknięta, bo swoje dochodzenie zamierza kontynuować GLA. "IOPC badała konkretnie to, czy nie popełnił on przestępstwa. To nie należy do naszych kompetencji, a ich decyzja nie ma żadnego realnego wpływu na nasze dochodzenie, które skupi się na jego zachowaniu jako burmistrza Londynu" - zapowiedział Len Duval, lider frakcji Partii Pracy w GLA.

Z Londynu Bartłomiej Niedziński (PAP)

Z powodu koronawirusa ograniczenia w pociągach i na dworcach kolejowych

Brytyjscy przewoźnicy kolejowi oraz operatorzy głównych dworców kolejowych podejmują działania mające na celu utrzymanie odległości między ludźmi w związku z łagodzeniem restrykcji wprowadzonych z powodu epidemii koronawirusa.

Poniedziałek jest początkiem pierwszego pełnego tygodnia obowiązywania nowych, poluzowanych nieco zasad. Zgodnie z rządowymi wytycznymi osoby, które mogą wrócić do pracy, powinny starać się unikać transportu publicznego. Ponieważ nie zawsze jest to możliwe, podjęto szereg działań mających zapobiec zatłoczeniu dworców, co przed epidemią było typową sytuacją.

Na niektórych głównych stacjach ustawiono już barierki, które mają być stosowane, gdy będzie się gromadziła zbyt duża liczba pasażerów, poprzyklejano oznaczenia wskazujące dwumetrowy dystans, który ma być zachowany pomiędzy osobami czekającymi w kolejce czy wyznaczono ciągi komunikacyjne, aby idące osoby szły w tę samą stronę, a nie naprzeciwko. Zatrudniono też dodatkowych ludzi do regulowania ruchem na stacjach, by nie dopuścić do nadmiernego zatłoczenia. Rozważane są też bardziej radykalne kroki, np. obowiązek rezerwowania przez pasażerów konkretnych przedziałów czasowych, w których mogliby wejść na dworce kolejowe.

Działania ograniczające zatłoczenie w pociągach podjęli też poszczególni przewoźnicy. Większość z nich już poinformowała, że do pociągów wejść będą mogły tylko osoby mające zarezerwowane miejsce, a nie sam bilet. Bardzo ograniczona będzie też liczba pasażerów, np. przewoźnik Avanti West Coast zapowiedział, że wagony będą mogły być wypełnione tylko w jednej trzeciej, zaś London North Eastern Railway - że pasażerowie powinni zajmować miejsca w co trzecim rzędzie i tylko jedna osoba ma być w rzędzie, z wyjątkiem osób podróżujących razem.

Od poniedziałku przewoźnicy kolejowi zwiększyli częstotliwość kursowania pociągów, przechodząc z rozkładu takiego jak obowiązuje w niedziele na sobotni, ale nadal jest to znacznie poniżej ruchu sprzed epidemii. Po wprowadzeniu przez rząd ścisłych restrykcji, z zakazem wychodzenia z domów i przemieszczania się, o ile nie jest to niezbędne, liczba pasażerów kolei spadła o ok. 93 proc. w porównaniu z analogicznym okresem zeszłego roku. Obecnie jest ona nieco wyższa, ale nadal jest to zaledwie 10-13 proc. obłożenia sprzed ograniczeń. Jak relacjonują stacje BBC i Sky News, również główne stacje kolejowe były w poniedziałek rano i przed południem przeważnie puste.

Z Londynu Bartłomiej Niedziński (PAP)

Z obawy przed koronawirusem pacjenci rezygnują z innych wizyt lekarskich

Liczba pilnych wizyt lekarskich w Anglii z powodów innych niż koronawirus spadła w kwietniu o ponad połowę w porównaniu z danymi sprzed roku i była na najniższym poziomie od 10 lat - podał w czwartek angielski oddział NHS, publicznej brytyjskiej służby zdrowia.

W normalnej sytuacji liczba przyjęć na pilne wizyty lekarskie w Anglii wynosi nieco ponad 2,1 miliona miesięcznie. Tymczasem w marcu spadła ona do 1,5 miliona, zaś w kwietniu - do 916,5 tys. To spadek o 57 proc. w porównaniu z kwietniem 2019 roku i najmniejsza miesięczna liczba od 2010 roku, kiedy zaczęto prowadzić statystyki w obecnej formie.

Zmniejszyła się także liczba nagłych przyjęć do szpitalnych oddziałów ratunkowych - w kwietniu było ich niespełna 327 tys., czyli o 39 proc. mniej niż rok wcześniej.

Jak stwierdziła NHS England, te spadki są "prawdopodobnie wynikiem reakcji na Covid-19", co wskazuje na to, że ludzie po wybuchu epidemii w znaczącym stopniu zrezygnowali z pilnych wizyt lekarskich. W szczególności istnieje obawa, że z powodu strachu przed zakażeniem koronawirusem z wizyt zrezygnowali pacjenci, którzy przeszli udary mózgu lub mają problemy z sercem, a to może w poważnym stopniu odbić się na ich zdrowiu.

Na to zjawisko wskazują też bardziej dokładne statystyki wizyt, które dostępne są do marca włącznie. Jak wskazano, w marcu lekarze pierwszego kontaktu wystawili prawie 182 tys. pilnych skierowań na leczenie nowotworów, podczas gdy w tym samym miesiącu zeszłego roku było to prawie 196,5 tys. Liczba pacjentów przyjętych na rutynowe operacji chirurgiczne i zabiegi, takie jak operacje kolana i biodra, spadła o jedną trzecią - z 305,4 tys. w marcu 2019 roku do 207,7 tys. w marcu tego roku.

Restrykcje w celu zatrzymania epidemii koronawirusa, zakazujące m.in. wychodzenia z domów bez potrzeby, wprowadzone zostały w kraju dopiero w ostatnim tygodniu marca, więc dane za kwiecień wykażą zapewne jeszcze większe spadki.

Z Londynu Bartłomiej Niedziński (PAP)

Obraz Parentingupstream z Pixabay 

Liczba migrantów zwiększyła się o 270 tys. netto, coraz więcej spoza UE

W 2019 roku do Wielkiej Brytanii przyjechało z zamiarem przynajmniej rocznego pobytu o 270 tys. osób więcej niż z niej wyjechało. Saldo migracji jest podobne do tego z ostatnich lat, ale coraz widoczniejsza jest różnica między migracją z Unii Europejskiej i spoza niej.

Jak wynika z opublikowanych w czwartek danych brytyjskiego urzędu statystycznego ONS, w 2019 roku do Wielkiej Brytanii przyjechało 677 tys. osób, zaś opuściło ją 407 tys. Różnica między imigrantami a emigrantami jest nieznacznie większa niż rok wcześniej (258 tys.), ale od czasu referendum z 2016 roku o wyjściu kraju z UE utrzymuje się na zbliżonym poziomie, podczas gdy w 2015 roku było to ok. 330 tys.

Od końca 2016 roku coraz bardziej widoczne jest, że trendy w imigracji z UE i spoza niej podążają w odmiennych kierunkach. Od czasu szczytów z 2015 i 2016 roku, gdy saldo wynosiło ok. 220 tys. imigracja z krajów UE spada i w 2019 roku zaledwie o 49 tys. więcej obywateli państw "27" przyjechało do Wielkiej Brytanii niż z niej wyjechało. Przy czym w przypadku ośmiu państw Europy Środkowo-Wschodniej, które weszły do UE w 2004 roku spadek imigracji jest największy, a w zeszłym roku saldo było nawet ujemne (-12 tys.). Prawie o połowę zmniejszyła się też imigracja z Bułgarii i Rumunii.

Natomiast migracja netto z krajów pozaunijnych od 2013 roku nieustannie się zwiększa i osiągnęła najwyższy poziom od 1975 roku, gdy prowadzone są porównywalne statystyki. To wynika ze wzrostu imigracji, bo liczba wyjeżdżających z Wielkiej Brytanii od kilku lat jest na bardzo stabilnym poziomie. W 2019 roku przyjechało do niej 404 tys. obywateli pozostałych państw świata (z czego 284 tys. z Azji Wschodniej i Południowej), a wyjechało z niej 122 tys. Wzrost imigracji napędzają w dużej mierze obywatele Chin i Indii, którzy przyjeżdżają na studia.

To przyczyniło się do odwrócenia proporcji, które nastąpiło w 2019 roku - po raz pierwszy od 2012 roku więcej osób przyjeżdża do Wielkiej Brytanii z powodu nauki niż pracy (odpowiednio 236 i 219 tys., a pozostałe 222 tys. przyjechało z innych powodów lub ich nie podało).

ONS poinformowało też w odrębnym, również opublikowanym w czwartek raporcie, że w 2019 roku w liczącej 66 milionów ludności Wielkiej Brytanii mieszkało prawie 9,5 mln osób urodzonych za granicą, co stanowi ok. 14 proc. wszystkich. Wśród tych 9,5 mln urodzonych za granicą, nieco ponad 3,6 mln urodziło się w krajach UE, prawie 380 tys. w innych krajach Europy, prawie 3 mln w krajach Azji, zaś prawie 2,5 mln w innych krajach świata.

Jeśli chodzi o obywatelstwo, to w Wielkiej Brytanii mieszka nieco ponad 6,2 mln osób bez brytyjskiego obywatelstwa, co stanowi 9 proc. populacji. Ponad połowę z nich stanowią obywatele państw UE - 3,7 mln, obywateli innych państw europejskich jest 216 tys., azjatyckich - niespełna 1,3 mln, zaś pozostałych państw świata - 1 mln.

Zarówno odsetek osób urodzonych poza Wielką Brytanią, jak i niemających brytyjskiego obywatelstwa utrzymuje się od 2017 roku na podobnym poziomie.

Liczba osób z obywatelstwem państw UE była w 2019 roku nieco wyższa niż rok wcześniej, gdy było to 3,6 mln, ale niższa niż w 2017 roku - 3,8 mln. Do wzrostu w porównaniu z 2018 rokiem w największym stopniu przyczynili się obywatele Bułgarii i Rumunii. Natomiast liczba obywateli ośmiu państw Europy Środkowo-Wschodniej praktycznie się nie zmieniła w 2019 roku w porównaniu z rokiem 2018 i wynosiła 1,429 mln, ale jest to wyraźnie mniej niż w rekordowym roku 2017, gdy było to 1,583 mln.

Spośród urodzonych za granicą, osoby urodzone w Polsce stanowią drugą największą grupę mieszkających w Wielkiej Brytanii - według ONS było ich 818 tys., podczas gdy urodzonych w Indiach 863 tys. Obywatele polscy są natomiast największą grupą mieszkających w Wielkiej Brytanii osób bez brytyjskiego obywatelstwa - było ich 900 tys. W obu przypadkach to minimalny spadek w porównaniu ze stanem z 2018 roku - w analogicznym raporcie sprzed roku liczbę osób urodzonych w Polsce szacowano na 832 tys., z obywatelstwem polskim - na 905 tys.

Z Londynu Bartłomiej Niedziński (PAP)

Zaburzenia smaku i węchu - już oficjalnie objawem Covid-19 w Wielkiej Brytanii

Brytyjscy specjaliści oficjalnie uznali zaburzenia odczuwania smaku i zapachu za jeden z podstawowych objawów zakażenia wywołanego przez koronawirusa SARS-CoV-2. Mają oni nadzieję, że dzięki temu zwiększy się wykrywalność choroby Covid-19 – informują brytyjskie media

Od wielu tygodni różne badania i obserwacje wskazywały, że zaburzenia zapachu i smaku mogą być jednym z objawów zakażenia. Z badań prof. Tima Spectora z Kings College Londyn wynika, że 59 proc. osób, u których wykryto potem zakażenie koronawirusem SARS-CoV-2, zgłaszało wcześniej utratę smaku i zapachu, częściej nawet niż inne symptomy.

Za główne początkowe objawy Covid-19 uznaje się gorączkę oraz kaszel. Prof. Jonathan Van-Tam, zajmujący się ochroną zdrowia publicznego w Wielkiej Brytanii stwierdził w wypowiedzi dla Reutersa, że dodanie zaburzenia odczuwania smaku i zapachu może zwiększyć wykrywalność tej choroby o przynajmniej 2 proc., czyli z 91 - do 93 proc.

Brytyjski specjalista zwraca uwagę, że zakażenie wywoływane przez nowe koronawirusy może się objawiać również zmęczeniem, biegunkami, bólami w podbrzuszu oraz utratą apetytu. Jednak tych dolegliwości nie uznano jeszcze za dolegliwości podstawowe sugerujące Covid-19. (PAP)

Autor: Zbigniew Wojtasiński

Obraz Grégory ROOSE z Pixabay 

Brytyjscy specjaliści: rzadka choroba atakująca dzieci w czasie pandemii przypomina szok toksyczny

Wykryta w czasie pandemii COVID-19 w Europie i USA nowa, rzadka choroba zapalna, atakująca dzieci i młodzież przypomina szok toksyczny, ale różni się od choroby zapalnej nazywanej chorobą Kawasakiego - twierdzą brytyjscy specjaliści.

W Wielkiej Brytanii nową chorobę wykryto u około 100 dzieci zarówno kilku-, jak i kilkunastoletnich - informuje BBC News. Część z nich wymagało leczenia na oddziale intensywnej terapii oraz użycia respiratora. O wykryciu podobnego schorzenia informują także lekarze we Włoszech, Hiszpanii, Francji, Niderlandach oraz USA.

Według specjalistów Evelina London Children’s Hospital nowa choroba zapalna objawia się wysoką gorączką, wysypką, zapaleniem spojówek, obrzękami i ogólnym bólem. Przypomina chorobę Kawasakiego, powodującą ostre zapalenie naczyń i objawiająca się wysypką, powiększeniem węzłów chłonnych w okolicy szyi oraz suchością ust. Są to jednak dwa różne schorzenia.

Choroba Kawasakiego określana jest jako skórno-śluzowy zespół węzłów chłonnych. Może powodować niedokrwienie mięśnia sercowego oraz powstawanie tętniaków w naczyniach. Na ogół występuje sezonowo, wiosną i jesienią, najczęściej u dzieci do 5. roku życia (głównie w wieku 18 miesięcy).

Nowa choroba zapalna związana z nadmierną reakcją układu immunologicznego zdarza się zarówno u małych dzieci do piątego roku życia, jak i u nastolatków (nawet w wieku 16 lat). W Londynie leczono 14-latka, który niestety zmarł. Choroba ta nie powoduje jednak poważniejszych zaburzeń układu oddechowego. Dr Liz Whittaker z Imperial College London twierdzi, że jest ona związana z koronawirusem SARS-CoV-2, skoro pojawiła się w okresie pandemii. Na razie nie ma na to jednak dowodów.

Specjaliści uspokajają, że u większości dzieci nowa choroba przebiega łagodnie, jedynie u niektórych dochodzi do poważnych powikłań. Prezes Royal College Paediatrics and Child Health prof. Russell Viner podkreśla, że jest to bardzo rzadkie schorzenie. Może ona natomiast wyjaśniać dlaczego u niektórych dzieci tak poważny jest przebieg COVID-19 – dodaje.

W Bergamo we Włoszech, gdzie leczono dziesięcioro dzieci z tym schorzeniem zapalnym, dochodziło u nich do zaburzeń pracy serca i objawów zespołu szoku toksycznego. Konieczne było użycie m.in. sterydów. (PAP)

Linie lotnicze easyJet wznowią część połączeń 15 czerwca

Brytyjskie tanie linie lotnicze easyJet poinformowały w czwartek, że 15 czerwca uruchomią część połączeń w Wielkiej Brytanii i Francji, przy zachowaniu zasad bezpieczeństwa związanych z koronawirusem, w tym obowiązku noszenia masek przez załogę i pasażerów.

Samoloty easyJet są uziemione od marca ze względu na pandemię Covid-19, firma zamierza jednak wznowić najpierw połączenia krajowe, a potem będzie rozszerzać ofertę.

Oprócz obowiązku noszenia masek środkiem bezpieczeństwa mającym chronić pasażerów przed zakażeniem koronawirusem będzie częste dezynfekowanie samolotów.

Bezpośredni konkurent easyJet , irlandzki Ryanair, a także Air France-KLM, Lufthansa i Wizz Air również wprowadziły nakaz noszenia masek; British Airways rozważa taką decyzję.

W połowie kwietnia linie easyJet poinformowały, że dzięki dwóm kredytom są w stanie przetrwać dziewięć miesięcy z zakazem lotów. (PAP)

Johnson przyznaje, że ludzie mogą być sfrustrowani restrykcjami

Brytyjski premier Boris Johnson przyznał w niedzielę, że ludzie mogą być sfrustrowani złożonością nowych wytycznych wprowadzanych w czasie znoszenia restrykcji związanych z epidemią koronawirusa. Zapowiedział też, że chciałby od lipca powrotu do - jak to ujął - "prawie normalności".

Brytyjski rząd jest krytykowany za brak czytelnego przekazu w ramach wprowadzanego od środy pierwszego etapu luzowania restrykcji. Chodzi zwłaszcza o fakt, że odbywa się ono tylko w Anglii, gdyż władze Szkocji, Walii i Irlandii Północnej zdecydowały się na przedłużenie ograniczeń, a także o to, że powtarzane od końca marca jasne wezwanie o "pozostanie w domach" zastąpiono w rządowym przekazie apelem o "pozostanie czujnym".

"Rozumiem, że ludzie będą się czuć sfrustrowani niektórymi nowymi zasadami. Próbujemy zrobić coś, czego nigdy wcześniej nie trzeba było robić - wyprowadzić kraj z pełnego zamknięcia, w sposób, który jest bezpieczny i nie ryzykuje utracenia całej ciężkiej pracy. Zdaję sobie sprawę, że to, o co teraz prosimy, jest bardziej złożone niż po prostu pozostanie w domu, ale jest to złożony problem i musimy ufać w zdrowy rozsądek Brytyjczyków" - napisał Johnson na łamach "Mail on Sunday".

Zgodnie z nowymi zasadami, jeśli ktoś ma taką możliwość, nadal powinien pracować z domu, ale jeśli to nie możliwe, może wrócić do pracy i powinien unikać transportu publicznego. Od środy dozwolone jest wychodzenie z domów w celu aktywności fizycznej bez ograniczeń, a nie raz dziennie, jak było do tej pory. Można też spotykać się z jedną osobą spoza własnego gospodarstwa domowego, o ile spotkanie będzie w otwartej przestrzeni i z zachowaniem dwumetrowej odległości.

"Do tej pory wiele razem osiągnęliśmy. Nie utraćmy tego wszystkiego. W zamian za te małe wolności, na które teraz sobie pozwalamy, musimy pozostać czujni. Musimy to zrobić ze świadomością, że nasza samodyscyplina w końcu doprowadzi do powrotu naszej tak bardzo wyczekiwanej normalności" - przekonuje Johnson.

"Mail on Sunday" ujawnił też, że Johnson podczas wideorozmowy z grupą stu posłów z Partii Konserwatywnej powiedział, iż chciałby, aby w lipcu nastąpił powrót do "prawie normalności". Zastrzegł jednak, że będzie to możliwe, tylko jeśli Brytyjczycy będą przestrzegali zaleceń.

Zgodnie z planem, w drugim etapie, najwcześniej od 1 czerwca, stopniowo otwierane mają być szkoły, mogą zostać otwarte sklepy, a także mogą być organizowane imprezy kulturalne i sportowe bez udziału publiczności. W trzecim etapie - od 4 lipca - miałyby zostać otwarte puby, restauracje i hotele, choć z pewnymi ograniczeniami. Rząd zastrzegł, że poluzowywanie ograniczeń jest warunkowe i jeśli w ich trakcie nastąpi wzrost zachorowań, nie zawaha się ponownie wprowadzić ostrzejszych restrykcji.

Z Londynu Bartłomiej Niedziński (PAP)

foto : twitter/ BorisJohnson

KE przedstawia rekomendacje w sprawie otwarcia granic wewnętrznych

Komisja Europejska przedstawiła w środę rekomendacje dla państw członkowskich w sprawie otwarcia granic wewnętrznych UE. Bruksela sugeruje stopniowe podejście i umożliwienie podróży najpierw między regionami o podobnym nasileniu pandemii.

"To nie będzie normalne lato dla nikogo z nas, ale jeśli wszyscy będziemy pracować razem, robiąc to, co do nas należy, zgodnie z wytycznymi KE, wówczas nie będziemy musieli siedzieć latem w domu czy mierzyć się z kompletnie straconym sezonem dla przemysłu turystycznego" - mówiła na konferencji prasowej w Brukseli wiceszefowa KE Margrethe Vestager.

Otwarcie granic i przyjęcie środków ostrożności są kluczowe, aby umożliwić turystykę w Europie, która w wielu krajach odpowiada za znaczną część PKB. Komisja w swoich zaleceniach jest jednak bardzo ostrożna, mając na uwadze, że pandemia jeszcze się nie skończyła. W rekomendacjach nie ma żadnych dat. Decyzje będą podejmować władze krajowe.

"Musimy ostrożnie ponownie otwierać granice w Europie. Dlatego przyjęliśmy wytyczne dla państw członkowskich w sprawie stopniowego, skoordynowanego znoszenia restrykcji dotyczących wolnego przepływu osób. Co oczywiste, ludzie muszą mieć możliwość podróżowania pomiędzy krajami europejskimi, dlatego przedstawiamy wskazówki, jak stopniowo otwierać połączenia transportowe bez ryzyka dla zdrowia podróżnych" - zaznaczyła Vestager.

Podejście KE przewiduje m.in., że państwa członkowskie powinny odchodzić od ogólnie stosowanych restrykcji takich jak np. 14-dniowa kwarantanna dla wszystkich przybywających do kraju z zagranicy. Zamiast tego miałyby być stosowane bardziej ukierunkowane obostrzenia i środki ostrożności.

Jeżeli zniesienie ogólnie obowiązujących ograniczeń nie byłoby uzasadnione ze względu na sytuację zdrowotną, KE proponuje stopniowe i skoordynowane podejście. U jego podstaw ma być zniesienie ograniczeń między obszarami lub państwami członkowskimi, gdzie sytuacja epidemiologiczna jest "dostatecznie podobna".

"Mamy do czynienia z kryzysem zdrowotnym, który zabił tysiące naszych obywateli. Uderzył w nasze gospodarki i społeczeństwa bardzo mocno. Życie ludzi, ich codzienność, zostały wywrócone do góry nogami. Dzięki nim, dzięki ich cierpliwości, weszliśmy teraz w okres stabilizacji (w rozwoju epidemii - PAP) w większości krajów członkowskich" - podkreślała komisarz ds. zdrowia Stella Kyriakides.

Zgodnie z rekomendacjami państwa członkowskie UE mają działać w oparciu o trzy kryteria. Po pierwsze - epidemiologiczne, oparte na wytycznych Europejskiego Centrum ds. Zapobiegania i Kontroli Chorób (ECDC). Eksperci tej agencji mają m.in. przygotować interaktywne mapy stanu epidemii w poszczególnych regionach.

Otwarcie granic czy regionów ma być możliwe tylko tam, gdzie liczba przypadków nie dość, że jest niska, to jeszcze utrzymuje się na stabilnym poziomie. Służba zdrowia w miejscach odwiedzanych przez turystów musi mieć odpowiednie możliwości, by w razie wystąpienia ogniska pandemii przyjąć nie tylko lokalną ludność, ale też przyjezdnych.

Drugie kryterium dotyczy możliwości zastosowania środków ograniczających rozprzestrzenianie się wirusa podczas całej podróży, m.in. na przejściach granicznych. Chodzi m.in. o dodatkowe zabezpieczenia tam, gdzie trudno o zachowanie społecznego dystansu, np. na lotniskach. W wytycznych Komisji nie ma zapisu, by środkowe miejsce w samolotach pozostawało puste.

Wreszcie trzecie kryterium dotyczy względów społecznych i gospodarczych. KE wskazuje, że to nie turyści powinni mieć priorytet w przekraczaniu granicy, a pracownicy transgraniczni, ich rodziny oraz ci, którzy prowadzą interesy za granicą.

Komisja Europejska zwraca uwagę na zasadę niedyskryminacji. Chodzi o zapewnienie, by w sytuacji, gdy państwo członkowskie zezwoli na podróże, umożliwiało to mieszkańcom wszystkich krajów lub regionów o podobnych warunkach epidemiologicznych.

W praktyce zastosowanie tej zasady może oznaczać, że mieszkańcy np. województwa podkarpackiego, gdzie zakażeń jest niewiele, mogliby się udać na wakacje do Austrii, ale mieszkańcy województwa śląskiego już nie. Polska z kolei mogłaby utrzymywać odcięcie się od krajów zachodnich, ale gdyby zdecydowała np. o wpuszczeniu Brytyjczyków czy Niemców, powinna otworzyć się również na inne kraje o podobnej liczbie chorych.

Z Brukseli Krzysztof Strzępka (PAP)

Od czerwca namierzanie kontaktów 10 tys. zakażonych koronawirusem dziennie

Przed 1 czerwca w Wielkiej Brytanii zostanie uruchomiony program pozwalający namierzać każdego dnia kontakty 10 tys. osób zakażonych koronawirusem - zapowiedział w środę premier Boris Johnson.

"Mamy coraz większą pewność, że będziemy mieli testy oraz system śledzenia kontaktów, który będzie najlepszy na świecie i będzie to przed 1 czerwca" - oświadczył Johnson w Izbie Gmin zapytany przez lidera opozycyjnej Partii Pracy Keira Starmera, dlaczego od 12 marca nie było efektywnego systemu śledzenia kontaktów osób zakażonych koronawirusem.

Wychwytywanie kontaktów osób zakażonych ma być - obok testów na obecność koronawirusa - kluczem do zniesienia wprowadzonych restrykcji. Prowadzone ono będzie dwutorowo - przy pomocy zatrudnionych osób, które mają pytać się zakażonych o to, z kim się kontaktowali, a następnie telefonicznie lub mailowo informować te kontakty, że były narażone na kontakt z koronawirusem, a równolegle za pomocą specjalnej aplikacji na smartfony. W ten pierwszy sposób próbowano odnajdywać kontakty zakażonych, gdy na początku lutego w Wielkiej Brytanii zaczęły się pojawiać przypadki koronawirusa, ale później w związku z lawinowym ich przyrostem zarzucono tę metodę.

Johnson powiedział, że od 1 czerwca namierzaniem kontaktów zakażonych zajmować się będzie 25 tys. osób, z czego 24 tys. już zostało zrekrutowanych do tej pracy; dwa dni temu minister zdrowia Matt Hancock mówił o zatrudnieniu już ponad 21 tys. osób. "Będzie 25 tys. namierzających, którzy będą w stanie poradzić sobie z 10 tys. nowych przypadków dziennie" - zapewnił brytyjski premier.

Johnson nie wspomniał jednak o aplikacji na smartfony, która od prawie dwóch tygodni jest testowana na wyspie Wight na południu Anglii, co może sugerować, że nie do końca spełnia ona oczekiwania. Stworzona przez NHS, publiczną służbę zdrowia, aplikacja wykorzystuje technologię bluetooth. Aplikacja rejestruje kontakty, gdy użytkownicy są w odległości dwóch metrów od siebie przez co najmniej 15 minut. Jeśli użytkownik będzie miał objawy koronawirusa, wyśle przez aplikację informację do NHS, a wtedy do osób, które miały z nim kontakt wysłany zostanie alert. W poniedziałek stacja BBC oceniała, że efekty testów są jak na razie mieszane i ujawniły się pewne niedociągnięcia.

Premier powtórzył też w środę zapewnienie, że przed końcem maja w Wielkiej Brytanii przeprowadzanych będzie 200 tys. testów na obecność koronawirusa dziennie. Jak dotychczas rekordowym wynikiem było 136 tys., ale cały czas zdarzają się dni, w których nie osiągany jest poprzedni cel - 100 tys.

Z Londynu Bartłomiej Niedziński (PAP)

Obraz leo2014 z Pixabay 

Ambasador RP o znaczeniu przesłania Jana Pawła II w czasie epidemii

Podczas epidemii Covid-19 wróciło niemal zapomniane słowo "solidarność"; słowo, które zawsze było drogie Polakom i które jest silnie związane z papieżem Janem Pawłem II - napisał w najnowszym numerze brytyjskiego katolickiego tygodnika "Tablet" ambasador RP w Wielkiej Brytanii Arkady Rzegocki.

Ambasador zauważył, że dla Polaków słowo "solidarność" przywołuje silne wspomnienia, które zaczynają się od pierwszej pielgrzymki Jana Pawła II do kraju w 1979 r., a ta wizyta - jak podkreślił - była kluczowa dla powstania związku zawodowego Solidarność w następnym roku i upadku komunizmu 10 lat później.

"Zaczęliśmy czuć, że może być alternatywa dla komunistycznego reżimu. Uświadomiła nam - po raz pierwszy od czasu inwazji nazistowskich Niemiec i zaprowadzenia komunizmu - że możemy znaleźć w sobie siłę, wspólnie kształtować los własnego kraju i sami być podmiotami zmian społecznych i politycznych - jeśli tylko zjednoczymy się razem w prawdziwej solidarności" - napisał Rzegocki.

Przypomniał on słowa papieża z pielgrzymki do Polski z 1987 r., gdy mówił on o solidarności jako o więzi społecznej, łączącej wszystkich i zakorzenionej w głębokim poczuciu braterstwa, a także, że ta myśl została rozwinięta w dwóch encyklikach - "Sollicitudo Rei Socialis" z 1987 r. i "Centesimus Annus" - z 1991 r. "Przesłanie obu tych dokumentów jest jasne: +Solidarność jest systemem współzależności... co oznacza, że zobowiązujemy się do wspólnego dobra, ponieważ każdy z nas jest odpowiedzialny za wszystkich+" - zaznaczył ambasador.

Podkreślił również, że to dziedzictwo św. Jana Pawła II jest nadal aktualne, gdy świat przechodzi przez kryzys związany z Covid-19, mimo że są inne czasy, a wezwania do solidarności przybierają inną postać - np. pozostawania w domu czy zachowywania dystansu społecznego, aby zapobiegać rozprzestrzenianiu się choroby, dziękowania tym, którzy są na pierwszej linii walki z epidemią, czy też chronienia najbardziej bezbronnych.

"Jednak solidarność opiera się na tej samej zasadzie, że istnieje głęboka, wspólna więź społeczna, która jednoczy wszystkich mężczyzn i kobiety, niezależnie od różnic między nimi. I w miarę jak powoli zbliżamy się do świata po Covid-19, mam nadzieję, że nadal będziemy czerpać z dziedzictwa solidarności według Jana Pawła II i że nadal będzie ono nas inspirować do większego docenienia siebie nawzajem i do prawdziwej pracy razem jako wspólnoty zjednoczonej w dążeniu do wspólnego dobra" - podkreślił ambasador Rzegocki.

Tekst w tygodniku "Tablet" ukazał się w związku z przypadającą w poniedziałek 100. rocznicą urodzin Jan Pawła II.

Z Londynu Bartłomiej Niedziński (PAP)

Tłok w komunikacji publicznej po poluzowaniu ograniczeń

Utrzymywanie zalecanego dystansu od innych ludzi w komunikacji publicznej, zwłaszcza w Londynie, okazuje się praktycznie niemożliwe, a tylko niewielka część pasażerów zasłania usta i twarz - relacjonują w środę brytyjskie media.

Środa jest pierwszym dniem pierwszego etapu łagodzenia w Anglii ograniczeń, wprowadzonych 23 marca w celu zatrzymania epidemii koronawirusa. Od środy do powrotu do pracy zachęcane są te osoby, które nie mogą wykonywać swoich zajęć z domu, w szczególności pracujące na budowach, w zakładach przemysłowych czy rolnictwie. Ponadto wszyscy pozostali mogą do woli wychodzić z domu w celu aktywności fizycznej, a także spotykać się na otwartym powietrzu z jedną osobą spoza własnego domu.

W związku ze spodziewanym zwiększeniem liczby pasażerów w komunikacji publicznej rząd wydał wytyczne, zgodnie z którymi ludzie nadal powinni, jeśli to możliwe, unikać transportu publicznego, a jeśli muszą z niego korzystać, powinni zasłaniać twarz i utrzymywać odległość dwóch metrów od siebie.

Jednak - jak relacjonują stacje BBC i Sky News - w wielu miejscach, zwłaszcza na liniach metra i trasach autobusowych w Londynie, w praktyce okazało się to niemal niemożliwe. Problemem jest zarówno to, że większość osób nie zasłania twarzy, jak i to, że metro i autobusy są zbyt zatłoczone, co z kolei wynika z faktu, że po wprowadzeniu ograniczeń zredukowano częstotliwość kursowania transportu publicznego i nie została ona przywrócona do poprzedniego poziomu. Według danych Transport for London, publicznej spółki zarządzającej komunikacją miejską w stolicy, we wczesnych godzinach porannych liczba pasażerów była o 9 proc. wyższa niż przed tygodniem.

W związku z tym, że przestrzeganie zaleceń w kwestii dystansu społecznego jest niemal niemożliwe, związek zawodowy pracowników transportu RMT zagroził, że jeśli sytuacja się nie poprawi, być może konieczne będzie wstrzymanie kursowania komunikacji. Sekretarz generalny RMT Mike Cash powiedział stacji Sky News, że strajki mogą być konieczne, aby "chronić pracowników i pasażerów", a pracownicy powinni odmawiać pracy, jeśli nie czują się bezpiecznie. "Jeśli to będzie konieczne dla zapewnienia bezpieczeństwa ludziom, to zatrzymamy pociągi" - oświadczył.

Z Londynu Bartłomiej Niedziński (PAP)

foto : twitter / ZeepingAlong

W. Brytania zarzuca UE utrudnianie negocjacji w sprawie umowy handlowej

Wielka Brytania zarzuciła we wtorek Unii Europejskiej, iż utrudnia negocjacje w sprawie umowy handlowej swoim "ideologicznym podejściem" oraz że oferuje Londynowi "stosunkowo niskiej jakości porozumienie".

We wtorek brytyjski rząd opublikował 13 dokumentów, określających jego podejście do przyszłych stosunków z Unią Europejską", w tym projekt umowy o wolnym handlu, która opiera się na wcześniejszych umowach UE z takimi krajami jak Kanada, Japonia i Korea Południowa, a także kilka umów uzupełniających dotyczących rybołówstwa, egzekwowania prawa, współpracy w zakresie lotnictwa, energii i cywilnego programu jądrowego i innych.

Te projekty umów W. Brytania przedstawiała już wcześniej unijnym negocjatorom, ale jak wyjaśnił rząd, teraz je upublicznia w celu wniesienia "konstruktywnego wkładu w negocjacje". Jak podkreślono, brytyjskie podejście opiera się na "przyjaznej współpracy między suwerennymi równymi sobie stronami" i "reprezentuje nasz jasny i niezachwiany pogląd, że Zjednoczone Królestwo zawsze będzie miało kontrolę nad swoim własnym prawem, życiem politycznym i przepisami".

Do dokumentów dołączony został list głównego brytyjskiego negocjatora Davida Frosta do jego unijnego odpowiednika Michela Barniera. Frost napisał, że brytyjskie propozycje są podobne do umów, które UE zawarła z innymi krajami, i że jest to "kłopotliwe", iż UE "nalega na dodatkowe, nierówne i bezprecedensowe zapisy w wielu dziedzinach, jako warunek wstępny porozumienia między nami".

"Ogólnie rzecz biorąc, trudno nam dostrzec, co sprawia, że Wielka Brytania, wyjątkowo wśród waszych partnerów handlowych, nie jest godna tego, by zaoferować jej tego rodzaju porozumienia powszechne w nowoczesnych umowach o wolnym handlu. Pański tekst zawiera nowe, nierówne propozycje, które wiązałyby ten kraj z prawem lub standardami UE" - napisał Frost.

"To co zostało zaproponowane, nie jest sprawiedliwymi stosunkami handlowymi między bliskimi partnerami gospodarczymi, lecz stosunkowo niskiej jakości umową handlową, z bezprecedensowym nadzorem UE nad naszymi przepisami i instytucjami" - podkreślił Frost.

Zastrzegł jednak: "Nie musi tak być. Pozostaję przekonany, że bardzo łatwo byłoby nam uzgodnić nowoczesną i wysokiej jakości umowę o wolnym handlu oraz inne odrębne umowy, takie jak te, które zawarliście z innymi bliskimi partnerami na całym świecie, i że moglibyśmy to zrobić szybko".

Wielka Brytania i UE chcą zawrzeć umowę handlową przed końcem tego roku, czyli przed końcem okresu przejściowego po brexicie. Jeśli takiej umowy nie będzie, od początku 2021 r. w handlu między nimi będą mogły obowiązywać cła i inne bariery. Na początku roku brytyjski rząd ostrzegał, że jeśli do czerwca nie będzie postępu w negocjacjach, gotowy jest je zerwać.

W podobnym tonie co Frost wypowiedział się we wtorek Michael Gove, minister bez teki w gabinecie Borisa Johnsona. "UE zasadniczo chce, abyśmy przestrzegali zasad ich klubu, mimo że nie jesteśmy już jego członkami, chcą też mieć taki sam dostęp do naszych łowisk, jaki mają obecnie, ograniczając jednocześnie nasz dostęp do swoich rynków. Trudno jest osiągnąć porozumienie korzystne dla obu stron, gdy UE utrzymuje takie ideologiczne podejście" - powiedział Gove odpowiadając na poselskie zapytania o negocjacje.

Z Londynu Bartłomiej Niedziński (PAP)

Aresztowano 19 uczestników protestu przeciw restrykcjom z powodu epidemii

Londyńska policja aresztowała w sobotę 19 osób uczestniczących w proteście przeciwko, wprowadzonym przez rząd ograniczeniom, mającym na celu powstrzymanie epidemii koronawirusa. Zostali oni zatrzymani za celowe łamanie zasad dystansu społecznego.

Uczestnicy protestu, który odbył się w londyńskim Hyde Parku, przekonywali, że restrykcje naruszają ich prawa do wolności zgromadzeń i wolności wypowiedzi. Część z nich miała także transparenty i wznosiła hasła przeciwko sieci 5G oraz obowiązkowym szczepieniom. Według londyńskiej policji metropolitalnej w proteście uczestniczyło około 300 osób.

"To rozczarowujące, że stosunkowo niewielka grupa zebrała się w Hyde Parku, aby zaprotestować przeciwko przepisom, wyraźnie naruszając wytyczne i narażając siebie i inne osoby na ryzyko zakażenia" - powiedział zastępca komisarza policji Laurence Taylor. Dodał on, że policja początkowo próbowała skłonić uczestników manifestacji do rozejścia się, ale ponieważ ci nie posłuchali wezwań, aresztowała 19 osób, a 10 kolejnych ukarała mandatami. Jednym z zatrzymanych jest Piers Corbyn, brat byłego lidera opozycyjnej Partii Pracy, Jeremy'ego Corbyna. Był on jednym z przemawiających podczas protestu.

W związku ze spadającą liczbą zakażeń i zgonów w środę w Anglii rozpoczęła się pierwsza faza znoszenia ograniczeń. Zgodnie z poluzowanymi zasadami, możliwe jest wychodzenie z domów w celu aktywności fizycznej, w tym do parków, dowolną liczbę razy, a także spotykanie się z jedną osobą spoza własnego gospodarstwa domowego, ale tylko na zewnątrz i zachowując dwumetrowy dystans.

Taylor dodał, że zdecydowana większość osób przebywających w londyńskich parkach i na innych otwartych przestrzeniach przestrzegała obowiązujących przepisów.

Podobne demonstracje przeciwko wprowadzonym restrykcjom odbyły się w sobotę także w kilku innych miastach, m.in. Glasgow, Belfaście i Southampton.

Jak podało w sobotę po południu brytyjskie ministerstwo zdrowia, do tej pory z powodu koronawirusa zmarło w całym kraju 34466 osób, z czego 468 w ciągu ostatniej doby.

Z Londynu Bartłomiej Niedziński (PAP)

Członkowie rodziny królewskiej telefonicznie dziękowali pielęgniarkom

Z okazji obchodzonego we wtorek Międzynarodowego Dnia Pielęgniarek brytyjska królowa Elżbieta II oraz inni członkowie rodziny królewskiej dzwonili do pielęgniarek z Wielkiej Brytanii oraz innych państw, by podziękować im za wykonywaną pracę.

Prawie pięciominutowe nagranie z fragmentami rozmów zamieszczono we wtorek wieczorem na profilach członków rodziny królewskiej w mediach społecznościowych. Zaczyna się ono od telefonu królowej do Kathleen McCourt, przewodniczącej Federacji Pielęgniarek i Położnych Wspólnoty Narodów.

Jak podkreślił Pałac Buckingham, to najprawdopodobniej pierwszy taki przypadek, by fragment rozmowy telefonicznej królowej był udostępniany publicznie.

"W tym Międzynarodowym Dniu Pielęgniarek wraz z moją rodziną chcę dołączyć do chóru podziękowań dla personelu pielęgniarskiego i położniczego w całym kraju i na całym świecie" - mówi następca tronu, książę Karol, a jego żona księżna Camilla nawiązując do trwającej epidemii koronawirusa mówi, że te "nadzwyczajne czasy wymagają nadzwyczajnych osób", jakimi są właśnie pielęgniarki. Swoje wyrazy wdzięczności składają następnie syn Karola, książę William z małżonką, księżną Kate, księżniczka Anna, hrabina Wessexu Zofia oraz księżniczka Aleksandra.

Następnie zamieszczono fragmenty wideorozmów prowadzonych przez nich z pielęgniarkami i położnymi z Wielkiej Brytanii, a także z Indii, Australii, Malawi, Cypru, Bahamów i Sierra Leone. "Nie wiem, jak wam się to udaje robić wszystko z planem pomimo dodatkowej presji i trudnych warunków - to tylko pokazuje, jak ważną rolę odgrywają pielęgniarki na całym świecie. Powinnyście być niezwykle dumne z pracy, jaką wykonujecie" - mówi podczas jednej z rozmów księżna Kate.

Rozmowy z pielęgniarkami zostały zorganizowane z inicjatywy organizacji Nursing Now, której celem jest poprawa warunków pracy pielęgniarek na całym świecie oraz większe docenienie społeczne ich roli. Księżna Kate jest patronką tej inicjatywy.

Międzynarodowy Dzień Pielęgniarek ustanowiony został w 1965 r. Obchodzony jest w rocznicę urodzin Florence Nightingale, XIX-wiecznej angielskiej pielęgniarki, działaczki społecznej i statystyk, uważanej za twórczynię nowoczesnego pielęgniarstwa. W szczególności zasłynęła ona zorganizowaniem opieki nad rannymi żołnierzami podczas wojny krymskiej 1853-1856. W Wielkiej Brytanii wybrano ją także na patronkę większości tymczasowych szpitali dla chorych z Covid-19.

Z Londynu Bartłomiej Niedziński (PAP)

zdjęcie : twitter / RoyalFamily - księżniczka Aleksandra

Tytuł szlachecki dla weterana, który zebrał 33 mln funtów dla służby zdrowia

Tom Moore, stuletni weteran wojenny, który zebrał dla NHS, brytyjskiej publicznej służby zdrowia prawie 33 miliony funtów, otrzyma tytuł szlachecki - poinformowano we wtorek wieczorem.

"Fantastyczna zbiórka pieniędzy pułkownika Toma pobiła rekordy, zainspirowała cały kraj i dała nam wszystkim promyk światła w mgle koronawirusa. W imieniu wszystkich, którzy byli poruszeni jego niesamowitą historią, chcę powiedzieć ogromne +dziękuję+. On jest prawdziwym narodowym skarbem" - oświadczył brytyjski premier Boris Johnson, który formalnie wystąpił do królowej Elżbiety II o nadanie Moore'owi tytułu szlacheckiego. Szczegóły na temat tego, kiedy i w jakiej formie odbędzie się ceremonia, zostaną podane w środę.

Moore to weteran II wojny światowej, który obecnie porusza się przy pomocy chodzika na kółkach. Na początku kwietnia postanowił pomóc brytyjskim lekarzom i pielęgniarkom walczącym z epidemią - także dlatego, by odwdzięczyć się za opiekę, której sam doświadczył, gdy miał raka skóry oraz gdy przed dwoma laty po upadku doznał złamania stawu biodrowego. Na fundraisingowej platformie JustGiving ogłosił zbiórkę pieniędzy i wyzwanie dla siebie samego - przejście przed setnymi urodzinami stu liczących 25 metrów okrążeń wokół domu.

Początkowo liczył, że zdoła zebrać dla NHS, publicznej służby zdrowia, tysiąc funtów, ale jego akcja nieoczekiwane zyskała niesamowitą popularność. Gdy 16 kwietnia pokonywał - w asyście honorowej żołnierzy z Yorkshire Regiment - setne okrążenie, było to ponad 12 milionów funtów. Obecnie jest już prawie 32,8 mln - wpłacone przez 1,5 miliona osób, co jest największą suma, jaka kiedykolwiek została zebrana poprzez stronę JustGiving.

30 kwietnia z okazji setnych urodzin życzenia złożyli mu m.in. królowa Elżbieta II, książę William, Johnson oraz 140 tys. innych osób, które wysłały do niego kartki urodzinowe. Otrzymał też honorowy stopień pułkownika 1 batalionu Yorkshire Regiment, jednostki, w której służył w czasie II wojny światowej. Zgodnie z protokołem ministerstwa obrony, po otrzymaniu szlachectwa będzie tytułowany jako kapitan sir Thomas Moore.

Z Londynu Bartłomiej Niedziński (PAP)

foto : twitter / cityoflondon

Szukamy milionów wielkich serc

Jedną z najszczęśliwszych chwil w życiu każdego rodzica jest przyjście na świat dziecka i dla rodziców Hani był to 3 kwietnia 2019 roku. Beztroska trwała jednak tylko trzy miesiące: to właśnie wtedy pojawiły się niepokojące objawy. Dziewczynka zaczęła oddychać, używając brzucha zamiast płuc. Nie podnosiła głowy. Nie obracała się sama. Nie podnosiła rączek do góry. Coś było nie tak.

Na wieść o chorobie dziecka każdemu rodzicowi pęka serce. Świat rodziców Hani runął, gdy lekarze postawili diagnozę: SMA typ 1, rdzeniowy zanik mięśni. Nie było cienia wątpliwości.

SMA powoduje obumieranie neuronów odpowiedzialnych za pracę mięśni i zdążyło już Hani zabrać możliwość samodzielnego jedzenia i picia. Nie może też oddychać: jest wspomagana respiratorem. Przyjmuje jedyny dostępny w Europie, na razie jeszcze refundowany, lek – Spinraza. Niestety, środek ten nie leczy, a jedynie spowalnia postęp choroby.

Jednak medycyna nie jest już bezradna! Pojawił się ratunek: Zolgensma. Nowa, innowacyjna terapia genowa dostępna w USA! Lek, który zmienia kod genetyczny dziecka, „ucząc” organizm produkować białko niezbędne do pracy mięśni. Niestety, kosztuje fortunę: ponad 10 milionów złotych, do tego należy go podać przed ukończeniem drugiego roku życia. Hania ma już ponad rok.

Proszę, pomóż Hani wygrać wyścig o życie. Nie opuszczaj jej. Liczy się każdy, nawet drobny gest!

Rodzicie Hani mieszkają w Londynie i zbiórka, która została utworzona w Polsce niemal stoi w miejscu! Aplelujemy do polskiej społeczności w UK o solidarność z tą małą wojowniczką i jej rodziną oraz wsparcie ich walki!

Linki do zbiórki w Polsce:
https://www.siepomaga.pl/haneczka 
Link do zbiórki w UK:
https://www.justgiving.com/crowdfunding/hannalaczkowska 

Można również dołączyć do licytacji skierowanych do Polaków zamieszkałych w UK: https://www.facebook.com/groups/634122534029565/ lub do licytacji, które działają dla Hani w Polsce https://www.facebook.com/groups/190720808794418/

 

Autor: Anna Jędrzejczak-D'Agostino, This email address is being protected from spambots. You need JavaScript enabled to view it., 0031 06-11 49 70 43

Nauczyciele sceptyczni co do rządowego planu otwarcia szkół w czerwcu

Wznowienie zajęć w szkołach w Anglii od 1 czerwca, jak planuje w optymistycznym scenariuszu brytyjski rząd, jest nierealne - uważają dyrektorzy szkół i nauczyciele, odpowiadając na wytyczne, jak zapobiegać zakażeniom koronawirusem.

Brytyjski rząd opublikował we wtorek zalecenia, które mają zapobiec rozprzestrzenianiu się koronawirusa w szkołach. Zgodnie z nimi, klasy powinny liczyć maksymalnie 15 uczniów, ławki - rozstawione tak daleko od siebie, jak się da, a w miarę możliwości zajęcia powinny być prowadzone na zewnątrz.

Ponadto zalecenia mówią o zróżnicowaniu czasu rozpoczynania i kończenia zajęć tak, aby jak najmniejsza liczba przychodziła i wychodziła ze szkoły w tym samym momencie, oraz zróżnicowaniu czasu przerw między lekcjami. Szkoły powinny rozważyć stworzenie barier na korytarzach oddzielających dwa kierunki ruchu tak, aby uczniowie szli po każdej ze stron tylko w jedną stronę.

W przypadku przedszkoli i młodszych klas szkoły podstawowej zalecono, aby zrezygnować z miękkich mebli i zabawek, które są trudniejsze do czyszczenia, a także, aby starać się trzymać dzieci w tych samych, maksymalnie 15-osobowych grupach, przez cały dzień.

Nie ma natomiast zalecenia, by nauczyciele i inni pracownicy szkół zakładali środki ochrony osobistej, takie jak kombinezony medyczne czy maseczki.

Zgodnie z rządowym planem, jeśli pierwszy etap łagodzenia restrykcji nie spowoduje ponownego wzrostu zakażeń, w ramach drugiego - najwcześniej od 1 czerwca - otwarte zostaną ponownie szkoły w Anglii. (Plan dotyczy tylko Anglii, bo w Szkocji, Walii i Irlandii Północnej edukacja jest w kompetencjach tamtejszych rządów.)

Na początku wrócić miałyby dzieci z zerówek oraz klasy pierwszej i szóstej (ostatniej przed gimnazjum), ale celem rządu jest, by wszystkie klasy powróciły przed wakacjami przynajmniej na miesiąc. Podkreślono jednak, że nie będzie kar dla rodziców, którzy nie zdecydują się wysłać dzieci do szkół, gdy te zostaną ponownie otwarte.

"Wiem, jak ciężko pracują szkoły, gimnazja, przedszkola i rodzice, aby dzieci i młodzież mogły nadal uczyć się w domu i trudno mi wystarczająco im za to podziękować. Ale nic nie zastąpi bycia w klasie, dlatego chcę, aby dzieci wróciły do szkoły, gdy tylko będzie to bezpieczne. Najnowsze opinie naukowe wskazują, że od 1 czerwca powrót do szkoły będzie bezpieczny dla większej liczby dzieci, ale będziemy nadal ograniczać liczby dzieci w klasach i wprowadzać zabezpieczenia, aby zapobiec zakażeniom" - oświadczył minister edukacji Gavin Williamson.

Jednak organizacje i związki zawodowe nauczycieli i innych pracowników szkół wyraziły we wtorek daleko idący sceptycyzm co do realności tych planów. "Ten harmonogram jest lekkomyślny. Ten harmonogram po prostu nie jest bezpieczny" - powiedziała Mary Bousted, współprzewodnicząca największego związku nauczycieli NEU. W podobnym tonie wyraziło się także kilka innych organizacji nauczycielskich.

Z Londynu Bartłomiej Niedziński (PAP)

Hakerzy uzyskali dostęp do danych milionów klientów easyJet

Brytyjska niskobudżetowa linia lotnicza easyJet poinformowała we wtorek, że padła ofiarą cyberataku. Hakerzy mieli uzyskać dostęp do informacji na temat adresów e-mail i szczegółów podróży ok. 9 mln pasażerów oraz kart kredytowych 2,2 tys. osób.

Linia poinformowała o incydencie w komunikacie dla londyńskiej giełdy. Ale jak powiedziała we wtorek rzeczniczka firmy, o włamaniu wiedziała już pod koniec stycznia. Jak dodała, od tego czasu firma współpracuje z brytyjskim biurem komisarza ds. informacji, by ocenić szkody wyrządzone przez hakerów.

Według zarządu spółki easyJet "był celem ataku z bardzo zaawansowanego źródła". W efekcie włamywacze zdobyli dostęp do adresów e-mail oraz danych dotyczących podróży ok. 9 mln klientów. Firma zaznaczyła, że według jej ustaleń przestępcy nie uzyskali dostępu do danych paszportowych pasażerów.

Wykradziono natomiast informacje o kartach kredytowych 2 208 klientów easyJet. Jak podał zarząd, osoby, których dane padły łupem hakerów zostaną poinformowane przez easyJet w ciągu najbliższych dni. Jednocześnie linie ostrzegają klientów, by "pozostali czujni" i z ostrożnością traktowali próby kontaktu ze strony osób podających się za przedstawicieli easyJet. (PAP)

Gwałtowny spadek przeszczepów w Polsce i Wielkiej Brytanii

W Polsce i Wielkiej Brytanii w kwietniu gwałtownie spadła liczba przeszczepów narządów. Powodem jest pandemia Covid-19. Na wyspach brytyjskich nie było tak dużego spadku od prawie 40 lat.

Według najnowszych danych Poltransplant w kwietniu 2020 r. przeszczepiono w naszym kraju jedynie 54 narządy wewnętrzne - prawie dwukrotnie mniej, niż w poprzednich dwóch miesiącach. W marcu tego roku odbyło się 91 transplantacji, w lutym - 94, a w styczniu – 111.

Podobnie jak w poprzednich latach najwięcej przeszczepiono nerek. W kwietniu zrealizowano 32 transplantacje tego narządu, podczas gdy w marcu – 58, w lutym – 62, a w styczniu – 69. Spadła też liczba innych operacji. W styczniu przeszczepiono 28 wątrób, a w kwietniu jedynie 9. Na podobnym poziomie utrzymuje się jedynie liczba przeszczepów serca: w kwietniu było 8 takich zabiegów, a w styczniu – 9. Podobnie jest w przypadku transplantacji płuc (odpowiednio 4 i 5).

"BBC News" informuje, że również w Wielkiej Brytanii tak dużego spadku transplantacji nie było od 36 lat. Jeszcze w marcu odbyły się 244 przeszczepy, a w kwietniu tego roku – zaledwie 99. Tak źle w ciągu jednego miesiąca nie było od 1984 r.

Na szczęście na początku maja sytuacja w Wielkiej Brytanii zaczęła się poprawiać. W pierwszym tygodniu tego miesiąca odbyło się 47 transplantacji, podczas gdy w tym samym okresie kwietnia – jedynie 10. W Polsce dane za maj nie są jeszcze dostępne w bazie Poltransplantu.

Spadek przeszczepów spowodowany jest zarówno zmniejszeniem się liczby zgłaszanych dawców, jak i mniejszą wydolnością ośrodków transplantologicznych, zarówno w Polsce, jak i Wielkiej Brytanii.

Według danych Poltransplantu, o ile w styczniu było jeszcze 51 dawców ogółem oraz 39 tzw. dawców rzeczywistych (od których pobrano narządy do przeszczepów), to w kwietniu było odpowiednio 23 i 16 dawców.

W sumie od początku 2020 r. do końca kwietnia przeprowadzono w naszym kraju 350 transplantacji, w tym 221 przeszczepów nerek. W 2019 r. w tym samym okresie od tycznia do kwietnia wykonano u nas 451 przeszczepów narządów wewnętrznych. Jedynie w kwietniu było się 130 transplantacji, czyli dwuipółkrotnie więcej niż w tym roku.

W 2020 r. odbyły się w sumie 1473 transplantacje, choć ten rok nie należał do rekordowych. W 2020 r. może być jeszcze mniej przeszczepów. (PAP)

Autor: Zbigniew Wojtasiński

Obraz Sasin Tipchai z Pixabay 

O 627 wzrosła liczba zmarłych z powodu koronawirusa, łącznie 32 692

O 627 wzrosła w ciągu doby liczba zgonów z powodu koronawirusa w Wielkiej Brytanii, co oznacza, że łączna liczba ofiar śmiertelnych epidemii w tym kraju wynosi 32 692 - poinformowało we wtorek po południu ministerstwo zdrowia.

Bilans obejmuje wszystkie zgony w ciągu 24 godzin między godz. 17 w niedzielę a godz. 17 w poniedziałek, w przypadku których testy potwierdziły obecność koronawirusa.

627 nowych zgonów to wyraźnie więcej niż było w bilansach z trzech poprzednich dni, w tym zwłaszcza z poniedziałku, gdy informowano o 210 zmarłych, co było najniższą liczbą od półtora miesiąca.

Zarówno jednak tamte spadki, jak i poniedziałkowy wzrost są do pewnego stopnia efektem statystycznym. Od kilku tygodni widać w statystykach, że dane za weekendy są wyraźnie niższe, co jest związane z tym, że w ciągu weekendów potwierdzanie przyczyny zgonów w wielu przypadkach odbywa się z opóźnieniem. Te statystyczne spadki są wyrównywane po weekendzie i zwłaszcza w danych publikowanych we wtorki następuje skokowy przyrost liczby zgonów.

Niwelująca te dzienne skoki średnia zgonów z siedmiu kolejnych dni wskazuje jednak, że liczba umierających z powodu koronawirusa w Wielkiej Brytanii zmniejsza się, choć dzieje się to wolniej niż w większości pozostałych państw europejskich.

Ministerstwo zdrowia poinformowało również, że w ciągu ostatniej doby przeprowadzono nieco ponad 85 tys. testów na obecność koronawirusa. To o ponad 15 tys. mniej niż poprzedniego dnia, a także powrót - po jednym dniu przerwy - do sytuacji, w której nie udaje się zrealizować rządowego celu przynajmniej 100 tys. testów dziennie. Do tej pory osiągnięty on został trzy razy - 30 kwietnia, 1 maja oraz w poniedziałek. Tymczasem zgodnie z obietnicą premiera Borisa Johnsona do końca maja w Wielkiej Brytanii ma być wykonywane 200 tys. testów dziennie.

Łączna liczba wykrytych przypadków koronawirusa wynosi w Wielkiej Brytanii 226 463, co oznacza wzrost o 3 403 w stosunku do stanu z poprzedniego dnia. To najmniejsza liczba nowych przypadków od 31 marca, przy czym obecnie przeprowadzanych jest kilka razy więcej testów niż wtedy, a zarazem czwarty kolejny dzień, gdy liczba wykrytych zakażań nie przekracza 4 tys. Bilans testów i nowych zakażeń obejmuje 24 godziny między godz. 9 w poniedziałek a godz. 9 we wtorek.

W związku danymi wskazującymi, że szczyt epidemii Wielka Brytania ma za sobą, Johnson w niedzielę wieczorem przedstawił trzyetapowy plan warunkowego znoszenia w Anglii ograniczeń wprowadzonych w celu zatrzymania epidemii. W pierwszym, zaczynającym się w środę, do powrotu do pracy zachęcane są osoby, które nie mogą wykonywać zajęć zdalnie, będzie można spotykać się zewnątrz z jedną osobą spoza własnego gospodarstwa domowego, a także wychodzić z domu w celu aktywności fizycznej więcej niż raz dziennie. W drugim etapie - najwcześniej od 1 czerwca - otwarte zostaną niektóre szkoły i sklepy, a od lipca - puby, restauracje i hotele, choć z pewnymi ograniczeniami.

Wielka Brytania zajmuje pierwsze miejsce w Europie i drugie na świecie - za Stanami Zjednoczonymi - pod względem liczby ofiar śmiertelnych koronawirusa.

Z Londynu Bartłomiej Niedziński (PAP)

Obraz Lolame z Pixabay 

Rekordowy wzrost wniosków o zasiłek dla bezrobotnych

Liczba osób ubiegających się o zasiłki dla bezrobotnych w kwietniu, pierwszym pełnym miesiącu zamknięcia gospodarki z powodu koronawirusa, wzrosła o ponad 850 tys. i osiągnęła najwyższy poziom od 1996 r. - poinformował we wtorek brytyjski urząd statystyczny ONS.

Jak informuje ONS, w kwietniu złożono w Wielkiej Brytanii 2,097 mln wniosków o zasiłek dla bezrobotnych, co jest najwyższą liczbą od 1996 r. i wzrostem o 856,5 tys. w stosunku do marca, najwyższym miesięcznym wzrostem w historii.

Liczby te nie uwzględniają osób, które korzystają z rządowego programu subsydiowania pensji. Zgodnie z nim pracodawcy, którzy w czasie epidemii zanotowali spadek przychodów, ale nie zwalniają pracowników, tylko wysyłają ich na urlopy, mogą otrzymać zwrot 80 proc. ich pensji. Według podanych kilka dni temu statystyk z programu korzysta ok. 7,5 mln pracowników.

Niezależnie od danych o zasiłkach ONS poinformował we wtorek, że bezrobocie w Wielkiej Brytanii w okresie trzech miesięcy od stycznia do marca włącznie zwiększyło się o 50 tys. - do 1,35 mln, ale jego stopa spadła w porównaniu z okresem grudzień-luty z 4,0 proc. do 3,9 proc.

Restrykcje mające na celu zatrzymanie epidemii, zgodnie z którymi m.in. wstrzymano niemal całą działalność gospodarczą poza tym, co jest niezbędne do funkcjonowania państwa, i poza tym, co może być wykonywane zdalnie, weszły w życie 24 marca, co oznacza, że tylko tydzień ich obowiązywania został ujęty w danych na temat bezrobocia.

Inne dane pokazują jednak, jak mocno wpłynęły one na sytuację. Średnia tygodniowa liczba przepracowanych godzin spadła w ostatnim tygodniu marca do 24,8, czyli była o około jedną czwartą niższa niż w pierwszych 11 tygodniach roku oraz niższa od średniej dla ostatniego tygodnia marca z poprzednich lat.

"Choć nasze dane obejmują tylko pierwsze tygodnie obowiązywania ograniczeń, pokazują one, że Covid-19 ma znaczący wpływ na rynek pracy. W marcu zatrudnienie utrzymywało się na wysokim poziomie, ponieważ urlopowani pracownicy nadal liczeni są jako zatrudnieni, ale pod koniec marca liczba przepracowanych godzin gwałtownie spadła, szczególnie w sektorach takich jak hotelarstwo i budownictwo" - oświadczył Jonathan Athow, zastępca głównego statystyka ONS.

W kwietniu Biuro Odpowiedzialności Budżetowej (OBR) prognozowało, że w połowie tego roku stopa bezrobocia może wzrosnąć do 10 proc.

Z Londynu Bartłomiej Niedziński (PAP)

Obraz 5477687 z Pixabay 

Państwa UE porozumiały się ws. 100 mld euro na wsparcie zatrudnienia

Unijni ambasadorowie wypracowali w piątek polityczne porozumienie w sprawie inicjatywy wsparcia zatrudnienia, dzięki której ma do nich trafić do 100 mld euro niskooprocentowanych pożyczek na ochronę miejsc pracy zagrożonych kryzysem wywołanym przez pandemię.

Komisja Europejska przedstawiła projekt w tej sprawie na początku kwietnia. Zakłada on utworzenie nowego instrumentu o nazwie SURE, który zapewni do 100 mld euro pożyczek dla krajów UE. Środki te mają dać pracownikom dochody i utrzymanie zatrudnienia w przedsiębiorstwach, które bez wsparcia publicznego byłyby zmuszone do przeprowadzania zwolnień lub redukcji wymiaru pracy.

"Pandemia Covid-19 to wyjątkowe wyzwanie dla Europy, ponieważ zagraża życiu i źródłom utrzymania wielu osób. (...) SURE będzie ważną siatką bezpieczeństwa do ochrony miejsc pracy i pracowników, ponieważ zapewni państwom członkowskim niezbędne środki na sfinansowanie działań służących zwalczaniu bezrobocia i utraty dochodów" - podkreślił w piątkowym oświadczeniu wicepremier i minister finansów sprawującej prezydencję Chorwacji Zdravko Marić.

Pożyczki z SURE będą opierać się na gwarancjach udzielonych przez państwa członkowskie. W sumie gwarancje te mają opiewać na kwotę 25 mld euro. Każdy z krajów będzie obciążony w stopniu odpowiadającym jego udziale w Dochodzie Narodowym Brutto UE. W przypadku Polski to nieco ponad 4 proc.

Stolice nie będą musiały robić przelewów do Brukseli, a gwarancja zostanie uruchomiona tylko w przypadku, gdyby któryś z krajów, do których trafią środki, nie spłacił pożyczki. KE przekonuje, że to bardzo mało prawdopodobne, bo oznaczałoby de facto bankructwo kraju unijnego.

Wartością dodaną instrumentu ma być dostarczanie taniego pieniądza. Kraje UE, zwłaszcza te z gorszymi ratingami, mogą cały czas same pożyczać środki na rynkach finansowych, ale drożej, niż może to zrobić Komisja Europejska.

SURE umożliwi państwom członkowskim zwrócenie się o retrospektywne pokrycie wydatków publicznych poniesionych od 1 lutego 2020 r. Ze środków będą mogły być finansowane nie tylko dopłaty do miejsc pracy, ale też pomoc dla osób prowadzących działalność na własny rachunek oraz wydatki w służbie zdrowia (chodzi zwłaszcza o dodatkowe zatrudnienie w związku z kryzysem).

Inicjatywa jest jednym z trzech uzgodnionych przez eurogrupę zabezpieczeń przed kryzysem o łącznej wartości 540 mld euro. Środki z SURE mają być skierowane tam, gdzie będą najbardziej potrzebne. Nie ma wyliczeń, ile ma trafić do każdego z państw członkowskich. KE zapowiadała, że rozwiązanie to będzie miało szczególne znaczenie dla krajów najbardziej dotkniętych kryzysem. Formalnie konkretna pomoc finansowa zostanie przyznana decyzją przyjętą przez Radę UE na wniosek Komisji.

Regulacja musi zostać jeszcze formalnie zatwierdzona przez państwa UE w procedurze pisemnej. Ma to nastąpić we wtorek. Zgoda Parlamentu Europejskiego nie jest wymagana.

Z Brukseli Krzysztof Strzępka (PAP)

Obraz 272447 z Pixabay 

Rząd opublikował wytyczne jak zapobiegać zakażeniu w miejscach pracy

Brytyjski rząd opublikował we wtorek wytyczne, które mają zapobiec rozprzestrzenianiu się koronawirusa w miejscach pracy, gdy firmy w ramach stopniowego znoszenia restrykcji zaczną wznawiać działalność.

Pierwszy etap znoszenia restrykcji rozpocznie się w środę. W nim zachęcane do powrotu mają być zwłaszcza osoby pracujące na budowach, w fabrykach i na zewnątrz, przy czym rząd zastrzega, że powrót do pracy jest możliwy tylko, jeśli zostaną stworzone odpowiednie warunki.

Rządowe wytyczne podzielono na siedem części, w których wyjaśniono jakie kroki muszą podjąć pracodawcy w przypadku siedmiu głównych typów wykonywanych zajęć.

W przypadku prac wykonywanych głównie na zewnątrz, np. w budownictwie czy rolnictwie, nie są wymagane dodatkowe środki ochrony osobistej, jak maseczki na twarz, poza tymi, które i tak były konieczne, np. kaski ochronne na budowach. Należy natomiast zwiększyć liczbę wejść, zróżnicować godziny przybywania do pracy, ograniczyć wejście osób z zewnątrz. Tereny budowy czy rolne powinny być podzielone na sektory, by ograniczyć kontakt między poszczególnymi zespołami pracowników, a tam gdzie to możliwe, pracownicy powinni wykonywać jeden typ zajęcia dziennie, by zmniejszyć ilość dotykanych przez nich narzędzi i maszyn. Te zaś powinny być odkażane po każdym użyciu.

Wytwarzanie i przetwórstwo żywności również nie wymaga środków ochrony osobistej poza te, które i tak już były konieczne. Zalecono natomiast, by pracownicy podzieleni byli na stałe zmiany, tak aby zmniejszyć możliwość przekazania wirusa, by nie przekazywać bezpośrednio używanych wspólnie narzędzi oraz by dostawy były rzadsze, ale większe, co pozwoli ograniczyć kontakty z osobami z zewnątrz.

Pracownicy biurowi w miarę możliwości nadal powinni pracować z domu, a jeśli to nie jest możliwe, powinny być zróżnicowane godziny rozpoczynania i zakończenia pracy, a także przerw na lunch, by ograniczyć możliwość gromadzenia się osób. Na korytarzach powinien być wprowadzony ruch jednokierunkowy, a biurka - rozsunięte, tak by zachować odległość dwóch metrów między osobami, a jeśli to nie jest możliwe, należy ustawić ekrany bądź przegrody, by oddzielić pracowników. Należy unikać przechodnich biurek, a w przypadku firm, gdzie to niemożliwe, jak np. obsługa infolinii, pomiędzy zmianami sprzęt i biurka muszą być odkażane.

W przypadku sklepów, zarówno tych, które cały czas pozostawały otwarte, jak spożywczych, supermarketów i aptek, jak i pozostałych, które będą mogły zostać otwarte najwcześniej od 1 czerwca, należy określić maksymalną liczbę klientów pozwalającą na utrzymywanie między nimi odległości dwóch metrów i pilnować, by nie była ona przekraczana. Na podłogach powinny być umieszczone oznaczenia odległości, zwłaszcza w kolejkach do kas. Należy zrezygnować z usług, których nie można bezpiecznie wykonywać bądź wymagają bliskiego kontaktu z klientami, a także rozważyć, czy przymierzalnie są niezbędne, a jeśli są to powinny być odkażane po każdym użyciu. Konieczne jest zapewnienie możliwości dokonywania płatności zbliżeniowych.

Firmy transportowe, kurierskie i przewozowe powinny rozważyć, czy działalność, w której nie można wprowadzić dystansowania społecznego, jest niezbędna. Ponadto zalecane jest, by w samochodach, którymi jeździ więcej pracowników, oddzielić ich ekranami lub przegrodami, stworzyć stałe zespoły, tak by zmniejszyć możliwość rozprzestrzeniania się wirusa, zmniejszyć kontakt z klientami w czasie odbioru bądź dostarczania przesyłek. Samochody powinny być odkażane pomiędzy użyciem przez kolejne osoby i musi być w nich wystarczająca ilość płynów lub chusteczek dezynfekujących, by pracownicy mogli umyć ręce po każdej dostawie.

W przypadku prac wykonywanych w domu innych ludzi, zarówno takich jak doraźne naprawy hydrauliczne czy elektryczne, jak i stałych jak sprzątanie czy opieka, należy ograniczyć kontakty na odległość mniejszą niż dwa metry, a jeśli to niemożliwe, unikać przebywania na wprost drugiej osoby, zamiast tego stać z jej boku. Tam, gdzie to możliwe, należy używać barier bądź ekranów oddzielających. Ponadto żadne prace nie mogą być wykonywane w domach osób poddających się izolacji, chyba że jest to konieczne ze względów bezpieczeństwa.

Puby i restauracje przynajmniej do 4 lipca mogą tylko wydawać jedzenie na wynos i w tym zakresie zalecane jest, by zainstalować w kuchni bariery pomiędzy poszczególnymi stanowiskami, a także między osobami wydającymi jedzenie a klientami, wyznaczyć oddzielne punkty odbioru dla dostawców. Zalecane jest także zachęcanie klientów do płatności bezgotówkowych albo zamówień internetowych.

Z Londynu Bartłomiej Niedziński (PAP)

Obraz Melk Hagelslag z Pixabay 

Image

Świetna aplikacja! Pobierz!

Image
Image

Jesteś świadkiem ciekawych wydarzeń?

Zarejestruj się i podziel się swoją historią

Autorzy 

Zostań autorem
Image
  • logo
  • logo
  • logo
  • logo
  • logo
  • logo
  • logo
  • logo
  • logo
  • logo
  • logo
  • logo
  • logo
  • logo
  • logo
  • logo
  • logo
  • logo
  • logo
  • logo
  • logo
  • logo
  • logo
  • logo
  • logo
  • logo
  • logo
  • logo
  • logo
  • logo
  • logo

Korzystając z naszej strony, wyrażasz zgodę na wykorzystywanie przez nas plików cookies - Polityka prywatności. Zaktualizowaliśmy naszą politykę przetwarzania danych osobowych - RODO. Więcej dowiesz się TUTAJ.